[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i bezszelestnie niczym duch wyszła z pokoju. Usłyszał skrzypienie
schodów pod jej stopami, kiedy szła na górę.
Pomyślał, że powinien pobiec za nią i ostrzec, żeby tylko nie
wybrała sypialni jego matki, lecz nie ruszył się z miejsca. Co za
idiotyczne pomysły przychodzą mu do głowy. Przecież mama już
dawno umarła. Dlaczego niby, śpiąc w jej ponurej sypialni, Lizzie
miałaby popaść w depresję i stać się posępna jak ona?
Rozejrzał się dookoła. Nie przeszkadzał mu kurz, ale nie mógł
znieść unoszącego się wszędzie zapachu stęchlizny. Nie był pewien,
czy gorÄ…ce, duszne powietrze niesione przez wiatr zmieni coÅ› na
lepsze, lecz gdy otworzył okna, zniknęło przynajmniej nieprzyjemne
wrażenie odosobnienia i zamknięcia i zobaczył rodzinny dom takim,
jakim nie widział go nigdy przedtem. W dawnych czasach, ilekroć
wiał gorący, pustynny wiatr, matka zamykała wszystkie okna,
zaciągała zasłony i siadała samotnie w dusznej ciemności.
Pomyślał, że będzie potrzebna im woda i zdecydował się
uruchomić pompę. Nie robił tego od ponad piętnastu lat, uznał jednak,
że jest to jedna z tych umiejętności, której nie zapomina się nigdy,
podobnie jak jazdy na rowerze. Jak tylko uda mu się napełnić zbiornik
wodą, wywietrzyć wnętrze i narąbać tyle drewna, żeby ogrzać
mrozne, nocne powietrze, będzie mógł się zdrzemnąć. Przespać
pozostałe godziny dnia i nabrać sił do kolejnej bitwy z mrokami nocy.
214
Anula
ous
l
a
and
c
s
Uruchomienie pompy okazało się trudniejsze niż przypuszczał i
zajęło mu sporo czasu. Kiedy w końcu udało mu się uzyskać
odpowiednie ciśnienie i ułożyć stertę suchego drewna przy kominku,
popołudnie miało się ku końcowi. Sięgnął po zimne piwo.
Zrezygnował z tequili, świadom tego, że jedynie własnym wysiłkiem
może uchronić Lizzie od śmierci, Nie może pozwolić na to, żeby
cokolwiek osłabiło jego czujność.
Po południu dom pogrążył się w mroku. Po niebie przetaczały
się gnane wichrem, ciemne chmury. Wyraznie zbierało się na burzę,
co było o tyle dziwne, że tu, na pustyni, deszcz należał do rzadkości i
rzadko można było się go spodziewać.
Wcześniej Damien sądził, że po długich tygodniach
nieustającego deszczu słońce i upał pustyni przyniosą mu ulgę. Teraz
wiedział już, że się mylił. Jasne promienie zdawały się naigrywać z
nieprzeniknionej ciemności, z mroków, które spowiły jego los.
Chyba zaczynam wybrzydzać, pomyślał, wchodząc na górę z
opróżnioną do połowy puszką piwa. Bezwiednie ominął czwarty
stopień, którego skrzypienie zwykle informowało matkę o jego
spóznionych powrotach do domu. Lizzie pewnie leży teraz w jej
sypialni na środku wielkiego, ciemnego łoża. Nie chciał, żeby tam
spała, lecz uznał, że lepiej jej nie przeszkadzać. Najważniejsze, by
wypoczęła.
Nie mógł się jednak oprzeć pokusie, żeby sprawdzić, co się z nią
dzieje. Przez otwarte drzwi zajrzał do wnętrza sypialni usytuowanej u
wylotu schodów. Kasztanoworude welurowe zasłony były zaciągnięte,
215
Anula
ous
l
a
and
c
s
a łóżko starannie przykryte podobnego koloru narzutą. Na przykrytej
serwetą toaletce ujrzał sczerniałe srebrne lusterko i szczotkę do
włosów. Obok stało upozowane zdjęcie dwojga smutnych ludzi.
