[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zerwała w ogrodzie mamy i przed domem Shawna.
Pomyślała też o świecach. Wszystko było jak należy. Chciała stworzyć romantyczną i
uroczystą atmosferę.
Nie mogła się doczekać, by zobaczyć jego minę, kiedy powie mu o piosence. Z
najwyższym trudem powstrzymywała się od wykrzyczenia radosnej nowiny każdemu, kogo
spotkała tego dnia. Pierwszy musiał się o tym dowiedzieć Shawn.
Najpierw mieli wznieść toast za jego przyszłość, a dopiero potem chciała powiedzieć
mu resztę. Nie mogła, nie umiała zbyt długo zwlekać. Czy nie ćwiczyła tego w wyobrazni
przez cały dzień?
- Kocham cię - powiedziała głośno do pustego pokoju. - Chyba zawsze cię kochałam. I
wiem, że to na zawsze. Ożenisz się ze mną?
Tylko tyle. Przycisnęła dłoń do serca, bo galopowało jak dziki koń. Przecież to nie
było aż takie trudne. Co prawda słowa wydawały się jej trochę niezdarne, ale powiedziała
wszystko bez zająknięcia.
Gdyby się zawahał albo jej odmówił, musiałaby go zabić.
W końcu usłyszała jego wóz skręcający na podjazd. Brenna zamknęła oczy i nakazała
sobie spokój. No to zaczynamy, pomyślała.
Wcale nie prosił o wolny wieczór, był tego pewien. Rozmyślając o tym otworzył
furtkę. Przecież pamiętałby, gdyby zaszło coś podobnego, prawda? No i na pewno by coś
sobie zaplanował. Czyżby nie wiedział, co robi? Niemożliwe.
Nie zamierzał oczywiście protestować. Zawsze znajdzie się coś do roboty. Mógł
zadzwonić do Brenny i spytać, czy nie chciałaby spędzić z nim wieczoru. Mógł coś szybko
ugotować. Było jeszcze na tyle wcześnie, że mogli dokądś razem pójść.
Dręczyło go podejrzenie, że Aidan i Darcy go nabrali, choć za nic nie potrafił
domyślić się, dlaczego.
Wchodząc do domu, poczuł zapach jedzenia i zobaczył światło w kuchni. Co u diabła,
pomyślał, czy to Lady Gwen postanowiła coś sobie ugotować podczas jego nieobecności?
Widok Brenny zaskoczył go chyba bardziej niż gdyby zobaczył przed sobą ducha.
Miała na sobie sukienkę, a to wystarczyło, żeby się zdziwił. Uśmiechała się do niego
w świetle płonących wokół świec. Poczuł apetyczny zapach gulaszu i zobaczył butelkę
szampana stojącą na blacie.
- Co to?
- Kolacja. Gulasz wołowy na piwie. Jedyna potrawa, którą potrafię przyrządzić tak, że
nikt się potem nie krzywi.
- Ty to ugotowałaś? - Potarł czoło dłonią, jakby chciał pozbyć się narastającego bólu
głowy.
- Rzadko mi się to zdarza, ale tak, to ja.
- Tylko czy my... No tak, pewnie tak - uznał rozglądając się wokół i podziwiając
pięknie nakryty stół. - To już przekracza wszelkie pojęcie. Chyba coś jest ze mną nie tak.
- Według mnie wyglądasz niezle. - Widząc, że Shawn nie rusza się z miejsca, sama
podeszła i pocałowała go. A nawet lepiej niż niezle. - Objęła dłońmi jego twarz i tym razem
pocałunek był dłuższy, bardziej namiętny. - Cieszę się, że cię widzę, Shawn.
Raz jeszcze poczuł zwątpienie, ale uległ ciepłym ustom Brenny i pomyślał, że nie
powinien niczym się przejmować.
- Miło jest wracać do domu, do ciebie. Przyzwyczaisz się do tego, pomyślała i
odsunęła się z uśmiechem.
- Czekałam na ciebie. O mało nie wyskoczyłam ze skóry - przyznała. - Mam dla ciebie
nowinę.
- Jaką?
Słowa cisnęły się jej na język, ale powstrzymała się.
- Najpierw otworzymy to.
- Ja się tym zajmę. - Odsunął ją od szampana, a potem uniósł brwi widząc etykietę. -
Drogi trunek. Czy mamy coś do uczczenia?
- Tak. - Zauważyła wyraz jego oczu. Nagle przestał odwijać folię z szyjki butelki. -
Jeśli spytasz, czy jestem w ciąży, to cię walnę. Nie jestem.
