[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nieprawda, zdawało im sie.
Ależ sama Grzegorycha sie przyznała.
Gadała, bo gadała, on na to. Ot, przyśniło sie kobiecie, sama w chacie, bez chłopa. Wy
widre leszcze nie wiecie, ile człowiekowi wydawać nie może! A jeszcze noco.
Ale zobaczył książkę i papiery na desce: O, widze w stodole szkołe macie! I kartkę bierze,
ogląda, czyta, i pyta sie, kto pisał, chłopiec mówi, że tato i wstyd mnie sie robi, ze sie wydało.
A on pisze coÅ› na kartce, napisawszy pokazuje:
czy przeczytam. Ale dzietam, literow a literow, jedna za drugo, splątane. On mówi, że to
jego imię i nazwisko. Ale nie czyta, tylko prętko zamazuje i pisze drugie słowo i czyta: Taplary!
Taplary! Przyglądam sie temu co wyrysował, papier oczami drapie i nie moge, nic moge
choroba wypatrzyć Taplarow, dzie Taplary, czemu Taplary, jak to zaczarowane, że jest wioska, a
ja jej nie widze!
To i mnie napiszcie, proszÄ™ jego: Bartoszewicz Kazmierz!
On raz dwa pisze i pokazuje: kółeczka, kreseczki, litera za litero, a wszystko razem to ja?
Jak to sie zrobiło? Które z tych kulasków moimi walonkami, które oczami, uszami, dzie nogi, dzie
czapka? Przekręcam kartkę w te i nazad, do spodu i w bok i nic, nic nie widze! Aż ręce drżo, bo
niewiadome: zdusić to? porwać? zjeść?
Ale dziad tłómaczy jak czytać: pisze litery s, a, d, najpierw oddzielnie, potem razem i
nakazuje mówić głosiło. Mówie sad, sad, sad, ale, jej Bohu, nic nie widze. Teraz zamknij oczy,
nakazuje, i przedstaw sobie jabłonki, gruszki, wiśni koło chaty. Widzisz? A teraz gadaj głośno:
sad, sad, sad, sad! A teraz odemknij oczy i patrzaj co napisane
I prawdziwie: litery literami, ale pod literami, nad literami zobaczył ja gruszki, jabłonki i
moje złamane wiśnie! I zaraz sad Dunajów, sad Maciejkow, wszystkie sadki przy drodze. Gruby
chwali, ogłasza że umiem już czytać:
teraz pójdzie samo, jak z górki! Na uczonego ten człowiek wyglądał, aż dziwne, że z
torbami przyszed: Toż wy by mogli urzędnikiem być, wójtem, mówie jemu, ale on macha ręko:
Najbardziej to bym gospodarzył, do gospodarstwa mnie ciągnie. I patrzy sie po ścianie, a na
kołkach wiszo cep, reszota, duga, lejcy, zgrzebło, widła, grabi. Pożyczywszy reszoto, poszed
zmłociny przesiewać.
Ziutek różne dziwy przynosił ze szkoły, nie tylko literami sie zajmywali. Raz mówi, że
ziemia nie jest jedna na świecie, takich światów jak nasz strasznie dużo, jak gruszkow na gruszy,
byle gwiazdka z nieba większa jest od ziemi, a maleńka sie wydaje, bo daleko. A ziemia to okrągła
jest, jak głowa!
Co ty, mówie, okrągła? Jakże okrągła, kiedy sam widzisz, że nieokrągła!
Ale pani mówi, że okrągła. Tylko że człowiek maleńki i nie widzi, że tam dalej to sie ziemia
zagina.
E, co, ty! Sie było za rzeko, nic tam sie nie zagina. I nic nie mówio, że sie dzie dalej zagina.
Ale pani mówi, że wesz na głowie też nie wie, że głowa okrągła, lezie i myśli, że po płaskim
lezie. Pani mówi, że jakby człowiek szed prosto i szed, to do żadnego końca świata nie dojdzie,
tylko przyjdzie wkoło na to miejsce, skąd wyszed. Tak samo wesz, jakby szła prosto, to przejdzie
o, tak: z czubka głowy, koło ucha, pod brodo, do drugiego ucha i znowuś na czubku siedzi.
Ale ale, mowie, toż by sie tam pod spodem człowiek urwał i poleciał!
Tak samo spytał sie Kaziuk Dunajów. A pani na to: a wesz urwie sie? A mucha z sufitu?
E, bajdy, mucha co innego. Toż człowiek pazurów nima!
Ale pani opowiadała, że zna człowieka, co tak ziemie wkoło objechał jak wesz głowę i pod
spodem nie zleciał i na stare miejsce wrócił.
O, choroba! I żyje?
%7łyje. No, to już pójdę. Do widzenia. Tak powiedział: dowidzenia! A co on, urzędnik? Co
on, stary męszczyzna? Dowidzenia? Może dzie wyjeżdża, do wojska, na służbę, do więzienia?
Dowidzenia! powiedział, nogo nogę przybił, sie skłonił czapkę zdjąwszy, odyjść chce.
A chodzno tu, mowie, widać rozpuściło jego, że swojego ojca pisać uczy, za mądrzejszego
ma sie, czy co? Biore smurgla za ucho niezamocno: Ty widze szutki stroisz, a? Jakie dowidzenia?
Dzie dowidzenia! Tu bratku, tobie nie miejsce na śmieszki! Zapamiętaj: szkoła, szkoło, ale
śmieszków z tatka to ty stroić nie będziesz!
Buntuje sie, wyrywa, pani tak uczyła, krzyczy, ja pani powiem! Powiem!
Kręciwszy ucho, uczę smurgla, co to ojciec i że nie będzie mnie swojo panio straszył. Aba,
i żeby ty ani słówka nie pisnoł co my tu w stodole robim. A to dla pamienci! Zgioł ja srala na
kolano, przyklepnoł ze dwa razy, ale jakoś beku nie słysze, co to? Przyklepnoł ja mocniej, oho,
widać zacioł sie smurgiel. To jeszcze raz. Jeszcze raz. I jeszcze. Aż wrzasnoł. Nu, jak wrzasnoł, nie
zapomni.
Na trzy dni przed świętami uczycielka wyjechała: zabrała sie z Kramarem, a jechał do
sklepu po gaz, mączkę, zapałki na hendel, sklep koło stacji, w Strabli, dużo drogi, i to kopnej, bo
śniegu nawaliło po kolana: wyjechali wcześnie, ledwo dniało, wrzuciła na sani walłske i torbę,
szmatami nogi poobkręcywali i przepadli w białym polu.
W chacie zrobiło sie bez niej pusto, przestronne, tymbardziej że i cielak przeszedł do
chlewa, za specjalne przegródkę, żeb krowie mleka nie podbierał, żłób sie tam jemu wstawiło
oddzielny z delikatniejszym jedzeniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dancemix1234.keep.pl