[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zamknięto wszystko na cztery spusty, pogaszono światła. Księża udali się do swoich
mieszkań, policjanci zostali w polonezie jako ochrona, my podnieceni poszliśmy do jeepa. Do
27 Jan z Damaszku (ok. 650-749), święty; teolog i poeta pochodzenia arabskiego. Wstąpił do klasztoru świętej
Saby koło Jerozolimy i przyjął święcenia kapłańskie. Autor yródeł wiedzy.
jutra nic szczególnego nie mogło się wydarzyć. Dopiero za kilka godzin miała przyjechać tutaj
specjalistyczna ekipa policyjna z geofizykiem i archeologiem, a także konserwator zabytków,
aby przebadać mur kościoła za ołtarzem. Obiecał to sam inspektor.
Jeszcze z kwadrans nie ruszaliśmy się spod kościoła, rozemocjonowani wagą naszych
ostatnich domysłów. Na ulicę wyjechaliśmy skoro świt i wciąż rozmyślaliśmy o ukrytym
krzyżu.
Paweł prowadził, ja perorowałem. Aż tu nagle ujrzeliśmy na rynku skręcającego w
jakąś boczną uliczkę peugeota 605. Pamiętałem dobrze, że taki właśnie samochód wypożyczył
w hotelu  Sobieski dziennikarz Vidac - osoba zamieszana w próbę kradzieży krzyża z
błońskiego kościoła.
- Zawracaj - rzuciłem do Pawła.
- Ale...
- Zajedz pod kościół od wschodu i stań w głębi ulicy Jana Pawła II.
- Szefie, jaśniej! - nie wytrzymał Paweł.
- To chyba Vidac ! On przecież współpracuje z Saint-Germainem. Po co przyjechał do
Błonia w nocy? Jego ludzie uciekli, a kościół zamknięto. Do tego policja waruje na rogu
skrzyżowania, bardziej ostrożna niż dotychczas. Nikt tam nie wejdzie, chyba że zastrzeli
policjantów. No więc, dlaczego Vidac tutaj przyjechał?
- Właśnie: dlaczego?
- I gdzie podziała się nasza blondynka z pieprzykiem? - odpowiedziałem pytaniem. -
Powinna być razem z tymi zbirami. W fiacie punto jej nie było. Gdzie przepadła ta
ślicznotka?
- %7łe niby cały czas siedzi w kościele? - zdumiał się i dodał gazu, aż zapiszczały na
suchym asfalcie opony.
- Ciszej - uspokoiłem go. - Jedz wolniej.
Kościół wyłonił się nam znowu w głębi ulicy. Przed chwilą tam byliśmy, teraz jednak
staliśmy zdecydowanie dalej, bo naprzeciwko Miejskiego Ośrodka Kultury. Czekaliśmy kilka
minut, ale peugeot 605 nie pojawił się.
- Co robimy? - niecierpliwił się Paweł.
- Jeśli będziemy tu czekać na rozwój wypadków, a w kościele przebywa nasza śliczna
blondynka, to gotowa jest zniszczyć ołtarz i dobrać się do muru - myślałem na głos. - Jeśli
naprawdę jest w kościele, to słyszała każde zdanie, jakie tam wypowiedzieliśmy. Podaliśmy
jej na tacy rozwiązanie. A nawet jeśli mylimy się z tym krzyżem, to gotowa jest to sprawdzić.
Musimy bezzwłocznie zawiadomić policjantów w polonezie.
Zrobiliśmy tak. Już bez przesadnej konspiracji podjechaliśmy do poloneza.
- Proszę panów! - krzyknąłem w ich stronę. - Trzeba raz jeszcze sprawdzić kościół.
- Drugi raz nie damy się nabrać na podobny numer - zaśmiał się policjant Skowroński
przez uchylonÄ… szybÄ™.
- Ale nas panowie znają - mówiłem. - Byliśmy z wami w kościele. Ktoś może być
teraz wewnÄ…trz...
- Nikt tam nie wchodził - zdenerwował się.
- Nie musiał. Był tam przez cały czas. Pewnie schował się w jakimś zakamarku...
I nagle coś wewnątrz świątyni głucho rąbnęło. Zdawało mi się, że zatrzęsły się mury
kościoła.
- Co to? - zdziwił się Skowroński. - Słyszałeś?
- Coś jakby walnęło - odpowiedział drugi policjant.
Otworzyli bramę kluczem, który dostali od proboszcza i już po chwili biegliśmy w
czwórkę do głównych drzwi. Gdy kapral mocował się z zamkiem, ulice przeszył ryk silnika.
