[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jej przyjaciółka może mieć rację, natychmiast zaprzeczyła:
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Jasne, gdy tylko wspomnę jego imię, twoje oczy zaczynają błyszczeć.
- O rany...
R
L
T
- Czym się przejmujesz? Przecież obydwoje jesteście wolni i najwyrazniej sobie
nieobojętni. Widziałam wczoraj podczas kolacji, jak na ciebie patrzy.
Dzień wcześniej Nick zaprosił Curranów na wspólną kolację. Mimo obaw Jenny,
która spodziewała się kłopotliwych nieporozumień, wieczór upłynął w wyjątkowo miłej
atmosferze. Obserwowała Nicka żartującego z Joe i opowiadającego zabawne historyjki
z rejsów i nie mogła oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę niewiele o nim wie. Zawsze
uważała go za gracza, playboya skupionego na zaspokajaniu swych zachcianek i obojęt-
nego wobec ludzi spoza świata sławnych i bogatych. Wizerunek ten nie przystawał do
mężczyzny z widoczną przyjemnością zabawiającego jej przyjaciół i kupującego
śmieszne koszulki dla jej dzieci. Jedno nie zmieniło się wcale: nadal potrafił sprawić, że
kolana jej drżały na sam dzwięk jego głosu.
- Chcesz o tym pogadać? - spytała cicho Mary.
Przez chwilę Jenna rozważała opowiedzenie przyjaciółce całej zagmatwanej histo-
rii ich znajomości, ale oparła się pokusie wypłakania jej się w rękaw. Ta opowieść doty-
czyła też Nicka i jej dzieci, nie powinna więc lekkomyślnie wtajemniczać w nią obcych
osób, jakkolwiek miłe by były.
- Dzięki, ale chyba nie. Zresztą to długa historia, a Joe już pewnie na ciebie czeka.
- Jenna uśmiechnęła się z wdzięcznością do Mary, która ze zrozumieniem pokiwała gło-
wą i wstała, szykując się do wyjścia.
- Dobrze, pójdę już, ale jeśli będziesz chciała z kimś porozmawiać...
- Wiem, dziękuję.
Jenna została sama ze swoimi myślami, z których każda zdawała się dotyczyć
Nicka i rozpalała jej wyobraznię do czerwoności. Nie mogąc już znieść napięcia, Jenna
zerwała się na równe nogi i wybiegła z apartamentu. Musi usiąść spokojnie na pokładzie,
w słońcu, wśród ludzi, a wtedy na pewno zdoła się uspokoić i choć trochę zrelaksować.
By zapewnić swym pasażerom wakacje najwyższej możliwej jakości, Nick musiał
stale trzymać rękę na pulsie. Ciężko pracował na swój sukces i nie zamierzał teraz spo-
cząć na laurach. Oczywiście znajdował czas na przyjemności, ale borykał się też z pro-
blemami, o których postronni obserwatorzy nie powinni się nigdy dowiedzieć. Teraz na
R
L
T
przykład Teresa wprowadzała go w szczegóły gwiazdorskiej niesubordynacji zespołu
muzycznego zatrudnionego w Los Angeles. Domagali siÄ™ dodatkowych atrakcji niezapi-
sanych w kontrakcie i skracali występy, twierdząc, że granie dla małej widowni nie ma
sensu. Ponieważ ta decyzja, według Nicka, nie należała do nich, postanowił im uświa-
domić, że ich dni na statku są policzone. Albo wezmą się do roboty, albo zakończą
współpracę, opuszczą statek w Meksyku i wrócą jak niepyszni do domu na własny koszt.
- Jeśli nie wezmą się dziś w garść, skontaktuj się z Luisem Felipe'em. Zna wszyst-
kich w mieście i może nas skontaktować z jakimś lokalnym zespołem, który zastąpi
chętnie tych gwiazdorów z bożej łaski na resztę rejsu. - Nick obserwował, jak Teresa
stuka w swój nieodłączny palmtop.
- Tak jest. - Przycisnęła klawisz i spojrzała na szefa. - Mam ich poinformować, że
ich dni sÄ… policzone?
