[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie miała wyboru. Wprawdzie mogła zaryzykować i przyłożyć mu lufę do czoła.
Może zgodziłby się kupić życie w zamian za skórę Deboque'a. Podświadomie czuła jednak,
że nie wolno jej stawiać wszystkiego na jedną kartę. Nie mogła przecież narażać Bennetta na
nieuchronną zemstę, gdyby jej się nie udało. Uśmiechnęła się więc do mężczyzny i wsiadła
do chybotliwej łódki.
Tak jak poprzednio, na pokładzie powitał ją Ricardo.
- Lady Hannah, jak miło panią widzieć.
W wyrazie jego oczu było coś złowrogiego, jakby cień sadystycznego zadowolenia.
Natychmiast pojęła, że jej los jest przesądzony. Poczuła się tak, jakby ktoś przyłożył jej nóż
do gardła. Mimo to nie straciła zimnej krwi. Kiedy się odezwała, jej głos był chłodny i
stanowczy. I, miała taką nadzieję, dobrze słyszalny w słuchawkach agenta ISS.
- Dziękuję, Ricardo. Sądzę, że to nie potrwa długo. Nie ukrywam, że na wodach
Cordiny nie czujÄ™ siÄ™ teraz pewnie.
- Za godzinę odpływamy.
- DokÄ…d?
- Tam, gdzie klimat jest dla nas łaskawszy. Przed chwilą radio podało tragiczne
wiadomości z książęcego pałacu. Co za niepowetowana strata!
- Czy monsieur Deboque został o wszystkim poinformowany?
- Naturalnie. Czeka na panią w swojej kabinie. Można? - zapytał, sięgając po jej
torebkÄ™.
- Czy wszyscy pracownicy pana Deboque'a są poddawani tak szczegółowej kontroli?
- Dla pani możemy zrobić wyjątek, jeśli odda mi pani dobrowolnie swoją broń. -
Wyjął z torebki pistolet i schował do kieszeni. - A teraz poproszę o nóż.
Wzruszyła ramionami, po czym bez słowa podkasała spódnicę. Wiedziała, że Ricardo
gapił się na jej uda, gdy wyciągała broń. Bez uprzedzenia nacisnęła przycisk. W chwili gdy z
rękojeści wyskoczyło długie ostrze, z boku dobiegł szczęk odbezpieczanych karabinów.
- To wspaniałe narzędzie - powiedziała, podnosząc ostrze do światła. - Dyskretne,
eleganckie i niezawodne. - Z uśmiechem nacisnęła przycisk i ostrze z cichym kliknięciem
ukryło się w rękojeści. - Tylko ktoś całkiem szalony mógłby zanurzyć je w sercu człowieka,
który chce zapłacić pięć milionów dolarów. - Położyła nóż na wyciągniętej dłoni Ricarda.
Teraz do obrony pozostały jej tylko gołe pięści. - Idziemy? - Spojrzała na niego pytająco. -
Pieniądze cieszą mnie najbardziej, gdy są jeszcze ciepłe.
Deboque czekał na nią w kabinie oświetlonej mnóstwem świec. Tym razem włożył
bordową marynarkę i rubiny. Kolory krwi. Z głośników płynęła sonata Beethovena, na stoliku
mroził się szampan.
- Witam, lady Hannah. Jest pani słowna, a to rzadka cecha w dzisiejszych czasach.
Zostaw nas, Ricardo.
Za jej plecami cicho zamknęły się drzwi. Wiedziała, że natychmiast stanęło za nimi
kilku uzbrojonych po zęby ludzi.
- Co za miła atmosfera - pochwaliła. - Nieczęsto finalizuje się umowy w świetle świec.
- Myślę, że na tym etapie możemy sobie darować formalności. Pozwól, Hannah, że
uczcimy szampanem nasz triumf. - Korek wyskoczył z butelki z cichym sykiem, złocisty płyn
zapienił się w smukłych kieliszkach. - Za pierwszorzędnie wykonane zadanie. I za jeszcze
lepszą przyszłość.
- Uwielbiam szampana, ale uważam, że smakuje dużo lepiej wzmocniony zapachem
pieniędzy.
- Cierpliwości, moja droga. Za pomyślność. - Kryształ dzwięcznie zadzwonił o
kryształ.
- Za pomyślność, monsieur. Mmm, wyborny rocznik.
- Znam panią już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że robi na pani wrażenie tylko to, co
najlepsze i najdroższe.
- Właśnie. Nie mam nic przeciwko szampanowi i świecom, ale czułabym się dużo
lepiej, gdybyśmy dobili targu.
- Ależ to przyziemne! - Skrzywił się z niesmakiem. - Wszystko w swoim czasie.
Podszedł do niej i dotknął jej policzka. Musiał przyznać, że światło świec dodawało
jej urody. Gdyby miał dla niej więcej czasu, na pewno rozkwitłaby w jego ramionach. Wolał
jednak nie ryzykować utraty wolności w zamian za parę miesięcy zabawy. Dlatego mógł
poświęcić lady Hannah nie więcej niż godzinę. W tym czasie i tak można wiele zdziałać.
- Moja droga, jestem dziÅ› w wyjÄ…tkowo radosnym nastroju. Wybacz, ale nie chcÄ™
mówić o interesach. Pragnę świętować. - Przesunął dłonią po jej szyi, zaledwie centymetr od
ukrytego mikrofonu. Zwinnie chwyciła go za nadgarstek i uśmiechnęła się, patrząc mu w
oczy.
- To pan stworzył ten nastrój, najpierw odbierając mi broń. Lubi pan bezbronne
kobiety?
- Wolę posłuszne. - Wsunął palce w jej włosy, rozkoszując się ich bujnością.
Próbowała opanować się na tyle, by znieść pocałunek. Mogła mu się lekko opierać, to by go
tylko podnieciło. Ale na pewno wściekłby się, gdyby dostała torsji.
- Silna jesteś - mruknął, zanim pocałował ją w usta. - Lubię to. Kiedy cię wezmę do
łóżka, chcę, żebyś mi się opierała.
- Zrobię, co pan sobie życzy. A nawet więcej. Tylko muszę przedtem zobaczyć moje
pieniÄ…dze.
Zacisnął palce na jej szyi z taką siłą, że na moment straciła oddech. Przeraziła się, że
zmiażdży jej krtań. Całe szczęście puścił ją. Obydwoje roześmiali się z przymusem.
- Dobrze, moja mała. Chcesz pieniędzy, więc je dostaniesz. Ale pamiętaj, że chcę
czegoÅ› w zamian.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]