[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wreszcie usiąść i wyjąć z ust szmatę. A więc trzymano ją tu dla
okupu. Ale dlaczego właśnie ją? Czy padła ofiarą
niefortunnego zbiegu okoliczności, czy mo\e porywacze
wybrali właśnie ją celowo?
Mę\czyzn z pewnością nie znała, ale kobiecie przyjrzała się
uwa\niej. Podobnie jak Daniel miała dobrą pamięć do twarzy,
szybko więc przypomniała sobie, gdzie ją wcześniej widziała.
- Pani stała dzisiaj rano na ulicy i obserwowała dom.
Kobieta nie próbowała zaprzeczyć.
- Pewnie. Musiałam dopilnować, \eby ucapić kogo
trzeba, wiesz, kochaniutka. Myślę, \e lord Exmouth dobrze
zapłaci za twój bezpieczny powrót.
- A dlaczego miałby zapłacić? - spytała ostro\nie Robina.
Skoro chodziło im o okup, to z pewnością postąpiliby
rozsÄ…dniej, gdyby porwali lady Exmouth.
- Nie próbuj z nami sztuczek. - Mę\czyzna, zwany
Jackiem, roześmiał się pogardliwie. - I tak wiemy, \e ten
bogaty pan chce się z tobą o\enić.
153
A więc tu był pies pogrzebany! Gdyby jej pozycja nie była
tak rozpaczliwa, mo\e nawet uznałaby tę sytuację za zabawną.
Głupcy uprowadzili nie tę kobietę, którą nale\ało. Powinni byli
wybrać Arabellę. Naturalnie mimo to nie wątpiła, \e Daniel
spełni \ądania tych łotrów, byle tylko zapewnić jej bezpieczny
powrót do domu.
Wbrew rozsądkowi to jednak rozzłościło ją jeszcze
bardziej. Po co Daniel miał rezygnować z, być mo\e, całkiem
pokaznej sumy pieniędzy tylko dlatego, \e nierozsądnie
zachciało jej się spacerować po lesie? Gdyby nie zachowała się
lekkomyślnie, nie wpadłaby w tarapaty. Skoro jednak sama
była sobie winna, do niej nale\ało znalezienie drogi wyjścia.
Niestety, nie było to łatwe.
Przez chwilę przyglądała się ka\demu z porywaczy po
kolei. Odrobinę dłu\ej zatrzymała wzrok na mę\czyznie z
lubie\nym błyskiem w głęboko osadzonych oczach.
- Pewnie ma pan rację - powiedziała w końcu,
powstrzymując wybuch złości. - Naturalnie pod warunkiem, \e
nic mi się nie stanie... zupełnie nic.
Kobieta bez trudu zrozumiała, o co chodzi. Rozciągnęła
wargi w pogardliwym uśmiechu.
- Ty nic siÄ™ nie martw moim bratem, kochaniutka. On
będzie grzeczny... póki i ty będziesz grzeczna. Zjedz teraz
swojÄ… kolacjÄ™ jak nale\y i zostawimy ciÄ™ samÄ… do rana.
Robina zerknęła na gęsty rosół z wielkim okami tłuszczu na
powierzchni i uznała, \e lepiej spróbuje chleba, który, choć
nieco zakalcowaty, przynajmniej był świe\o upieczony.
- A co zamierzacie zrobić ze mną jutro, jeśli wolno
spytać?
- O, pannica jest ciekawska - stwierdził Jack. -Napiszesz
list do swojego lorda. Jeśli wszystko pójdzie gładko, to jutro
wieczorem będziesz z powrotem le\eć w swoim ślicznym
łó\eczku.
154
- Albo w łó\eczku jego lordowskiej mości - zarechotał
ten drugi, po czym zwrócił się do siostry: -Nie rozumiem,
dlaczego nie mo\emy tego załatwić dziś wieczorem. Mówiłem
ci ju\, Moll, \e nie podoba mi się pomysł z trzymaniem jej
tutaj.
- Nie rozumiem, co ci to przeszkadza? - Siostra spojrzała
na niego gniewnie. - Przecie\ nikt tu nie przychodzi. I nic
dziwnego. Po śmierci Betsy doprowadziłeś dom do kompletnej
ruiny, Ben. - Wprawdzie Molly nie była wzorem czystości, ale
nawet ona czuła odrazę do brudu panującego dookoła. - Poza
tym powiedziałam ci ju\, \e nie zamierzam tłuc się po nocy do
miasta. Jeśli jego lordowska mość poczeka, to mo\e chętniej
rozstanie się z pieniędzmi. Niech się trochę podręczy.
Zadowolona z siebie zwróciła się do Robiny.
- Wrąbałaś wszystko, kochaniutka? To dobrze. Teraz
Jack zwią\e ci ręce. Ale nóg nie trzeba. Nie sądzę, \ebyś
próbowała uciec przez okno. W dół mo\na spadać i spadać.
Posłusznie zało\ywszy ręce na plecy, Robina gorączkowo
rozmyślała. Jeśli zamierzała uciec, musiała to zrobić przed
świtem.
- Skoro... skoro mam tu zostać całą noc, to czy nie
mogłabym przynajmniej dostać świecy? Niedługo zapadnie
zmrok, a przysięgłabym, \e wcześniej widziałam, jak coś
wystawia głowę z tej dziury w kącie.
- Ha! - szczeknął Jack, bezlitośnie krępując jej
nadgarstki. - Mogłaś widzieć, to pewne. Tu jest mnóstwo
szczurów. - Zawahał się. - Ale świecę mo\emy jej dać. Co ty
na to, Molly?
Molly tylko wzruszyła ramionami, po czym zabrała tacę i
wyszła z poddasza. Jej brat omiótł kształtną figurę Robiny
jeszcze jednym natarczywym spojrzeniem i wziął przykład z
siostry. Jack równie\ wyszedł, ale po chwili wrócił z zapaloną
świecą, którą postawił na skrzyni obok pryczy. Nie odezwał się
155
więcej i szybko znikł, starannie zamykając za sobą drzwi.
Robina usłyszała odgłos zasuwanego rygla.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]