[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomóc.
Sylwia załomotała drzwiami.
- Jak mam ci pomóc, skoro zamknęłaś się na zasuwkę? Z wściekłością kopnęłam w
drzwi i Sylwia zamilkła.
- Co u ciebie tak łomocze? Jedziesz pociągiem? - zainteresowała się mama.
- Nie jadę pociągiem, tylko zamknęłam się w ubikacji dla
spokoju. ChcÄ™, \ebyÅ› mi...
- Wiem, \e zamknęłaś się w ubikacji, ale drzwi są zacięte! -wrzasnęła
histerycznie Sylwia. - Co siÄ™ z tobÄ… dzieje?
46
Zakryłam telefon dłonią i przysunęłam usta do drzwi.
- Przestań się drzeć, Sylwia - syknęłam. - Wszystko zagłuszasz, tak się drzesz.
Zdjęłam dłoń z mikrofonu. Mama czekała, a\ dokończę, czego chcę, \eby ona mi.
- Powiedz mi jedną jedyną rzecz - poprosiłam. - Czy człowiek powinien się w
swoim \yciu kierować przede wszystkim uczuciem?
- Czy\bym dotąd ci tego nie powiedziała?
- Chcę, \ebyś mi to powiedziała jeszcze raz. Właśnie w tej chwili.
- Jak mogę zagłuszać sama siebie? - odezwała się za drzwiami Sylwia, która
widocznie przemyślała moje pouczenie. - Co ma do tego uczucie? Kiedy facet jest
zamo\ny, mo\esz kierować się uczuciem. Nie odpowiem ci na takie pytanie w tym
miejscu!
Zignorowałam ją. Na korytarzu rozdzwonił się dzwonek na lekcję.
- Je\eli młody człowiek pęta uczucia wyrachowaniem, jest cyniczny -
wypowiedziała się mama w słuchawce. - Je\eli dojrzały człowiek zaniedbuje
obowiązki pod wpływem nieokiełznanych uczuć, jest lekkomyślny. Nie potrafię
odpowiedzieć ci jednoznacznie.
- A ja? Jestem jeszcze młoda czy ju\ dojrzała?
- Ty jesteś moją córką i cokolwiek uczynisz, spróbuję znalezć w tym sens.
- Dzięki, mamo! Muszę lecieć! - krzyknęłam radośnie, otworzyłam z impetem drzwi
ubikacji i zobaczyłam Sylwię le\ącą na kafelkowej posadzce.
- Co ci się stało? - zaniepokoiłam się.
- Mnie?! Najpierw wołasz mnie na pomoc, a potem walisz drzwiami w czoło!
- Po co w ogóle stałaś w tym miejscu? - zapytałam, pomagając jej pozbierać się i
otrzepać sukienkę. Na czole miała guza wielkości jaja. Chryste, jaka ona była
czasem głupia. Jak te ameby, o których uczy. Dziewczyna lekkomyślna do bólu. Nie
wiem, jak mo\na być tak naiwną, je\eli studiowało się te wszystkie walki o byt,
dobory naturalne, twarde prawidła ewo-
47
łucji. Związki białka składające się na Sylwię zdumiewały mnie. - Zapamiętaj
dobrą radę: ka\de zamknięte drzwi kiedyś się otwierają. Gdybym potrzebowała
twojej pomocy, zawołałabym cię. Zwyczajnie konsultowałam się przez telefon, a ty
się wtrącasz. Jakieś bzdurne złote myśli o uczuciach mi recytujesz, których na
pewno nawet sama nie wymyśliłaś!
Sylwia zdjęła lustro ze ściany i stojąc tyłem, oglądała plamę na pupie sukienki.
Co to jest, \e kobietę zawsze bardziej interesuje plama z tyłu ni\ krwisty guz
na samym froncie? Przyło\yłam jej zmoczoną chusteczkę na czoło. Nawet nie
zauwa\yła, wykręcając głowę ze łzami w oczach. Rzeczywiście, pacnęła pechowo. W
kawę, która rozlała się komuś na posadzce. Albo w coś innego. Nawet nie chcę się
domyślać, co to mogło być.
- Zawsze z ubikacji dzwonisz do psychoanalityka? - zezłościła się poniekąd na
mnie, choć w gruncie rzeczy na plamę. -Wiesz, Dominika, \e ja cię nie rozumiem!
- Nie dziwię się. Pogadamy, kiedy będziesz po pierwszym
rozwodzie.
Sylwia odwróciła wzrok od swojej pupy i popatrzyła na
mnie z niesmakiem.
- Dlaczego mam się rozwieść?
- Nie wymagaj ode mnie za du\o - oświadczyłam jej tonem wybaczającym. - Powód
musisz ju\ sobie znalezć sama.
Autorytet mamy pomógł mi zebrać siły i myśli. W mieście był tylko jeden dom
opieki, imienia Stefana śeromskiego, tote\ wybrałam się tam zaraz po lekcjach.
Mijałam go wielokrotnie, ale nigdy mu się nie przyjrzałam. Dopiero teraz. Był
dwupiętrowym budynkiem, zbudowanym we wczesnogomułkowskim stylu, to znaczy
jeszcze z cegły, ale ju\ z koślawością wielkiej płyty. Wokół zadbane trawniki,
ławeczki, asfaltowe alejki. Pod ścianą mę\czyzni grali w karty, kilku kibicowało,
kobieta w kufajce zamiatała chodniki. Nie słyszałam, \eby pod jej miotłą
brzęczały puste butelki po denaturacie. Mo\e tu mieszkają spokojni, bogobojni
ludzie, którym po prostu nie powiodło się w \yciu? Wygrzewają się na słońcu,
rozgrywają partyjki szachów, wspominają lepsze czasy i bardzo się ze sobą
z\ywają. Widziałam taki amerykański film. Wprawdzie gdy go oglądałam, wydawał mi
48
się nieprawdziwy, ale teraz nabierał w moich oczach wiarygodności.
- Gdzie mogłabym znalezć tutaj kogoś, kogo szukam? - zapytałam enigmatycznie
sprzątającą kobietę. Nie zamierzałam zapytać enigmatycznie, ale tak mi wyszło.
Dr\enie w brzuchu nie pozwalało na sformułowanie szczerego, otwartego pytania.
Oparta na miotle, przyglądała mi się, mru\ąc oko przed dymem papierosa, którego
nie wyjmowała z ust. Miała tyle zmarszczek, \e wyglądała, jakby nosiła na twarzy
siateczkową pończochę.
- Ju\ tu jego nie ma.
- Kogo?
- Pedra.
Na chwilę znów poczułam się u wró\ki. I to spojrzenie, jakbym miała rozmazany
tusz. Czy\by wiadomość o infantylnym zauroczeniu pewnej polonistki rozniosła się
po mieście? Uczniowie naśmiewają się za moimi plecami, a ja nieszczęsna
pozostaję w słodkiej nieświadomości? Mo\e moja twarz jest tak przejrzysta, \e
[ Pobierz całość w formacie PDF ]