[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cokolwiek wspólnego z jej śmiercią, zabiłby mnie. Podbiłem
mu oko. - Jego głos był oschły, wyprany z emocji.
Patrzyła na niego i czuła przykry ucisk w żołądku.
- Dlaczego? Dlaczego mu to przyszło do głowy? Marco mó­
wił mi, że Angelina zginęła w wypadku.
111
Książę wstał.
- Tamtego dnia poprosiła mnie o spotkanie. Była przygnę­
biona, kiedy opuszczała dom. Raf wiedział, że dzień wcześniej
się pokłóciliśmy. - Zacisnął dłoń na oparciu fotela. - Orzekli,
że jej śmierć to wypadek. Ale miała siniaki na ramieniu, jakby
ktoś ją chwycił. Medyk oznajmił, że nie wyklucza, iż powsta­
ły tuż przed wypadkiem, ale równie dobrze mogła się potłuc,
spadając.
Dobry Boże. Wyczuwała prawdziwe cierpienie pod tym
chłodnym tonem. Sama podzielała powszechny smutek, ja­
ki zapanował po przedwczesnej tragicznej śmierci Angeliny,
ale do tej pory nie zdawała sobie sprawy, jaki wpływ na ludzi,
którym była bliska, miało jej odejście. Chciała przysunąć się
do księcia, objąć go ramieniem tak, jak obejmowała Marianę,
ale on z pewnością by ją odtrącił.
- Nie ma nic dziwnego w tym, że się pokłóciliście - powie­
działa tylko. - Wszystkim zdarzają się sprzeczki. Dopóki nikt
nie zna powodów przygnębienia Angeliny, nie można zakła­
dać, że miało coś wspólnego z panem. Oskarżenia Rafa wyda­
ją się całkowicie absurdalne.
- Nie do końca. - Nie spuszczał ponurego spojrzenia z jej
twarzy. - Angelina zaczęła mieć wątpliwości co do naszego
ślubu. Byłem pewien, że tamtego dnia zamierzała zerwać za­
ręczyny. Raf też wiedział o jej wątpliwościach. Jest jeszcze coś,
w co nie wierzyłem aż do tamtego dnia, kiedy ujrzałem jego
twarz. Był moim przyjacielem, powinienem był się domyślić.
Raf również był zakochany w Angelinie.
Cecily wstała, podeszła do niego i położyła mu dłoń na ręce.
- Tak mi przykro - wyszeptała.
- Niepotrzebnie. - Odsunął jej dłoń i wstał. - Muszę pa­
nią przeprosić. Teraz pójdę do stajni, a potem na przechadz-
112
kę. Jutro wyruszymy do mojej willi. Bardzo prawdopodobne,
że Mariana i Simon już tam są. Jeśli ich zastaniemy, ruszymy
do Wenecji. Zatrzyma się pani u mojej matki i tam pozostanie,
dopóki nie znajdziemy Mariany i Simona.
Nie przychodziła jej do głowy żadna sensowna odpowiedź.
Książę skłonił lekko głowę i wyszedł, a Cecily czuła się tak,
jakby obumarła cząstka jej serca.
Rozdział ósmy
Nico wcisnął koszulę w pasek świeżo upranych spodni i na
chwilę oparł się o toaletkę. Oddychał ciężko. Zmełł w ustach
przekleństwo. Wciąż był słaby, choć trudno mu było przyznać
się do tego przed samym sobą. A za wszelką cenę chciał dziś
opuścić gospodę.
I przeprosić Cecily, że ostatnio potraktował ją w tak niedo­
puszczalny sposób. Nadal widział cierpienie na jej twarzy, gdy
się od niej odwracał.
Dotychczas nigdy nikomu nie mówił, o co pokłócił się
z Rafem. Nigdy nie wypowiedział słów, które wciąż nawiedza­
ły jego myśli. Raf kochał Angelinę. Współczucie w oczach Ce­
cily tylko pogłębiło poczucie winy księcia i wywołało w nim
dziwną złość. Nie pragnął ani jej dobroci, ani litości - nie
chciał, by jej troska obudziła w nim uczucia, które dawno po­
grzebał.
Ale to nie usprawiedliwiało grubiaństwa. Nie mogli sobie
pozwolić na złe relacje, tym bardziej że wszystko wskazywa­
ło na to, iż wkrótce zostaną rodziną - co stwarzało całe mnó­
stwo nowych komplikacji.
114
- Signora Renato.
Cecily drgnęła i spojrzała na Severina, który siedział na­
przeciwko niej w powozie. Postanowił zostawić swojego ko­
nia w stajni w gospodzie i udał się w podróż powozem Cecily.
Niewiele mówił w trakcie jazdy, ona również nie była w na­
stroju na pogawędkę. Nie po wczorajszym incydencie. Severin
bardzo jasno dał do zrozumienia, że niczego od niej nie chce.
- Tak, Wasza Wysokość?
- Chciałbym przez chwilę z panią porozmawiać.
- Skoro pan sobie tego życzy.
- Chcę przeprosić za moje wczorajsze grubiaństwo. Nie po­
winienem był tak od pani odchodzić. - Starał się mówić obo-
jętnym tonem, ale Cecily domyśliła się, że przeprosiny nie
przyszły mu łatwo.
- Proszę nie przepraszać. Rozumiem, że był pan...
- Nie chcę pani zrozumienia. Przepraszam panią, a nie pro­
szę o to, żeby usprawiedliwiała moje zachowanie.
- Doskonale. Wobec tego przyjmuję przeprosiny. - Wie­
działa, że mówi równie lodowatym tonem, ale robiła wszyst­
ko, by się nie domyślił, jak bardzo rani ją jego oschłość. Wbi­
ła spojrzenie w okno, powtarzając sobie w duchu, że to nie
ma żadnego znaczenia. To, co robi czy czuje, nie jest jej spra­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dancemix1234.keep.pl