[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gdy się obudziła, była zaskoczona ile czasu minęło. Było już po trzeciej. Myśląc, że
powinna coś zjeść, zeszła na dół.
Po nerwowym zerknięciu przez tylne okno zajrzała do lodówki. Nie było mleka, co
oznaczało, że nie mogła zrobić sobie płatków, więc wybrała jogurt. Usadowiła się i jadła na
kanapie ze stopami pod sobą, podczas gdy oglądała w telewizji kreskówki ze ściszonym
głosem.
Lorraine zadzwoniła zaraz po trzeciej trzydzieści.
Dlaczego nie było cię w szkole?
Zoë nie miaÅ‚a ochoty na tÅ‚umaczenia, to byÅ‚o zbyt skomplikowane.
Byłam chora.
Lorraine nawet tego nie roztrząsała.
Nie mogę wpaść dziś wieczorem - powiedziała. Utknęłam z pakowaniem i
opisywaniem. Ludzie od przeprowadzki przychodzą jutro. Czeka mnie kilka dni na podłodze
w śpiworze i odjedziemy.
Zoë nie podobaÅ‚ siÄ™ sposób, w jaki Lorraine zaczynaÅ‚a brzmieć na podekscytowanÄ….
Czy to wszystko o czym jesteś w stanie mówić? Wypowiedziała to zanim zdążyła
pomyśleć.
Po drugiej stronie telefonu zaległa cisza. Jej policzki zapłonęły z zażenowania.
Zażenowanie sprawiło, że się zezłościła.
To znaczy, wszystko o czy myślisz to ty.
- Zoë, dzwoniÄ™, by dowiedzieć siÄ™ co z tobÄ…, - nadeszÅ‚y zbolaÅ‚e sÅ‚owa Lorraine.
- O, myślałam, że dzwonisz, by opowiedzieć mi wszystko o waszej wielkiej
przeprowadzce.
- Cóż, nie zadzwoniłabym, gdybym wiedziała, że zamierzasz być suką, - powiedziała
Lorraine. Porozmawiamy pózniej, może. Rozłączyła się.
52
Zoë odÅ‚ożyÅ‚a sÅ‚uchawkÄ™ drżącymi rÄ™kami, rzucenie telefonem Lorraine nadal
dzwięczało jej w uszach. Dlaczego to zrobiłam? Co ja do diabła robię? Gorące łzy zalały jej
twarz.
Dom był jeszcze bardziej pusty, grozny i głuchy. Pójdę po mleko, zdecydowała.
Potrzebuję świeżego powietrza.
Jednak spacerowanie nie przyniosło ulgi jej cierpieniu. Chciałabym zrobić coś
drastycznego, zdecydowała, kopiąc przed sobą kamień po chodniku. Coś, co sprawiłoby, że
mnie zauważą.
W sklepie wzięła więcej płatków, jak również mleko i kilka worków do odkurzacza.
Gdy wyszła na zewnątrz, była zaskoczona, jak zrobiło się ciemno.
Stała tuż obok ulicy, gdzie znalezli tą kobietę. Zadrżała. Nagle przypomniała sobie
chłopaka stojącego przy tej samej uliczce, proszącego Lorraine o pomoc. Czy ta kobieta była
jego matką? Ta myśl przeraziła ją. Czy gdyby poszły tą ulicą razem z nim, mogłyby temu
zapobiec? Czy zabójca usłyszałby ich i uciekł? Lub czy byłoby już za pózno?
Skręciła w uliczkę myśląc o Zaklęciu przeciwko Zmierci . Dla tej kobiety, matki
chłopaka, było już za pózno, ale co z jej matką? Czy było za pózno także dla niej?
Uliczka połączyła się z inną, która biegła za sklepami, z dala od ulic na końcach ich
rzędu. Skrót, wmawiała sobie. Ale tu było ciemniej niż myślała. Takie rzeczy przytrafiają się
tylko raz w życiu, uspokajała siebie, gdy mięśnie jej szczęki napięły się, a ona zacieśniła
uchwyt na torbie ze sklepu spożywczego.
Zmierć była tu, ale ona przejdzie przez nią i pokaże jej, co o niej myśli, tchórzliwej
złodziejce. Trzymała swoją głowę wysoko, ale przyspieszyła kroku.
Uliczka śmierdziała wilgocią i śmieciami. Sterta pudeł rzucała dziwaczne cienie w
świetle zakratowanej żarówki przy tylnych drzwiach. Czy to tu ją znalezli? Starała się nie
szukać ciemnych plam na ziemi.