Powiedziała to ze śmiechem. Nie spuszczał z niej wzroku odkręcając drucik
przytrzymujący korek.
- Jesteś w niezwykłym nastroju - zauważył.
- Zgadza się. Niektóre rzeczy nie przytrafiają się nam codziennie i właśnie one
wprawiają nas w taki nastrój. - Miała wrażenie, że wypełniały ją bąbelki, jak te w szampanie,
który Shawn nalał do kieliszków. Wzięła jeden i uniosła go w górę. - Wznoszę toast na twoją
cześć.
- A co ja takiego zrobiłem?
- Chyba lepiej będzie, jeśli usiądziemy. Nie, nie mogę... Muszę powiedzieć ci to
natychmiast. Shawn, właśnie sprzedałeś pierwszą piosenkę.
20
Niepewny uśmiech znikł z jego twarzy. - Co zrobiłem? - Sprzedałeś swoją piosenkę. I
możesz też sprzedać inne, ale przy pierwszej emocje zawsze są największe, prawda? Bardzo
powoli odstawił kieliszek.
- Nie wystawiałem swojej muzyki na sprzedaż, Brenna.
- Jato zrobiłam, w pewnym sensie. Tamtą piosenkę, którą mi podarowałeś, wysłałam
do Nowego Jorku, do Mageego. Dziś do mnie zadzwonił, z samego rana. Powiedział, że chce
ją kupić. Chce też zobaczyć inne twoje melodie. - Obróciła się wokół własnej osi, zbyt
podekscytowana, aby dostrzec chłód w jego oczach. - Nie sądziłam, że uda mi się jakoś
przebrnąć przez ten dzień nic ci nie mówiąc.
- Jakie miałaś do tego prawo? Wciąż rozjaśniona, upiła łyk szampana.
- Do czego?
- %7łeby wysyłać moją piosenkę ot, tak sobie? %7łeby pokazać obcemu człowiekowi coś,
co było moje?
- Shawn. - Położyła dłoń na ramieniu i nim potrząsnęła. - On to kupił.
- Dałem ci tę melodię, ponieważ mnie o nią prosiłaś. Myślałem, że chcesz ją mieć
tylko dla siebie i że właśnie dlatego uważasz j ą za tak ważną. A więc od początku wszystko
sobie zaplanowałaś? Od razu wiedziałaś, że wyślesz ją gdzieś i przyczepisz metkę z ceną?
Coś poszło zle, koszmarnie, okropnie zle. Potrafiła zareagować tylko w jeden sposób -
gniewem.
- A jeśli tak, to co? Przecież się opłaciło, prawda? Po co w ogóle pisać piosenki, jeśli
nikt ich nie słucha? Teraz możesz robić co zechcesz.
Na płomień jej złości odpowiedział lodowatym chłodem.
- I to właśnie ty masz decydować, co powinienem robić, a czego nie, kiedy
powinienem się czymś zająć, a kiedy to odłożyć?
- Przecież ty nic nie robiłeś ze swoją muzyką.
- Skąd mogłaś wiedzieć, czy czegoś nie planowałem?
- Przecież tysiąc razy mówiłeś, że jeszcze nie jesteś gotów, aby pokazać komuś swoje
melodie, może nie?
Już w chwili gdy wypowiadała te słowa, zrozumiała, że popełniła błąd. Zaczęła
gorączkowo szukać wyjścia, ale Shawn odezwał się pierwszy.
- Zgadza się, tak właśnie mówiłem. Ale tobie to nie odpowiadało, nie pasowało do
twoich wzorców postępowania. Myślałaś sobie: i co z tego, że on pisze piosenki, jeśli nic na
tym nie zarabia, jeśli nic z tego nie ma.
- Wcale mi nie chodziło o pieniądze...
- Moja muzyka jest najbardziej osobistą sferą mojego życia - przerwał jej. - To, czy
kiedykolwiek zarobię na niej, czy nie, nie zmieni tego, czym ona jest dla mnie. Ty tego nie
potrafisz zrozumieć ani uszanować, Brenna. Nie masz dla mnie szacunku.
- To nieprawda. - Zaczynała odczuwać coś jeszcze poza gniewem. To uczucie
zaczynało ją dusić. - Chciałam tylko, żebyś coś z tego miał.
- Ależ ja coś z tego miałem.
Nigdy nie widziała go tak chłodnego, opanowanego... wściekłego. Nie miała
wątpliwości, że w jego oczach i w kamiennej twarzy dostrzega gniew. Sprawiał, że czuła się
jak robak, który nie był nawet wart tego, by go rozdeptać.
- Na litość boską, Shawn, powinieneś tańczyć z radości, a nie zaskakiwać na mnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]