[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- No... Nie powinienem tego robić.
- Przecież sama do ciebie przyszłam.
Jego oczy nie zdradzały żadnych emocji. Nie
potrafiła z nich odczytać, co Brad myśli ani co czuje.
Nagle poczuła się odtrącona, wzgardzona. Zaofe
rowała mu siebie - a on ją odrzucił. Upokorzył.
- Boże drogi! - mruknęła i z całych sił ode
pchnęła go od siebie.
Nie spodziewał się tego i stoczył z łóżka, uderza
jąc boleśnie kolanem o podłogę.
- Wendy! Cholera, zaczekaj, posłuchaj...
Czuł się jak ostatni kretyn. Przeczuwał, że pożąda
jąc jej, narobi sobie kłopotów. Nie spodziewał się
jednak, że rozzłości ją, starając się rozpaczliwie
zapanować nad tym pożądaniem.
- Wendy! - Krzywiąc się z bólu, podniósł się
z podłogi.
Wendy, bliska płaczu, wybiegła na korytarz, wpa
dła do swojego pokoju i trzasnęła drzwiami; nie
mogła się przed nim zamknąć, bo poprzedniego dnia
wyłamał zamek.
- Wendy! - zawołał Brad, pukając.
Nie odpowiedziała. Otworzył drzwi i stanął w pro
gu. Siedziała w nogach łóżka, plecami do niego,
kurczowo przyciskając do piersi poduszkę. Jej włosy
złociły się we wpadającym z korytarza świetle.
NOCE NAD FLORYD
108
- Wendy! Muszę z tobą porozmawiać.
- Nie mamy o czym.
- Wendy, proszę, wysłuchaj mnie. - Podszedł
i położył dłonie na jej drżących ramionach.
Próbowała je strącić, ale bezskutecznie.
- Byłabym ci naprawdę wdzięczna, gdybyś prze
stał mnie dotykać - powiedziała sztywno.
Zdjął dłonie z jej ramion, ale usiadł przy niej.
- Musimy porozmawiać - powtórzył schrypnię
tym głosem. - Odwróć się, Wendy, nie potrafię
mówić do twoich pleców...
Odwróciła się jak fryga, jednocześnie się od
niego odsuwając. Zerwała z włosów opaskę i złote
pukle spłynęły jej na ramiona. Potrząsnęła nimi
gniewnie i spojrzała na niego płonącymi srebrnymi
oczami, które odbijały światło jak diamenty.
- No? Rozmawiaj. Mów, co masz do powiedze
nia, i wynoÅ› siÄ™ stÄ…d.
WestchnÄ…Å‚.
- Ty niczego nie ułatwiasz, Wendy.
- Mam nadzieję, że nie wezmiesz mi tego za złe.
Mnie też nie jest łatwo. Trzeba zacząć od tego, że nie
jestem w tym dobra. Już jakiś czas temu wyszłam
z wprawy.
- I w tym. właśnie rzecz, Wendy.
Wciągnęła spazmatycznie haust powietrza, tłu
miÄ…c wzbierajÄ…cy w krtani szloch. Brad dotknÄ…Å‚
znowu jej policzka i poczuł pod palcami wilgoć łez.
- Wendy...
Heather Graham
109
- Przestań! Przestaniesz, na miłość boską?
Objął ją. Opierała się, wiła, wyrywała, ale on nie
puszczał. W końcu dała za wygraną i wsparła się
o jego pierÅ›.
- Proszę cię, Brad - wymruczała i poczuła na
wargach smak jego ciała.
Pogłaskał ją po włosach - włosach anioła. Takie
były miękkie, takie jedwabiste, tak przepięknie złote.
- PragnÄ™ ciÄ™, Wendy, nie rozumiesz tego?
Znowu zesztywniała.
- Jeśli mam być szczera, to nie.
Uśmiechnął się w ciemnościach.
- To za wcześnie, Wendy. Pragnę cię, ale wszyst
ko w swoim czasie. Nie chcę, żebyś rano żałowała.
Nie chcę być substytutem twojego męża i nie chcę,
żebyś jutro wyrzucała sobie to, co zrobiłaś pod osłoną
ciemności. Chcę, żebyś i ty mnie pragnęła.
Milczała przez chwilę i śmiać jej się chciało, że
czuje się w jego objęciach tak bezpiecznie, bo wie
działa przecież, że bezpieczna przy nim nie jest.
Wprost przeciwnie, ściągał na nią zagrożenia pod
najrozmaitszymi postaciami.
- Pragnęłam cię - wyznała w końcu.
