[ Pobierz całość w formacie PDF ]
okolicy zamieszkanej przez ślepców - zawyrokował markiz.
Już miała ponownie się roześmiać, ale napotkała jego
wzrok i śmiech zamarł jej na ustach.
- Araminto, jesteś bardzo piękna - powiedział łagodnie
markiz.
Pierwszy raz zwrócił się do niej po imieniu. Nie chodziło
jednak o to; to wyraz jego szarych oczu sprawił, że - nie
wiadomo, dlaczego - poczuła się nieco zakłopotana i
przestraszona.
Z ulgą powitała wejście kelnera, który przyniósł jedzenie.
Po rosole podano danie, któremu Araminta przyglądała się
z dużym zaciekawieniem.
- To Poulet Supreme Louis - wyjaśnił markiz. -
Specjalność tego przybytku. Byłbym rad usłyszeć twoją opinie
o tym.
Sam nic nie jadł, tylko bawił się znajdującymi się na stole
czarnymi oliwkami i orzechami.
Araminta skosztowała dania z kurczaka.
- Bardzo dobre!
- Taka pochwała z ust mistrza! - uśmiechnął się markiz.
- Jedyne zastrzeżenie, jakie mogę mieć, dotyczy nazwy.
Markiz uniósł brwi.
- To nie powinno się nazywać Poulet Supreme Louis.
Pierwszy człon nazwy powinien brzmieć: Lapin.
- Królik! - wykrzyknął markiz. - A to łajdak! Niewiele
osób potrafi wyczuć różnicę, a przecież królik jest znacznie
tańszy od kurczaka.
Zaśmiał się.
- Zaraz poślę po Louisa i powiem mu, że jego oszustwo
zostało wykryte!
- Proszę, nie... - wtrąciła szybko Araminta. - Proszę
tego nie robić. To takie kłopotliwe, a poza tym naprawdę
niewiele osób zauważy różnicę.
Była pewna, że markiz będzie obstawał przy swoim,
prosiła go więc dalej:
- ProszÄ™...
- Nie zrobię niczego wbrew twojej woli - oświadczył
markiz. - Muszę przyznać, Araminto, że masz na mnie
dziwny wpływ.
- Jak to? - zainteresowała się dziewczyna.
- Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek zmienił
zamiar pod wpływem kobiety. W ciągu ostatnich kilku godzin
dwukrotnie ci ustąpiłem...
- Mam wrażenie, że niewystarczająco podziękowałam
panu za łaskawość dla lorda Yeomana. Czy bardzo się
zdziwił?
- Był zdumiony! - odpowiedział markiz. - Prosił mnie,
bym przekazał ci jego najszczersze wyrazy wdzięczności.
- Czy wraca na wieÅ›?
- To jeden z warunków anulowania długu.
- Wiedziałam, że pan to zrobi, markizie.
- Skąd ta pewność?
- Przypuszczałam, że zechce pan pomniejszyć swoją
hojność, żądając od niego czegoś w zamian.
- Tak jak zażądałem od ciebie?
- Nie było aż tak trudno zadośćuczynić pańskiej prośbie.
- Miałem jednak wrażenie, że byłaś niechętna mojemu
zaproszeniu na kolacjÄ™.
- Ponieważ nigdy przedtem...
- Nigdy przedtem nie jadłaś posiłku sam na sam z
mężczyzną?
- Tak!
- I żaden mężczyzna nigdy ci się nie oświadczył?
Pokręciła głową.
- I nikt cię jeszcze nie całował? Araminta lekko drgnęła i
się zaczerwieniła.
- Oczywiście, że... nie - powiedziała szybko.
- Jesteś bardzo młodą osobą - zaczął markiz - a mimo
to masz wiedzę kulinarną, której pozazdrościłby ci każdy
kucharz, nawet o dwadzieścia lat starszy. Jak to możliwe?!
- Obiecał pan, że nie będziemy rozmawiali o mojej pracy
- przypomniała mu Araminta.
- Ale nie mogę się powstrzymać od zadawania ci pytań
na twój temat - oświadczył markiz. - Znowu, Araminto,
chcesz mnie powstrzymać od tego, na co mam ochotę.
- A na co ma pan ochotÄ™?
- Lepiej cię poznać i zrozumieć, dlaczego jesteś taka,
jaka jesteÅ›.
- Wolałabym, byśmy porozmawiali o... panu.
- To nieskończenie nudne - odparł markiz - ale niech
będzie tak, jak chcesz. Czego pragniesz się dowiedzieć?
Spojrzała na niego.
Markiz z kieliszkiem szampana w ręku, wygodnie
rozparty na krześle sprawiał wrażenie bardzo zrelaksowanego.
Nie mogła zrozumieć, jak to się działo, że gdy mówił do
niej, serce biło jej szybciej i coś ściskało ją za gardło.
- Ciekawa jestem, dlaczego... dlaczego traktuje pan
wszystkich tak, jakby stał pan na szczycie olbrzymiej góry, a
reszta ludzi patrzyła na pana z dna doliny - powiedziała w
końcu.
Markiz wyglądał na zaskoczonego. Wyprostował się na
krześle i spytał ostro:
- Z kim o mnie rozmawiałaś?
- Z nikim - odparła Araminta. - Słyszałam, że zawsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]