[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Usiadłem naprzeciw, na krzesełku, którym miał mnie zamiar uderzyć. Czekałem, aż otrzezwieje.
Po pięciu minutach facet przyszedł do siebie. Popatrzył na mnie tępym wzrokiem. Po chwili
twarz jego zmieniła swój wyraz: pojawiła się nienawiść, co najdobitniej objawiało się w
zmrużeniu oczu.
- Co robiłeś wczoraj przed południem?
Nie odpowiedział.
- Radzę ci mówić. W przeciwnym wypadku sprawię ci taką łaznię, że nie zapomnisz o niej
przez wiele lat - powiedziałem pieszczotliwie.
- Spałem.
- Gdzie?
- A gdzie się śpi? - spytał retorycznie. - Zpi się w domu.
Podniosłem się z krzesełka i podszedłem do Enrica.
- Jeżeli nie będziesz mówił prawdy... Zresztą wiesz już, jak ja biję.
- Byłem w pewnym hotelu.
- W porządku. Zaczynasz być rozsądny. Oszczędz sobie informacji. Wiem, że byłeś z Carlem
Barenzo.
Nie próbował już ukrywać strachu. O ile poprzedni grymas pojawił się i znikł, jakby był ti-
kiem, to teraz strach wykrzywił mu mięśnie, otaczające usta, i grymas trwał, zmieniając twarz
Enrica w dziwacznÄ… maskÄ™.
- Ja mu nic nie zrobiłem. Kazał mi się wynosić i powiedział, że go takie rzeczy nie interesują.
A po południu przeczytałem w gazetach, że go ukatrupili. Dlatego wczoraj nie byłem w Stelli.
Bałem się. Skąd ja mogę wiedzieć, że pan go nie ukatrupił? Skąd ja mogę to wiedzieć! -
wykrzyknął nienaturalnie wysokim głosem i rozpłakał się.
- Jakie rzeczy go nie interesowały?
- Chciałem mu sprzedać... Widziałem, to można zaraz poznać, że gość był ładowany.
- Co chciałeś sprzedać?
- KokainÄ™.
- O której wyszedłeś z hotelu?
- Kilka minut po wpół do jedenastej - odpowiedział po chwili zastanowienia.
- Uspokój się. Byłeś przedtem twardy, to bądz nim teraz. Nie nadajesz się do takich rzeczy,
jakie teraz robisz. Przestań płakać i zmień fach. Albo go nie zmieniaj. Nic mnie to nie obchodzi.
- Co teraz będzie ze mną? - spytał, ocierając łzy.
- Możesz iść. Na drugi raz, rzucając popielniczką, pamiętaj o refleksie przeciwnika. I jeszcze
jedno. Przyciśnij palce do tego papieru. W porządku. Nie miej do mnie pretensji. Kto wie, czy nie
uratowałem cię od czegoś znacznie gorszego. No, zmykaj.
Popatrzył na mnie z niedowierzaniem, potem przeniósł wzrok na swoje palce, które dopiero co
położył na papierze o lekko brunatnym nalocie, następnie szybkim ruchem wyjął z kieszeni chus-
teczkę, powycierał twarz i zerwał się z fotela. Chciał się uśmiechnąć, ale twarz wykrzywiła mu
się boleśnie.
- Do jutra powinno ci przejść powiedziałem miękko, widząc jego skrzywienie. - Jesteś na
razie mały cwaniak, ale już niedługo będziesz dużym cwaniakiem. Wtedy sobie to wynagrodzisz.
Czołem.
Odprowadziłem go do drzwi. Potem wszedłem do łazienki i wziąłem gorącą kąpiel. Po kąpieli
ogoliłem się i owinięty kąpielowym płaszczem w biało-czarne, poziome pasy, udałem się do po-
koju. Usiadłem na krześle obok stolika, na którym stał telefon, i nakręciłem numer mieszkania
Franca.
- Halo! - wykrzyknąłem - dobrze, że jesteś.
- Ale zaraz mnie nie będzie. Wychodzę.
- Baw się miło! Bądz tylko tak dobry i powiedz mi, kto pierwszy doniósł o morderstwie w
hotelu?
- Właścicielka. Wróciła z posterunku policji, gdzie, jak ci wiadomo, załatwiała swoje sprawy,
i idąc korytarzem pierwszego piętra zauważyła otwarte drzwi numeru siedemnastego. To, co zo-
baczyła, skłoniło ją do zawezwania policji.
- Chciałbym znać twoje zdanie. Dlaczego nie wezwała policjanta z komisariatu mającego w
opiece tÄ™ dzielnicÄ™?
- Widocznie im nie ufała.
- W porządku. I jeszcze jedna sprawa. Czy masz fotografię odcisków?
- Tak i to dość dużo. Niepokoją mnie szczególnie odciski męskich palców. Jest ich bardzo
dużo.
- Gdzie siÄ™ teraz wybierasz?
- Me serce nie zdradza tajemnic swych - zaśpiewał Franco.
- Szkoda. W takim razie wpadnę jutro do wydziału o godzinie dziesiątej... przepraszam, dzi-
siaj. Jest godzina zero dziesięć.
- Będę czekał, formalisto - pożegnał mnie Garden i położył słuchawkę.
Wszystko układało się pomyślnie. Enrico prawdopodobnie mówił prawdę. Na jego korzyść
przemawiały godziny. Mógł się widzieć z Carlem po wpół do jedenastej, ponieważ Barenzo wy-
szedł z mego biura o godzinie dziesiątej dziesięć. Jazda autem z placu Garibaldiego do hotelu za-
biera około piętnastu minut. Tak, to by się zgadzało. Następny punkt, to życzenie potentata, by
Enrico opuścił hotel. Zakładając, iż to jest prawda, Barenzo miał się z kimś spotkać. W takim
razie dlaczego umawiał się z kochankiem? Można to tłumaczyć pożądaniem, ale jeszcze
pozostaje pytanie, dlaczego tak bogaty człowiek umawiał się w obskurnym hoteliku. W
przypadku Enrica jest to zrozumiałe. Chciał uniknąć rozgłosu. Jednak w tym miejscu koło się
zamyka. Mógł przecież zrezygnować ze spotkania z chłopcem lub też nieznajomymi czy
nieznajomym. Zakładając, że Barenzo chciał utrzymać w tajemnicy również drugie spotkanie,
należy wybadać hotelarkę, czy hotelik był stałą meliną filmowca, czy też trafił do niej
przypadkowo.
Z tego wszystkiego wynikało, że Barenzo nie prowadził tak krystalicznego życia, jak mnie o
tym zapewniała większość rozmówców. Można by przypuszczać, iż go ktoś szantażował. Nie jest
to jednak zbyt prawdopodobne. Facet był bogaty i sprytny. Ostatecznie miał za sobą przeszłość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]