- Tak, daj im dwadzieścia cztery godziny. - Nick spojrzał na horyzont widoczny za
burtą pokładu Splendor, na którym stali. Unikał biura, w którym nagle zaczęło brakować
mu powietrza, oraz apartamentu, w którym stała obecność Jenny okazała się wyrafino-
waną torturą. Każdej nocy przewracał się bezsennie, myśląc o skąpo ubranej Jennie le-
żącej samotnie w łóżku zaledwie kilka metrów od jego sypialni. Jego plan, by uwieść ją
ponownie i porzucić, zaczynał kosztować go o wiele za dużo. Nawet nie zauważył, jak
sam padł ofiarą jej wdzięku i stracił kontrolę nad swym pożądaniem. Musiał doprowa-
dzić swój plan do końca, bo nie wiedział, jak długo jeszcze wytrzyma, żyjąc w ciągłym
napięciu. Wszystko rozegra się w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin, posta-
nowił. Musi zdążyć przed wynikami z laboratorium. Dziś wieczorem Jenna będzie zno-
wu w jego łóżku, tak jak marzył o tym przez ostatni rok.
- Szefie?
Nick prawie podskoczył na dzwięk głosu Teresy, o której kompletnie zapomniał.
Miał tylko nadzieję, że jego napięte ciało nie zdradziło, o czym myślał, udając, że pracu-
je.
- O co chodzi?
- Dzwonili z laboratorium w Cabo. Przesłali już wyniki badań do Los Angeles.
R
L
T
- Dobrze. - Nick zacisnął dłonie w pięści. Jutro zapewne otrzyma ostateczną odpo-
wiedz z laboratorium, dlatego dzisiejszego wieczoru wszystko musi pójść zgodnie z pla-
nem.
- Czy mam przekazać tę informację Jennie?
- Nie, sam to zrobię - odpowiedział nieco za szybko i za ostro. Od razu tego poża-
łował, przecież to nie wina asystentki, że jego nerwy były napięte jak struna.
- W porządku. - Teresa wzięła głęboki oddech i ściskając mocno dłonie, wyrzuciła
z siebie:
- Wiem, że nie powinnam się wtrącać, ale...
- Nie byłabyś sobą, gdybyś się nie wtrącała. - Nick uśmiechnął się, by zatrzeć złe
wrażenie.
- Pewnie masz rację. Pozwól więc, że powiem tylko jedną rzecz: myślę, że Jenna
tym razem nie próbuje cię oszukać.
Nick zamarł. Słychać było tylko uderzenia fal o rufę statku i portowy hałas tury-
stów oraz samochodów tłoczących się w wąskich uliczkach nadbrzeża. Odgarnął z oczu
zwichrzone wiatrem włosy i spojrzał groznie na Teresę.
- Tak sÄ…dzisz?
Teresa podniosła wysoko głowę i wyprostowała się, by odeprzeć jego atak.
- Właśnie tak. To nie w jej stylu, nigdy nie obchodziły jej twoje pieniądze i sława.
- Teresa... - Nick nie miał najmniejszej ochoty dyskutować teraz z Teresą o Jennie,
choć wiedział, że prawdopodobnie nie zdoła jej powstrzymać przed wyrażeniem wła-
snego zdania.
- Jeszcze nie skończyłam. Nawet jeśli mnie za to zwolnisz i tak powiem, co myślę.
- W porządku, mów. - Nick poddał się, by mieć to jak najszybciej za sobą.
- Kiedy ją zwalniałeś, nic nie powiedziałam, choć w pewnym sensie rozumiałam
jej postępowanie.
- Zwietnie.
Teresa zignorowała jego zgryzliwą uwagę.
- Nie powiedziałam nic, gdy po jej odejściu zachowywałeś się jak tygrys w klatce.
- Ej!
R
L
T
- Teraz jednak nie zamierzam milczeć. - Teresa pogroziła mu palcem niczym na-
uczycielka karcąca nieznośnego dziesięciolatka. - Możesz mnie zwolnić, chociaż nie
znajdziesz nigdzie równie dobrej asystentki jak ja i dobrze o tym wiesz.
Nick zacisnął zęby, bo oczywiście Teresa miała rację.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]