[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wcale nie było obce miasto, zaginięcie baga\u, korek
uliczny ani \adna z typowych niedogodności związanych
z podró\ą. Z równowagi wytrącił pannę Donovan obdarzony
śpiewnym głosem, o miękkich ruchach, uprzejmy i nieprawdopodobnie
uparty południowiec, Owen Walker.
Była w stanie go ignorować, póki pracowała szesnaście
Strona 54
Elizabeth Lowell - Rubinowe bagna
godzin na dobę i wykańczała naszyjnik Montegeau. Ale teraz
zadanie zostało wykonane, a Walker wcią\ kręcił się w pobli\u
i bez przerwy dawał się Faith we znaki jak pokrzywy albo
uporczywe sny.
Chocia\ kipiała ze złości, jej głos był całkiem spokojny.
- Zaczynasz zachowywać się bardzo nierozsądnie.
- Rozkazy wydaje twój brat, nie ja. Porozmawiaj z nim.
- Archer jest w Seattle.
- Zawsze wiedziałem, \e ten chłopak naprawdę ma du\o
sprytu - wyznał Walker, przeciągając głoski.
Faith zmusiła się do rozluznienia zaciśniętej szczęki. Jeśli
nadal będzie zgrzytać zębami, nabawi się cholernego bólu
głowy. Była to jedna z wielu pamiętnych lekcji wyniesionych
ze znajomości z Tonym. Faith powoli wzięła głęboki wdech.
Potem drugi, trzeci, czwarty i piÄ…ty.
Gdyby sprzeczka z Walkerem mogła cokolwiek zmienić,
Faith ju\ dawno by na niego napadła. W rzeczywistości jednak
powinna natrzeć uszu Archerowi, a on znajdował się daleko
od niej. Walker wcale nie był idiotą, jedynie wykonywał
idiotyczne rozkazy.
CzekajÄ…c przy znaku stopu, a\ ze skrzy\owania zjedzie
ogromna cię\arówka, Walker zerknął z rezerwą na Faith.
Wszyscy znani mu Donovanowie, z wyjÄ…tkiem Faith, mieli
taki temperament, \e wystarczyłoby go dla dwóch osób. Powoli
dochodził jednak do wniosku, \e Faith w niczym nie
ustępuje pozostałym członkom rodziny. Naprawdę potrafiła
wpaść w złość. Dokładała tylko wszelkich starań, by okazywać
ją rzadziej ni\ rodzeństwo.
Walker zastanawiał się dlaczego. Donovanowie lubili się
ze sobą kłócić, a potem obejmować się i godzić. śadne z nich
nie potrafiło dąsać się ani rozdrapywać ran.
- Dlaczego - spytała Faith spokojnym i chłodnym głosem
- po przyjezdzie do ślicznego, historycznego miasta takiego
jak Savannah miałabym zatrzymać się w jakimś pozba-
wionym charakteru nowoczesnym hotelu? Zwłaszcza \e powiedziałam
ju\ swoim kolegom po fachu, i\ mo\na mnie będzie
złapać w Złotym Pokoju" w Live Oak Bed and Breakfast".
Walker doszedł do wniosku, \e wolałby wybuch złości ni\
chłodną uprzejmość, która zamieniała w sopel lodu ka\de
wypowiedziane przez Faith słowo. Jej srebrzystobłękitne
oczy przypominały lodowiec le\ący wysoko w górach Afganistanu,
tak zimny, \e zdołałby zamrozić człowiekowi
wnętrzności, gdyby tylko za bardzo się do niego zbli\yć.
- Ka\dy, kto zna twoje miejsce pobytu, wie równie\,
gdzie znajdują się rubiny - wyjaśnił. - Jest po szóstej. Słońce
chyli się ku zachodowi, banki są zamknięte, a budynek,
w którym będzie wystawa bi\uterii, otwierają dopiero jutro.
- W Live Oak B and B" jest sejf. Sprawdziłam to, robiąc
rezerwacjÄ™.
- Uhm - zgodził się obojętnie. - Widywałem owe stare
jak świat sejfy z czarnymi drzwiczkami i kunsztownymi złotymi
literami. Ka\dy sprytny facet o wra\liwych palcach,
wyposa\ony w najprostsze przyrządy, mo\e dostać się do
tych rubinów w czasie krótszym, ni\ potrzebujesz na zrobienie
makija\u.
- Tylko wcześniej ten sprytny facet musiałby wiedzieć,
\e rubiny są w sejfie - odpaliła.
Ukrył uśmiech.
- Amen. Dlatego właśnie jedziemy do...
- Innego historycznego zajazdu - urwała mu Faith. -
W Savannah jest ich pełno.
Miał ochotę zaoponować, postanowił jednak zaoszczędzić
siły na walkę, która naprawdę miałaby jakieś znaczenie.
- Jasne, złotko - powiedział z południowym akcentem. -
Masz na myśli jakieś konkretne miejsce?
- Właśnie się nad tym zastanawiam, złotko.
Włączyła światełko nad głową i szybko przerzuciła kupiony
w księgarni na lotnisku przewodnik po Savannah. Spodobało
Strona 55
Elizabeth Lowell - Rubinowe bagna
jej się słowo Riverfront". Popatrzyła na znajdujący się
w przewodniku plan centrum, potem na nazwÄ™ najbli\szej
mijanej ulicy. Wiernie odtworzone latarnie uliczne prezentowały
się naprawdę okazale i stwarzały wspaniałą atmosferę,
ale nie dawały zbyt du\o światła. Jeszcze ciemniej było na
zarośniętych drzewami placach. Faith w końcu ustaliła, gdzie
siÄ™ znajdujÄ….
- Na najbli\szym skrzy\owaniu skręć w lewo - powiedziała.
- Nic z tego.
Gwałtownie uniosła głowę.
- Dlaczego?
- To ulica jednokierunkowa. Nie tędy droga.
- Och! - Zerknęła na mapę i szybko się poprawiła. -
W takim razie skręć w następną przecznicę. Jeśli wcią\ będzie
obowiązywał zakaz, wjedz w pierwszą, w którą będziesz
mógł.
- DokÄ…d zmierzamy?
- Czy to zaproszenie do dysputy filozoficznej?
Uśmiechnął się niewyraznie.
- Ludzie, którzy nie mają ukończonych studiów, nie są
przyzwyczajeni do dyskusji na wysokim poziomie.
Skrzywiła się, słysząc wyrazne nosowe brzmienie jego
głosu. Odkryła, \e gdy Walker jest poirytowany, jego południowy
akcent staje się wyrazniejszy. Oznaczało to, \e swoim
poczuciem humoru znowu wkurzyła jakiegoś mę\czyznę.
Na szczęście Walker nie był jej facetem. Nawet jeśli czasami
odczuwała z tego powodu dziwny \al, musiała sobie jakoś
poradzić, i to szybko. Zdecydowanie powinna unikać
ka\dego mę\czyzny spoza klanu Donovanów, zwłaszcza jeśli
potrafi on bez \adnych starań wytrącić ją z równowagi.
- Je\eli tak ciÄ™ martwi, \e nie masz dyplomu, czemu jakoÅ›
temu nie zaradzisz? - spytała obojętnie.
- Wcale mnie to nie martwi.
Tak było na co dzień. Jednak przy Faith czasami ten fakt
mu przeszkadzał. Będzie musiał się nad tym zastanowić.
- Spotkałem mnóstwo głupich ludzi z tytułami. Znam
równie\ osoby inteligentne, które nigdy nie ukończyły
szkoły średniej. Ró\nie bywa. Liczy się człowiek, nie świstek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]