[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jej głosu był daleki od zgorszenia.
Ariane spoglądała na nią, uśmiechając się zagadkowo. Milczała. Dopiero po pewnym czasie poprosiła:
- Niech mi pani powie, skarbie...
Urwała, jak gdyby powstrzymała ją jakaś tajemna myśl. Emmanuelle odwróciła się ku niej z uśmiechem.
- Tak? Co mam pani powiedzieć?
Ariane zastanawiała się w milczeniu, oceniała, w jakim stopniu mo\e zaufać nowej znajomej. Cień
pobła\liwej ironii zniknął teraz z jej głosu.
- Wydaje mi się - powiedziała - \e ma pani du\y temperament. Nie jest pani wcale niewinną owieczką, za
jaką chciałaby pani uchodzić. I chwała Bogu. Je\eli mam być szczera, zainteresowała mnie pani ju\ od
pierwszej chwili.
Emmanuelle nie wiedziała, jak zareagować na te słowa. Niemal wbrew woli została zepchnięta do obrony;
raczej zirytowana tym faktem, ni\ pochlebiona. Nie lubiła, gdy nie dowierzano jej. I dlaczego właściwie te
wszystkie kobiety uwa\ają ją za pruderyjną? Początkowo to ją nawet bawiło, ale teraz zaczęło denerwować.
- A mo\e pani nie chce być tu zadowolona? - pytała dalej Ariane, tonem mówiącym więcej ni\ słowa.
- Oczywiście, \e chcę - odparła Emmanuelle. Wiedziała, \e porusza się teraz po śliskim terenie, ale jeszcze
bardziej obawiała się, by nie uznano jej za świętoszkę.
Pełen uznania uśmiech Ariane był dla niej tylko częściowym wynagrodzeniem.
- A więc, moje słodkie dziewczątko, wypuśćmy się gdzieś wieczorem. Powie pani mę\owi, \e umówiła się z
przyjaciółkami. A ja ju\ zadbam o odpowiednie rozrywki. W promieniu pięćdziesięciu lat świetlnych nie ma
mę\czyzn bardziej szarmanckich i dziarskich od przyjaciół Ariane. Inteligentni, młodzi, silni, nie mający
nigdy dość podbojów. Z pewnością nie grozi pani nuda. No co, zgoda?
- Ale przecie\ pani mnie prawie nie zna - Emmanuelle szukała wykrętu. - Czy aby...
Ariane wzruszyła ramionami.
- Znam panią wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, \e pani uroda olśniewa tak kobiety jak i mę\czyzn. A
moi przyjaciele, o których wspomniałam, potrafią docenić piękno. Gdybym nie była pewna, z kim mam do
czynienia, nie wpadłabym w ogóle na pomysł, aby zapoznać panią z nimi. Tak właśnie mają się te sprawy.
- A... - Emmanuelle zawahała się. - A pani mą\?
Ariane roześmiała się głośno.
- Mądry mą\ potrafi docenić fakt, \e jego \ona jest zadowolona.
- Nie wiem, czy i Jean uzna to za takie naturalne.
- A więc lepiej nie wtajemniczać go we wszystko - odparła Ariane, jakby od niechcenia. Przysunęła się
bli\ej do Emmanuelle, objęła ją spontanicznie wpół i przycisnęła do siebie.
- ProszÄ™ przyrzec, \e powie mi pani prawdÄ™!
Emmanuelle zamrugała oczami. Sytuacja niepokoiła ją coraz bardziej. Z równowagi wyprowadzał ją te\
dotyk pełnych, ciepłych piersi, przylegających do jej ramienia.
- Nie chce mi pani chyba wmówić, \e do tej pory tylko mą\ mógł się nacieszyć tym olśniewającym ciałem,
prawda? Dobrze, i co? Zwierzyła mu się pani z tego?
Policzki Emmanuelle pałały. Oto znowu chciano wydrzeć z niej spowiedz! Ale po co stawiać opór? Czy inni
mają ją potem uwa\ać za bardziej naiwną, ni\ jest w rzeczywistości? W odpowiedzi na pytanie potrząsnęła
przecząco. I otrzymała w nagrodę całusa w ucho.
- A widzisz! - zawołała Ariane z triumfem. W jej spojrzeniu widniała duma. - Nie będziesz \ałować, \e
przyjechałaś do Bangkoku, przyrzekam ci to.
Powiedziała to takim tonem, jak gdyby była przekonana, \e uzgodniły właśnie wa\ny pakt.
Emmanuelle próbowała się jeszcze wykręcić:
- Nie, proszę! Wprawia mnie pani w zakłopotanie! - Nagle ośmielona, zapewniła:
- Proszę tylko nie myśleć, \e jestem pruderyjna albo mam jakieś skrupuły moralne. Naprawdę nie chodzi mi
o to. Ale... prosię dać mi trochę czasu, \ebym mogła oswoić się z tą myślą.
- Ale\ oczywiście, wszystko w swoim czasie - uśmiechnęła się Ariane. - To tak jak z opalaniem... - Urwała
nagle, jakby pod wpływem nowego pomysłu, po czym usiadła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]