Co jeśli ten ktoś przyszedł tu z powrotem? Co jeśli zostanie napadnięta? Czy to będzie
wystarczające? Czy śmierć zostawiłaby jej matkę? Czy potrzebuje tylko jednego Sutcliffa,
nieważne jakiej płci czy wieku?
Starała się roześmiać na tą myśl, obawiając się roztrząsania tego, ale poruszenie za
pojemnikiem na śmieci położyło temu kres. Skręciła za róg, jej miękkie podeszwy uderzały
cicho o beton. Uliczka przed nią była ciemna, ale na jej końcu było światło, ciepły blask Elm
Road. Ale coś większego od niej poruszało się w cieniach z przodu, po prawej, na schodach
do piwnicy.
53
Przesunęła się w lewo. Co to było? Czy może się odwrócić i uciec? Czy było to tylko
migotanie przyćmionego światła znad schodów? Tak, to tylko to. To sprawiało, że cienie
poruszały się nienaturalnie. Skradała się do przodu, tak blisko ściany po lewej stronie jak
tylko mogła.
Wiadro na śmieci poleciało w jej stronę. Leciało puste, nieprzywiązane, rozbijając
ciszę, zatrzymując jej serce. Cienie również skoczyły, ze schodów w światło.
Chłopak przykucnął tam trzęsąc się, z oczami tak wielkimi jak noc. Krew
rozsmarowana na jego twarzy. Ociekające pióra były zaciśnięte w jego dłoni.
- Simon, - wyszeptała.
Smutek skrzywił mu twarz.
Odwróciła się i uciekła.
TÅ‚umaczenie- nimel
Beta- Averil
54
8. Simon
Simon zaciekle siekał dużym nożem kij od miotły. Ukradł nóż ze sklepu z artykułami
używanymi, wkrótce po tym, jak podjął decyzję. Siedząc po turecku na zakurzonej podłodze
w klasie, mamrotał coś ostro do siebie podczas pracy.
- Ona już nigdy mnie nie wpuści. Już więcej się do mnie nie odezwie - Potrzebuję
kogoś, wołał głos wewnątrz niego. - Przeklęta dziewczyna splunął, gdy nóż wbił się nieco
za głęboko, a następnie zakarbował inny kawałek drewna, po drugiej stronie kija.
A poza tym, co ona tam robiła? Co skłoniło ją do spaceru w dół tej alei właśnie w tym
czasie? Głupia dziewczyna. Nie wiedziała, że nie powinna wchodzić nocą w ciemne zaułki?
Czy prosiła się o kłopoty? - A ja chcę z kimś porozmawiać - szepnął, jego oczy stały się
mgliste przez moment. Ale chwila minęła szybko, oczy błyszczały znowu twardo, niczym
ciemne kamienie, gdy ostrożnie przycinał ostatnie strzępy drzewa by ominąć słaby punkt.
Mam już dość, pomyślał, uderzając trzonem kija w dłoń. I czekałem zbyt długo. Wstał
strząsając brud ze swojego ubrania. Grobowy pył zdawał się podążać za nim gdziekolwiek
szedł.
- Ale nigdy śmierć - mruknął - nie dla mnie. I nigdy miłość.
Niczym cień, mógł żyć tylko na obrzeżach istnień ludzkich, nigdy ich nie dotykając,
jeśli już to sprowadzał zimny dreszcz, jak chmura nad Słońcem, lub całun ponad zwłokami.
Jedyną sferą której dotykał, była śmierć, ale ta jedyna rzecz udowadniała, że w ogóle istnieje.
- Wiem, kto uwięził mnie w tym piekle i wiem, czyja krew zmyje gniew z mojego
serca i pomoże mi jutro zasnąć.
Simon ukrył się w cieniu krzewu w ogrodzie przy ulicy Chestnut, w samą porę, aby
zobaczyć chłopca wychodzącego z okna swojego pokoju na parapet. Chłopiec ubrany był w
ogrodniczki i sweter. Na nogach miał tenisówki. No proszę, Christopher miał w planach się
dziś włóczyć. Wąski, błyskotliwy uśmiech przemknął przez twarz Simona, który pogłaskał
spiczasty, trzymany w ręce patyk.
Mały chłopiec stąpał wzdłuż krawędzi parapetu, a następnie zszedł po rynnie z gracją
55
[ Pobierz całość w formacie PDF ]