[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Włożył płytę.
Zamknij drzwi! krzyknął do mnie przez ramię. Przekręciłem zamek, rozejrzałem się. Po
dziadkach ślad zaginął, może podłoga w tym miejscu wyglądała jak przesmarowana jakimś
żrącym płynem, ale nie były to wyrysowane na panelach kontury. Dziewka rozpadała się wolniej,
jakby się czepiała swej praludzkiej egzystencji. Może powinienem był wpakować w nią dwa
pociski? Może wypełnione tym jakimś kwasem, przyspieszyłyby dezintegrację?
Masz, przewiń trochę! Jerzy rzucił mi pilota.
Sam pobiegł do kuchni. Za oknem rozległo się wycie syreny; biorąc pod uwagę dobre
dzwiękoszczelne okna, wóz musiał być niemal pod bramą.
Wcisnąłem forward i sylwetki na ekranie pomknęły przewijać swoje role. Mel Gibson
właśnie przeczochrywał sobie włosy, stojąc przed sprzedawcami choinek. Jeszcze moment...
Już...
Play , głos niemal na maksa, fotele przed ekranem. Tylko jak Jerzy wytłumaczy...?
Może być?
Odwróciłem się nerwowo i niemal sięgnąłem do paska po broń.
Jerzy stał w drzwiach kuchni z uniesioną twarzą. Miał ją grubo posmarowaną serkiem
homogenizowanym, na czole, policzkach i brodzie były przyklejone krążki ogórka. Otworzyłem
usta i... I stałem z otwartymi ustami. Do drzwi ktoś załomotał. Jerzy uniósł palec i pokiwał nim:
Nie, nie ruszaj się! . Miękkim krokiem, żeby nie pogubić warzyw z maseczki skierował się w
stronÄ™ fotela.
Szybko siknij dezodorantem! Wskazał mi półkę przy drzwiach.
Skoczyłem do niej, przebiegłem przez pokój, wymachując we wszystkich kierunkach strugą
woni o nazwie Ocean .
Walenie do drzwi przebiło się przez krzyki Gibsona do kolegów.
Już! Co jest?! ryknąłem w stronę drzwi. Rozejrzałem się. Wyglądało na to, że już niczego
nie da się poprawić w krajobrazie po bitwie. Podszedłem do drzwi i energicznie przekręciłem
zamek.
Wpadło dwoje, przydusili mnie do ściany, nie opierałem się. Dwaj następni skoczyli na
Jerzego. Kwiknął i wbił się plecami w fotel, unosząc ręce i nogi.
Co się tu dzieje?! wrzasnął sierżant wciskając mi lufę w dołek.
Jęknąłem i postarałem się udać wzbierające mdłości. Odsunął się trochę, nacisk na moje
wątpia osłabł.
Ale o co chodzi? wymamrotałem drżącymi wargami.
Strza... Hałasy! ryknął.
Oglądamy film jęknął Jerzy. Tylko ja byłem w łazience i poprosiłem przyj a... kolegę,
żeby zgłośnił!
Nastała długa chwila, w której Gibson z kolegami wpatrywali się w ciała wystrzelanych
dilerów w szeregach choinek. Potem ryknął dialog.
Kurwa, wyłącz to! krzyknął sierżant do... do kogoś.
Jerzy porwał pilota ze stolika i zmute ował odtwarzacz. Nastała błoga cisza.
Co się tu dzieje? zapytał sierżant, najwyrazniej szukając dla siebie chwili do namysłu.
Przecież kolega wyjaśnił: poszedł do łazienki, a ja zrobiłem głośniej, żeby nie stracił
dialogów... powiedziałem dość płaczliwym tonem.
Ja-ppp! warknął drugi z tych, którzy parli na pierwszy ogień. Jak głośno musiało to
grać, żeby sąsiedzi wszczęli alarm?
Oni z byle powodu się pieklą poinformowałem go.
Tak, tak, byle łyżka upadnie na podłogę w kuchni i już stukanie do drzwi. To furiaci i
zgryzliwe padalce! uzupełnił Jerzy.
Dwaj posterunkowi, stojÄ…cy przy drzwiach, wymienili spojrzenia. Jeden odchrzÄ…knÄ…Å‚.
Który z panów zamieszkuje lokal? zapytał.
Ja. Dowód? Wolałbym nie pokazywać, ale oni powinni wziąć coś do ręki.
PoproszÄ™.
Podałem mu dowód mówiąc:
A dokładniej to jest mieszkanie mojej siostry. Opiekuję się nim, a ten pan je wynajmuje. Ja
tu jestem gościnnie.
Wpatrywał się chwilę w plastikową kartę, pękniętą, nawiasem mówiąc, a miały być takie
trwałe! Nawet nie pokwapił się zapisać danych. Spieszyli się gdzieś.
Idziemy? zapytał i zerknął na zegarek, jakby chciał poinformować starszego stopniem, że
pora na obiad. Zmierdzi tu... Pokręcił głową.
No ja przepraszam powiedziałem. To już chyba nie pańska sprawa, jak tu śmierdzi. Do
smrodu nikt panów nie wzywał.
Spokojnie! syknął dowódca. Proszę sobie nie myśleć! Zabrakło mu ciągu dalszego.
Tym razem odpuszczamy, ale bez względu na porę, nie wolno przekraczać pewnych... barier...
zakończył z wysiłkiem.
To był incydent. Może być pan pewien, że się nie powtórzy zapewnił go Jerzy, nie
wstajÄ…c z fotela.
Tak potwierdziłem.
Idziemy.
Sierżant wykonał ręką jakiś ruch, sugerujący, że salutuje, i szybkim krokiem opuścił
mieszkanie. Pozostała trójka nie trudziła się wymachiwaniem rękami. Zamknąłem za nimi drzwi,
przekręciłem zamek.
Ten serek to pomysł genialny powiedziałem. Tylko to nas uratowało.
Jerzy zarżał przeciągle i zniknął w łazience. Długo polewał wodą twarz, potem widocznie
uznał, że to mało, bo usłyszałem, że bierze prysznic. Otworzyłem okna i zablokowałem, żeby
przeciąg nie wywalił szyb, wygrzebałem mopa z kuchennej szafki i sumiennie przetarłem
podłogę, dodając poczwórną porcję środka do mycia i denaturatu. Kończyłem drugie przecieranie
paneli, gdy z łazienki wyszedł Jerzy w ręczniku, z aprobatą pokiwał głową, po czym, ostrożnie
stąpając po wilgotnej podłodze, przeszedł do sypialni. Bez sera na twarzy wyglądał z jednej
strony lepiej, z drugiej gorzej. Guz ze skaleczeniem na linii włosów, rozbite obie wargi,
podpuchnięta tkanka na kości jarzmowej.
Przyłóż lód poradziłem.
Bez słowa poszedł do kuchni, ja tymczasem dokończyłem myć podłogę, wylałem wodę,
wypłukałem wiadro.
Usiedliśmy w fotelach, uśmiechnąłem się do partnera. Puścił do mnie oko, tym okiem, które
[ Pobierz całość w formacie PDF ]