[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Johna.
To, że nie trafiła za pierwszym razem, było wynikiem niedoskonałości komputera. Ale
Amerykanin nie mógł wygrać z radzieckim pilotem prowadzącym identyczną maszynę,
tamten zbyt dobrze wiedział, jak ustrzec się przed atakiem nie znającego się na rosyjskich
komputerach Johna. Jednak na pewno Rosjanin nie spodziewał się starcia z samym doktorem,
a nie z komputerem.
Zmigłowiec sowiecki zaczął niebezpiecznie zbliżać się do Natalii i Paula.
Dziewczyna, nie tracąc zimnej krwi, zanurkowała nad lotnisko, kosząc Rosjan z broni
maszynowej. Rourke zwolnił blokadę rakiet. Nie odrywał lewej ręki od dzwigni systemu
bojowego. Spoglądał to na wydruki, to na ruchliwy cel. Czuł się jak gracz przy automacie
komputerowych gier wojennych.
Helikopter wroga znalazł się dokładnie na linii strzału. John błyskawicznie nacisnął
guzik na końcu dzwigni. Obraz helikoptera na monitorze zmienił się w świetlistą kulę, która
niczym fajerwerki w ułamku sekundy rozprysła się na tysiące iskier. Płonące szczątki spadały
w dół.
Rourke uruchomił radio.
- Natalia, słyszysz mnie?
- John, dostałeś go?
- Zabierajmy się z tego piekła. Ruszajcie za mną. Maksymalnie zwiększył obroty
wirnika. Poczuł, że przy nagłym przyspieszeniu niewidzialna siła wciska go w fotel. Nowe
śmigłowce były naprawdę szybkie.
Nie więcej niż trzy nie uszkodzone maszyny mogły teraz zmierzyć się z nim, Natalią i
promami Projektu Eden w czasie powrotu tych ostatnich na Ziemię. Nie można było jednak
zlekceważyć i tego potencjału militarnego.
Tylko raz Rourke spojrzał za siebie. Lądowisko płonęło.
ROZDZIAA XXV
Wokół Helmuta Sturma szalała wywołana przez ludzi burza piaskowa. Z
południowego zachodu wciąż nadlatywały maszyny Eskadry Kondora. Ich widok napełniał
Sturma nieskrywanÄ… dumÄ….
Niemiec położył rękę na klapie kabury przytwierdzonej do pasa powyżej lewego
biodra. Ukryta tam broń była prawdziwym antykiem, pochodzącym z innej epoki, innej
wojny. Był to walther P-389. Pistolet ten służył dalekiemu przodkowi Helmuta Sturma
podczas drugiej wojny światowej. Broń była wciąż sprawna. Helmut posiadał też zapas
odpowiedniej amunicji wykonanej dla niego na indywidualne zamówienie w jednej z
podziemnych fabryk.
Po tym samym przodku zachowała się jeszcze jedna pamiątka. Był to Krzyż %7łelazny,
którym pradziad został odznaczony przez samego Adolfa Hitlera. Helmut Sturm przeznaczył
tę rodową relikwię dla któregoś z synów.
Sturmbahnfuhrer widział kiedyś zaćmienie słońca i teraz był świadkiem podobnego
zjawiska, bo chociaż to nie księżyc stanął między słońcem a Ziemią, dookoła mimo dnia
panowała gęsta ciemność. Licząca sto maszyn Eskadra Kondora znajdowała się w tej chwili
bezpośrednio nad jego głową. Słychać było tylko świst powietrza.
Zmigłowce poruszały się niemal bezgłośnie. Otaczający Sturma żołnierze wystawieni
byli na mocne uderzenia wiatru i unoszonego jego siłą piasku.
Helmut ruszył w stronę maszyny czekającej na niego na ziemi nie opodal. Eskadra
leciała dalej, na północny wschód. Wraz z jej oddaleniem się znów nastał dzień.
Przed nimi leciała jakaś inna powietrzna flota, nie zarejestrowana przez radary, a
dostrzeżona przez przednią osłonę, kiedy znikała za górskim łańcuchem. Tamci nie
dorównywali niemieckiej eskadrze ani siłą, ani liczebnością. Lecieli wolno, jakby uważnie
obserwowali teren. Czyżby oni też szukali jakiegokolwiek życia? Radar zarejestrował duży,
obcy samolot transportowy.
Sprowadzili tu te dziwne statki - pomyślał Sturm - i je zostawili .
Najezdzcy? Uśmiechnął się. Kiedy jeden najezdzca ścigał drugiego, zaczynało się
robić tłoczno. Była to gra o wysoką stawkę, o panowanie nad całym kontynentem
północnoamerykańskim.
Kim byli ci najezdzcy, pozostawało na razie tajemnicą. Może jakieś niedobitki
Amerykanów, próbujących utrzymać swe prawa do ziemi, która należała do ich przodków
pięćset lat temu? Albo Rosjanie, którzy przybyli tu, żeby wycisnąć, co się da z kraju, który
przedtem sami zniszczyli.
Sturm zajął miejsce na pokładzie maszyny. Jego mundur był sztywny od piachu,
okulary też były zasypane. Nawet czarny śmigłowiec miał teraz na sobie żółte, piaszczyste
ubranko .
Helmut zobaczył to, co chciał zobaczyć: potęgę odrodzonego narodowego socjalizmu.
- Pilot, czas na nas.
A w duchu dodał: Przeznaczenie czeka . Maszyna wystartowała.
ROZDZIAA XXVI
- Helikoptery, niech to szlag trafi!
W duchu Michael Rourke zaklął sobie znacznie dosadnej. Jego magnum 44 pozostało
w ciężarówce. Przy sobie miał przewieszonego przez plecy stalkera i mniejszą kopię
magnum-predatora, którego trzymał z przodu, właściwie na brzuchu. Ruszył biegiem, co
chwilę oglądając się za siebie i w górę. Na tle świetlistej kuli zachodzącego słońca pojawił się
rój śmigłowców. Słońce stawało się coraz mniej widoczne, przesłonięte rosnącymi, czarnymi
plamami.
Stalker ześliznął mu się z pleców. Michael zachwiał się. Przystanął, jednym ruchem
przyłożył do ramienia nierdzewnego lugera z długą lufą. A może to przyjaciele? Może
strzelaniem sprowokuje atak, który nie nastąpiłby, gdyby on tak się z tym nie spieszył?
Zawahał się.
Nagle ziemia wokół niego zaczęła się ruszać, jakby orano ją niewidzialnym pługiem.
Powietrze zadrżało od głuchych odgłosów eksplozji. Potem ostrzejszy terkot. Coraz więcej
piachu i coraz bliżej Michaela wzbijało się w górę.
Najbliższy z helikopterów znajdował się około dwustu jardów od niego. Michael tym
razem zdecydowanie wycelował w niego ze swojego stalkera. Obserwował go przez lornetkę.
Kadłub na pewno jest opancerzony. Nieprzejrzysta kopuła nad kabiną pilota - z pewnością
kuloodporna. Ale młody Rourke dysponował specjalnymi kulami, nie był przecież
[ Pobierz całość w formacie PDF ]