[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mając przed sobą jak na dłoni calutką łąkę, jasno oświetloną przez księżyc. Nagle wśród nocnej
ciszy zaszumiało coś w górze i na łąkę sfrunęły trzy złote gołębie. Ledwie dotknęły nogami trawy,
przeistoczyły się w piękne panny. Wśród nich jedna, najpiękniejsza, zdawała się być zwierz-
chniczką. Po przemianie, ukrywszy swe złote skrzydła w krzakach, jęły pląsać po całej łące, a ta
najurod-niejsza śpiewała jeszcze do tańca. Miłosz zrazu osłupiał ze zdumienia. Ale gdy ochłonął,
ukrył skrzydła winowajczyń, by je w ten sposób u-więzić.
Kiedy wytańczyły się do woli, po-skoczyły do kryjówki po skrzydła. I wtedy zobaczyły Miłosza.
Najpierw pisnęły trwożnie, po dziewczyńsku,
149
a potem jęły domagać się zwrotu skrzydeł. Najpierw groził im karą za niszczenie łąki. Ponieważ
jednak gorąco prosiły o darowanie winy, złagodniał i rzekł:
Dziś jeszcze wam wybaczę i oddam skrzydła. Aliści każda musi mi coś podarować.
Zaczęły się między sobą naradzać, a z ich słów wynikało, że najpiękniejsza zowie się Bogna i jest
królewną, towarzyszki zaś jej dworkami. Po naradzie Bogna podarowała Miłoszowi złoty
pierścień z diamentem. Jedna dworka złote jabłko, druga zaś złotą gruszkę. Atoli nie
skończyło się na tym. Miłosz i Bogna zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia i wyznali to
nawzajem.
Jeślim ci nie za niski stanem, zostań, królewno, moją żoną! zawołał Miłosz w uniesieniu.
Ach, czekałam tylko na te słowa!
odparła jeszcze żywiej Bogna. Albowiem miłuję cię z duszy serca, a ponadto ślub nasz
zbliży mnie i moich bliskich do wyzwolenia z czaru, jaki rzucił na nas zły czarownik pospołu z
czartami.
Zabrał ją do domu rodzinnego, gdzie odbyło się huczne wesele. Po weselu Bogna zwróciła się
do małżonka ze słowami:
Muszę jeszcze wrócić do rodziców, do naszego złotego zamku, gdzie przyszłam na świat.
Dobrze zgodził się skwapliwie. Pojedziemy.
Nie. Proszę cię, mężu, byś został jeszcze rok u swoich. Ja jeno z tymi dwiema dworkami polecę
na gołębich skrzydłach, które chowasz, do naszej ojczyzny.
Nie godził się zrazu na rozłąkę, ale wreszcie przystał.
A gdzie ten wasz złoty zamek? spytał.
Tam, gdzie słońce zachodzi i panuje wieczna zima odrzekła.
Po tej rozmowie odleciała wraz z dworkami na odzyskanych skrzydłach, zapewniwszy męża o
stałości swego kochania.
Do zobaczenia za rok! zagru-chała jeszcze w locie.
Przez cały rok bracia dokuczali Miłoszowi, szydząc z jego ożenku i o-puszczenia przez żonę.
Ojciec nie chciał mu dać konia na podróż do złotego zamku w krainie wiecznej zimy.
Rozżalony, udał się pieszo w daleką, nieznaną drogę.
Szedł i szedł przez rzeki, góry i doliny, przez bagna, lasy i pola zdawało się, na koniec
świata... Pewnego dnia natknął się na ogromny but, porzucony w trawie. Nie o-podal dwaj olbrzymi
z rykiem bili się zaciekle na pięści. Wiedząc, że tacy przy wielkim ciele mają mały rozum i bez
powodu mogą zrobić człowiekowi krzywdę, z niejakim lękiem zawołał:
Hej! O co siÄ™ tak bijecie?
A co ci do tego? pysknęli jednocześnie głosami jak grzmot.
RozsÄ…dzÄ™ was, pomogÄ™. No, ??? bitwa?
Odziedziczyliśmy po ojcu ten but
odparł jeden z olbrzymów. Ja twierdzę, że mnie go ojciec przeznaczył.
A ja, że mnie! ryknął drugi.
I wartoż tak wojować o jeden głupi but? prychnął Miłosz.
150
^¦¦i
Ale kto go obuje, ten za każdym krokiem sto mil przejdzie.
Wątpię. Pozwólcie, sprawdzę, czy tak jest i wówczas rozsądzę, jak należy. Przymierzę ten but.
Cha, cha, cha! ryknęli takim śmiechem, że zadrżała ziemia. Przymierz, krasnoludku! Cały
się weń zmieścisz. Cha, cha, cha! Rychło jednak śmiać się przestali. Bo Miłosz, wlazłszy jakoś w
but jedną nogą, drugą się podparł i po chwili był już o sto mil od olbrzymów. Daremnie gonili go
ogromnymi susami, przesadzając rzeki i pagórki. Miłosz biegł szybciej w wycyganionym bucie.
Niebawem natknął się na bójkę dwóch innych olbrzymów.
O co walczycie, mości panowie?
spytał już bez lęku.
O płaszcz, który dziadek zostawił nam w spadku, a nie zaznaczył, do kogo ma należeć odparł
jeden z olbrzymów.
Ja rozsÄ…dzÄ™, bo, jak wiecie, mali ludzie majÄ… wielki rozum.
Ale rozsądz sprawiedliwie! Jest o co walczyć: kto przywdzieje ten płaszcz-niewidek, staje się
niewidzialny.
Przymierzę go i sprawdzę, czy prawdę mówicie.
Ryknęli śmiechem i wydzierali się jeden przez drugiego:
Ano sprawdz! Cha, cha, cha! To jakbyś się dachem nakrył, hi, hi! Miłosz przywdział płaszcz-
niewidek i oczywista zniknął, a cudowny but przeniósł go setki mil od olbrzymów.
Tutaj wędrowiec zobaczył nagle o-gromny miecz wbity w ziemię, a w
pobliżu znowu dwóch wielkoludów zażarcie walczących.
O co walczycie, mości panowie?
zagadnÄ…Å‚ grzecznie.
O ten odziedziczony po pradziadku miecz, któryś minął odparł jeden z olbrzymów, podczas
gdy drugi słuchał z otwartą gębą.
Warto przelewać krew o kawałek żelaza?
To nie jest zwykły miecz, jeno czarodziejski: nie tylko siecze, nie tylko zabija, ale też ożywia,
kiedy się nim czegoś martwego dotknie. Bijemy się o niego, bo nie wiemy, do kogo ma należeć.
Po co wam taki kłopot? Dajcie mi ten miecz, a nie będziecie mieli o co walczyć i pogodzicie się
zaraz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]