[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gorąco jak w piecu stwierdził z przerażeniem Jean Paul, rozglądając się
za jakimÅ› ukryciem.
Charles podprowadził Cathryn na niewielki pagórek, z którego roztaczał się
widok na zachód. Wyschnięta kamienista pustynia ciągnęła się do postrzępionych
szczytów gór widniejących na horyzoncie. Słyszeli, jak Chuck i Michelle, któ-
rzy pozostali w samochodzie, sprzeczają się o coś. Tak pomyślał Charles.
Wszystko wróciło do normy .
Nie wiedziałam, że pustynia może być taka piękna powiedziała zauro-
czona krajobrazem Cathryn.
Charles zaczerpnął głęboko tchu.
Powąchaj powietrze. Wydaje się, że Shaftesbury jest na innej planecie.
Otoczył ją ramieniem. Wiesz, co mnie najbardziej przeraża? spytał.
Co?
Znów zaczynam mieć poczucie, że wszystko jest dobrze.
Nie przejmuj się zaśmiała się Cathryn. Poczekaj, aż dojedziemy do
Berkeley bez domu, prawie bez pieniędzy i z trójką zgłodniałych dzieciaków na
głowie.
Charles uśmiechnął się.
Masz rację. Wciąż jeszcze może nas spotkać wiele nieszczęść.
EPILOG
Gdy w strzelistych Górach Białych w New Hampshire stopniały śniegi, do
rzeki Pawtomack zaczęły się wlewać spiętrzone wody setek potoków. W ciągu
dwóch dni jej poziom podniósł się o kilka stóp i leniwy bieg zamienił się w rwący
ku morzu prąd. Przepływając przez miasteczko Shaftesbury, czysta woda z furią
biła o stare granitowe nadbrzeża koło porzuconych tkalni, wyrzucając w powietrze
pył wodny, w którym tęczowo załamywało się światło słoneczne.
W miarę jak robiło się coraz cieplej, przez glebę nad brzegiem rzeki poczęły
przebijać się świeże pędy, również w miejscach, które przedtem były zbyt zatrute,
by cokolwiek na nich wyrosło. Nawet w cieniu przetwórni odpadów Recycle Ltd
po raz pierwszy od wielu lat pojawiły się kijanki ścigające chyże pająki wodne,
a migrujące pstrągi tęczowe ruszyły na południe przez niegdyś toksyczne wody.
Gdy noce stały się krótsze i zbliżało się gorące lato, na złączu rury odpro-
wadzającej jednego z nowych zbiorników substancji chemicznych pojawiła się
kropla benzenu. Nikt z nadzorujących instalacje osób nie zdawał sobie w peł-
ni sprawy z jego szkodliwych właściwości. Od pierwszej chwili, gdy w nowych
obwodach zaczęła krążyć zjadliwa substancja, gumowe uszczelki na złączach po-
częły ulegać rozkładowi.
Minęło mniej więcej dwa miesiące, nim toksyczna ciecz przeżarła gumę i po-
częła ściekać po granitowych fundamentach zbiorników. Kiedy to jednak się już
stało, proces zaczął przebiegać coraz szybciej. Trująca substancja zdążała drogą
najmniejszego oporu, spływając przez szczeliny w pozbawionej zaprawy kamie-
niarce, a pózniej ściekając w dół aż do rzeki. Jedynym dowodem jej obecności był
lekko słodkawy zapach.
Najpierw zginęły żaby, pózniej ryby. Gdy pod wpływem letniego żaru poziom
wody w rzece zaczął spadać, stężenie trucizny było już olbrzymie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]