Rodzice prezentowali się smętnie nawet w dniu własnego ślubu.
Gdyby ojciec nie zginął w wypadku, i tak by pewnie porzucił rodzinę.
Rozsunął zasłony i wpuścił światło do pokoju. Oto co pozostało
z nieszczęśliwego życia matki, pomyślał - fotografie, meble, kilka
sprzętów. Nigdy nie odżałowała straty męża i syna. Zawsze uważała,
że Damien żąda zbyt wiele, a za mało daje, aż w końcu przestał
próbować dać jej cokolwiek i zdecydował się uciec przy pierwszej
nadarzajÄ…cej siÄ™ okazji.
Zmarła, tak jak żyła - nieszczęśliwa, zgorzkniała, opuszczona
przez wszystkich. Dopiero po jej śmierci opuściło go poczucie winy.
Bo czy mógł czuć się odpowiedzialny za jej los? Do pewnego
stopnia tak, ale przecież w istocie matka sama wybrała sobie takie
życie. Poszła własną drogą, odgrodziła się od świata, ludzi i jedynego
pozostałego przy życiu syna, Zamknęła się w sobie, kiedy nie umiała
już walczyć z coraz silniej ogarniającą ją depresją i zniechęceniem, i
zapłaciła za ten wybór latami pozbawionej sensu egzystencji.
Damien nagle doznał olśnienia. Zrozumiał, że on sam również
dokonał podobnego wyboru. W ciągu ostatniego roku, tak jak ona,
zamknął się we własnych czterech ścianach. Nawet jego zaniedbane
mieszkanie, mimo zewnętrznych różnic, zaczęło pod pewnym
względem przypominać ten zawsze starannie wysprzątany dom,
którego w dzieciństwie tak bardzo nie lubił.
216
Anula
ous
l
a
and
c
s
Westchnął ciężko. Musi odgonić złe myśli. Już za pózno, by
obwiniać za to wszystko czy to matkę, czy też samego siebie. Teraz
przede wszystkim trzeba chronić Lizzie. Zapewnić jej
bezpieczeństwo. Na zawsze. Dopiero gdy osiągnie ten cel, będzie
mógł wkroczyć w nowe życie i przestać się bać.
Zanim zacznie żyć, musi pokonać śmierć.
A Lizzie musi uczynić to samo.
Nie znalazł jej w pokoju brata, a także w nienagannie
wysprzątanym pokoju gościnnym, który sprawiał wrażenie, jakby nikt
w nim nigdy nie mieszkał. Nie było jej też w szwalni, gdzie jeszcze za
życia ojca matka spędziła niejedną noc, śpiąc samotnie na wąskiej
kozetce.
Odnalazł ją w końcu w swoim własnym pokoju. Spała w jego
łóżku z kocem, pamiętającym jeszcze studenckie lata, nasuniętym na
głowę. Zobaczył rude włosy rozrzucone na poduszce, której niegdyś
powierzał sekrety wieku dojrzewania.
Nie przypadkiem wybrała właśnie ten pokój. Na jednej z półek
stały puchary, które zdobył na boisku, na innej nagrody za osiągnięcia
dziennikarskie. Na ścianie wisiał plakat z pewną kalifornijską aktorką
w bikini, w której zapewne kochał się jako młody chłopak. Ze ściany
obok spoglądał gniewnie James Dean, żywy symbol młodzieńczego
buntu.
Damien rozejrzał się po pokoju i uświadomił sobie, że od lat nie
czuł większej chęci życia niż w tej chwili.
217
Anula
ous
l
a
and
c
s
Jeszcze nie jest za pózno, myślał. Jest przecież tylko
człowiekiem, który popełnił w życiu wiele błędów, strasznych
błędów, lecz który zawsze może podnieść się, opatrzyć rany i pójść
dalej. Jego upadek nie jest ostateczny. Póki Bóg na niebie, nie ma
ostatecznych upadków. Jeszcze zdoła się uratować.
Tak, spróbuje naprawić wyrządzone krzywdy, poczynając od
dziewczyny śpiącej teraz w jego chłopięcym łóżku. Ileż to nocy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]