Peugeot 605 mignął nam na ulicy i znikł za kościołem.
- Z powrotem! - krzyczał Paweł. - Ktoś może uciekać bocznym wyjściem!
Zostawiłem policjantów męczących się z otwarciem drzwi i pobiegłem za Pawłem.
Jak tylko ominąłem północno-zachodni róg kościoła, ujrzałem uciekającą z zakrystii
dziewczynę - uciekała szybko w kierunku ulicy bez żadnego pakunku. Zdawało mi się, że była
to ta sama niewiasta, która w Paryżu uczestniczyła w kradzieży mojej teczki. Dziewczyna
dopadła muru i wskoczyła sprawnie na jego szczyt, a następnie zeskoczyła wprost do
czekającego na nią peugeota, niemalże przyssanego do muru otaczającego parafię.
Paweł pierwszy pokonał mur. Peugeot ostro ruszył spod muru w stronę kina, ale zaraz
skręcił w lewo ku rynkowi. Męczyłem się z pokonaniem muru, a w tym czasie Paweł pobiegł
po jeepa. Kiedy byłem już po drugiej stronie, na ulicy, podjechał do mnie Paweł. Nie było
czasu na powiadomienie o naszych planach policjantów. Jeśli chcieliśmy dogonić peugeota,
musieliśmy natychmiast stąd odjechać. Musieliśmy się śpieszyć.
Założyliśmy, że peugeot pojedzie do Warszawy i będzie starał się dotrzeć do głównej
szosy. Na szczęście wczesna pora dnia była naszym sprzymierzeńcem - wśród ciszy
nadchodzącego świtu słyszeliśmy dochodzący od wschodniej strony rynku ryk zarzynanego
silnika samochodowego. Ów odgÅ‚os oddalaÅ‚ siÄ™ na wschód.
- Ucieka bocznymi drogami - ucieszył się Paweł i dodał gazu na wąskiej uliczce.
On prowadził, ja telefonicznie zawiadomiłem policję o pościgu.
Peugeota dorwaliśmy na ulicy Nowakowskiego przed torami kolejowymi. Zamknięty
jeszcze przed sekundą szlaban unosił się powoli ku górze, ignorując naszą modlitwę o
zastygniecie w pozycji poziomej. Peugeot nie wytrzymał napięcia i ruszył, zanim szlaban
uniósł się na bezpieczną wysokość. Staranował go i przełamał na pół. Wyrwał z impetem w
prostą i ciemną drogę kończącą się przed nami nie wiadomo gdzie. Ciekawe, że za peugeotem
stał jeszcze jeden samochód, opel astra, który nieoczekiwanie ruszył w pościg za uciekającym
pojazdem.
Paweł nie oszczędzał silnika. Na wąskiej i słabo oświetlonej drodze pośród pól
rozpędził nas do szybkości stu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Jadące przed nami
samochody nie ustępowały nam i pędziły na złamanie karku.
Paweł zdecydował się na szaleńczy zryw. Przy szybkości sto sześćdziesiąt pięć na
godzinę wyprzedził oba samochody, mimo że ten pierwszy próbował nas zepchnąć go do
rowu. Kraksa wisiała dosłownie w powietrzu, ale Pawłowi udało się w ostatnim momencie
wydobyć z silnika resztki mocy. Dzięki temu przeżyliśmy. Wypadnięcie z szosy przy tak
ogromnej szybkości, nawet gdy na poboczu nie rosną drzewa, gwarantuje szybkie spotkanie
ze świętym Piotrem. A pobocze brwinowskiej drogi porastały drzewa.
W wyniku naszego manewru peugeot znalazł się w kleszczach między jeepem a oplem
prowadzonym przez tajemniczego kierowcÄ™.
To stało się w Rokitnej na skrzyżowaniu przed miejscowym kościołem, gdzie droga
brwinowska rozwidla się na dwie prostopadłe szosy - wschodnią i południową - wyznaczając
tym samym boki terenu parafii. Paweł nagle zahamował i stanął w poprzek ulicy,
zablokowawszy tym samym przejazd na wschód i na południe. Najpierw zahamował
gwałtownie peugeot. Po nim zatrzymał się z piskiem opon opel. Jeszcze tylko głuchy i
nieprzyjemny odgłos uderzenia zderzakiem w zderzak zakończył tę szaleńczą pogoń. Opel
przyssał się do peugeota i posypało się szkło z pękniętej szyby drugiego auta. W ten sposób [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dancemix1234.keep.pl