[ Pobierz całość w formacie PDF ]
który przemierzali, i o jego świat.
Camille i Salim dowiedzieli się w ten sposób, że znajdowali się w wielkim Lesie Barail, na zachodniej
granicy Imperium Gwendalaviru, obecnie w stanie wojny z Raisami na północy i wystawionym na
ataki piratów aliańskich na południu. Raisi byli rasą potworów i przypominali ludzi tylko tym, że
poruszali się na dwóch kończynach. %7łyli z drugiej strony pasma Poll w królestwach, które niewielu
miało okazję zbadać. Alianie byli ludzmi i łupili Imperium, kiedy tylko nadarzała się po temu okazja.
Edwin wspomniał także o swojej misji. Zanim spotkał Salima i Camille, przemierzał Las Barail, aby
nawiązać kontakt z Faelsami, rasą nieczłowieczą, w celu stworzenia podwalin przymierza. Szukanie
sprzymierzeńców nie było zadaniem, które powierzano pierwszej nadarzającej się osobie, a Edwin
zdawał się tak przejęty losem Imperium i mówił o nim z takim zaangażowaniem, że z pewnością
musiał odgrywać w nim ważną rolę. A jednak zdecydował się zawrócić z drogi, żeby zająć się nimi, i
Camille zastanawiała się, co w jego oczach czyniło ich przybycie tak istotnym. Owszem, wykonała
duże przejście w bok, ale zupełnie przypadkowo...
Nieco pózniej zatrzymali się nad strumieniem, który płynął leniwie wśród drzew.
- Możecie się śmiało napić - oznajmił Edwin. - Woda jest czysta. *
Zaspokoili pragnienie i skorzystali z przerwy, żeby dać przez chwilę odpocząć zmęczonym nogom.
- Czy w waszym świecie nigdy nie chodzicie? - zapytał z ironicznym uśmiechem Edwin.
- Używamy samochodów, pociągów, samolotów - odparł zirytowany Salim. Są szybsze i
mniej męczące.
- Rozumiem.
- Nasz świat pana nie interesuje? - zdumiała się Camille.
- Czytałem opisy podróżników, którzy go przemierzyli, ale szczerze mówiąc, nie, tak naprawdę
mnie nie interesuje. Mam wystarczajÄ…co pracy i niespodzianek w moim.
Salim wstał i przeciągnął się.
- Czy długo jeszcze będziemy maszerować?
- Zbliżamy się do wschodniej granicy lasu. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, dziś wieczorem
będziemy spać w łóżkach.
- Gdzie nas pan prowadzi? - zapytał Salim. - Do stolicy Imperium?
Edwin uśmiechnął się lekko.
-Al-Jeit położone jest o setki kilometrów stąd, mój chłopcze. Aóżka, o których mówię, znajdują się w
oberży w Al-Vor, dużym mieście tego regionu.
Camille także wstała.
- Kiedy wrócę do domu, moi rodzice z pewnością potną mnie na kawałki, a potem będą
przysmażać na wolnym ogniu, ale muszę przyznać, że tymczasem mam wrażenie, że żyję w
niesamowicie przyjemnym śnie. - Poklepała przyjaciela po ramieniu. - Prawda, staruszku?
Twarz Salima rozświetlił jasny uśmiech.
- Masz racjÄ™, staruszko!
- W drogÄ™!
Edwin wskazał ruchem głowy wschód, po czym nagle znieruchomiał. Jego twarz stężała i pozwolił
swojej torbie osunąć się na ziemię. Położył dłoń na rękojeści szabli, która wystawała mu znad
ramienia, i odwrócił się do Camille.
- Za mnie, szybko! Dzieje się coś niedobrego. Musiałaś pozostawić część swoich myśli w
Wyobrazni i to ich przyciągnęło!
Wystraszona Camille rozejrzała się dokoła. W tej samej chwili sferograf w jej kieszeni zaczął
wibrować.
- Co siÄ™...?
- Wyjdz ze Zwojów, mówię ci! Do diabła, to prawda, ty nie...
Po drugiej stronie strumienia zaszumiała trawa i Edwin zamilkł. Na wędrowców patrzył dwumetrowy
Ts'zerca ubrany w tunikÄ™ ze stalowych ogniw.
Salim zadrżał na jego widok. Nigdy, nawet w najgorszych koszmarach, nie widział podobnego
potwora.
Zadzwięczała stal wyciąganej przez Edwina szabli. Ts'żerca pokonał strumyk jednym płynnym susem
i ze skrzyżowanymi przed sobą kościanymi ostrzami stanął na wprost trojga ludzi. Camille miała już
okazję poznać szybkość i gwałtowność Ts'żerców. Zesztywniała w oczekiwaniu na morderczy atak,
jednak zamiast tego rozległ się spokojny, cichy głos Edwina.
- Poznajesz mnie, Ts'żerco?
Dłonie Edwina spoczywały na rękojeści trzymanej nisko szabli. Salim, tłumiąc strach, stwierdził, że
mężczyzna jest równie imponujący, co Ts'żerca. Jaszczur ledwie dostrzegalnie skłonił się, a z jego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]