- Naprawdę? - Pocałował ją w czoło, potem
bardzo delikatnie w usta, i uśmiechnął się. - Bardzo
szczególna z ciebie dama, Wendy. I będziemy się
kochali, obiecuję ci to. Cały dzień łamałem sobie
głowę, jak by tu zaciągnąć cię do łóżka, a ty wcho
dzisz do mojego pokoju, w którym zamknąłem się na
NOCE NAD FLORYD
110
noc jak święty. Zależy mi na tobie, Wendy. Zależy do
tego stopnia, że wolałbym się nie śpieszyć. Tego
właśnie chcę, oboje na to zasługujemy. Na namiętną
noc bez porannych wyrzutów sumienia. - Przypie
czętował swoje słowa nieśpiesznym, gorącym poca
Å‚unkiem.
Serce waliło jej jak młotem, krew rozsadzała żyły.
Oderwała się od niego z cichym jękiem i odwróciła
głowę.
- Brad, jeśli naprawdę coś do mnie czujesz, to
błagam cię, zostaw mnie teraz samą!
- Nie.
Spróbowała wyzwolić się z jego objęć. Chwycił ją
za ramiona i jednym pewnym ruchem pociÄ…gnÄ…Å‚ za
sobą na łóżko. Jego głowa spoczęła na poduszce, jej
głowa na jego piersi. Otoczył ją ramieniem.
- Wendy - mruknął - chcesz poznać moje drugie
imiÄ™?
r
Zciągnęła brwi i spojrzała na niego zdziwiona.
- Michael. Brad Michael McKenna. Jestem spod
znaku skorpiona.
Roześmiała się i usiadła.
- To moja sypialnia, Brad, a nie bar dla samot
nych.
- Nie zaszkodzi lepiej się poznać. A jakie jest
twoje panieńskie nazwisko?
Zmarszczyła czoło i uśmiech rozciągnął powoli
jej wargi.
- Harper. Wendy Anne Harper.
Heather Graham 111
- Ile masz lat, Wendy Anne?
- Nie za dużo chcesz wiedzieć?
Wzruszył ramionami.
- Taka stara chyba nie jesteÅ›.
- Trzydzieści jeden - oznajmiła. - A ty?
- Trzydzieści pięć skończę w listopadzie. Kiedy
masz urodziny?
- Czternastego lutego.
- Walentynkowa dziewczyna, co? Lubisz sushi?
- Nie cierpiÄ™.
- A ja przepadam, ale to chyba mniej istotny
szczegół. A swoją drogą, mieszkasz na Everglades
i nie lubisz sushi?
Roześmiała się.
- A co ma jedno do drugiego?
- %7Å‚yjesz w otoczeniu ryb.
- To jeszcze nie znaczy, że muszę je jeść na
surowo.
Położyła znowu głowę na jego piersi. Wciągnął
w nozdrza zapach jej perfum, jej szamponu i słodką
woń kobiecego ciała. Uniosła rękę do ust, tłumiąc
ziewnięcie. Pogłaskał ją po włosach.
- Jak siÄ™ nazywam, Wendy?
- SÅ‚ucham?
- Pytałem, jak się nazywam.
- Co to za gra? Brad. Brad McKenna. Tak mi siÄ™
przynajmniej przedstawiłeś. Mam nadzieję, że to
twoje prawdziwe nazwisko.
Podniosła na niego srebrne, roziskrzone oczy.
NOCE NAD FLORYD
112
- Tak, to moje prawdziwe nazwisko. Ale nie całe.
Poruszyła szczęką i powiedziała z półuśmiesz-
kiem:
- Brad Michael McKenna.
Zadowolony kiwnął głową.
- O właśnie, pani Wendy Anne Harper Hawk,
która nie cierpi sushi, jest za pan brat z aligatorami
i innymi dzikimi bestiami, i czternastego lutego
skończyła trzydzieści jeden lat. Aha, i która lubi
Beatlesów oraz prowadzi bardzo schludny, gościnny
dom. - Ujął ją pod brodę i zmusił, by na niego
spojrzała. - Miło mi cię poznać, Wendy.
Uśmiechnęła się i znowu położyła głowę na jego
piersi.
Nie pamiętał, czy mówił coś jeszcze, ale podej
rzewał, że nie. Zasnęli przytuleni, by nazajutrz obu
dzić się obok siebie w jej łóżku, ale kompletnie
ubrani.
Bradowi, kiedy mrużył oczy przed porannym
słońcem, przemknęło przez myśl, że w tak niezwykły
sposób nie zaczynał chyba jeszcze dnia.
Ale przecież Wendy sama w sobie jest niezwykła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]