[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wiem, że wystosowałeś listy do dwóch klasztorów cysterskich z zapytaniem o
rękopisy muzyczne. To może oznaczać, że człowiek, którego szukasz, był zakonnikiem w
tym zgromadzeniu. Cystersi przykładali dużą wagę do muzyki... I do druku książek. Zielnik
powstał w ich drukarni w Wilnie.
- Owszem. Przykładali wielką wagę do muzyki, ale zlekceważyli i nie docenili
geniusza... Po zaledwie kilkudziesięciu latach już o nim nie pamiętali.
- Ile zielników rozprułeś?
- Osiemnaście. W dwunastu znalazłem to, czego szukam.
- Skąd wytrząsnąłeś ich aż tyle?!
- W Szwecji, na Litwie, w Rosji... - wzruszył ramionami. - Wy też macie ich trochę.
- Ale ciągle są luki. Z pewnością wiele z tych ksiąg uległo zniszczeniu. Z pewnością
wiele niszczyło się od częstego używania i oprawiano je na nowo. Nigdy nie skompletujesz
całości.
Uśmiechnął się.
- Skompletuję. Może nie całość, ale... na wyklejki poszły co najmniej cztery odbitki
tego samego utworu. Kawałki się czasem dublują. Mam nadzieję, że znajdę brakujące,
wypełnię luki... Czytał pan biografię Marii Skłodowskiej-Curie?
- Nawet niedawno.
- Musiała przeryć tony smolistej blendy uranowej, by odnalezć odrobinę radu... Moja
praca jest podobna. Są egzemplarze zielnika, w których nie ma wyklejek. Ale ciągle znajduję
kolejne okruchy. Któregoś dnia zbiorę wszystkie.
- Mam pytanie - pan Tomasz spojrzał na wroga badawczo, oceniając jego siłę.
Litwin nie był dobrze zbudowany, nie wyglądał też na silnego. Przypuszczalnie da się
go obezwładnić, a potem będzie można zadzwonić po policję.
- Proszę pytać - uśmiechnął się kompozytor.
- Dlaczego nie zgłosiłeś się do nas? Ministerstwo udzieliłoby ci pomocy w
poszukiwaniach. Mamy spisy zawartości prywatnych księgozbiorów, może gdzieś są
egzemplarze zielnika, których samodzielnie nie odnajdziesz nigdy. Po co to wszystko:
włamania, prucie ksiąg po nocy, przy dzwięku syren alarmowych, ucieczki...
Jasne oczy spojrzały spokojnie, choć na ich dnie czaiło się szaleństwo.
- Bo to jest moje hobby.
- Aamiesz przepisy, działasz nielegalnie i okradasz nasze księgozbiory...
- Zabieram tylko to, na co sami nie zwracacie uwagi. Ratuję od zapomnienia kawałki
melodii, które, gdybym nie wydobył ich na światło dzienne, za kolejne sto lat rozsypałyby się
w proch... Przy okazji testuję wasze systemy zabezpieczeń, będziecie wiedzieli, gdzie są
luki... W Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego szybem, w którym wisi globus, mógł się
opuścić każdy. Opuściłem się ja i gdzie wylądowałem? Na regałach wokoło mnie stały
woluminy warte miliony dolarów... A teraz przynajmniej alarm w studni założycie...
- Gdybyś miał czyste intencje, mógłbyś to wszystko uzyskać normalną drogą. Ale
skoro wybierasz sobie własną ścieżkę, będziemy musieli cię powstrzymać...
- Oczywiście, takie są wasze obowiązki - uśmiechnął się ponownie. - Powstrzymajcie.
Jeśli zdołacie.
Spokojnie przełożył nogi przez barierkę.
- I co, skoczysz? - zakpił muzealnik.
- Po co?
Teraz dopiero pan Tomasz spostrzegł linę przywiązaną do kolumienki. Vytautas, z
wysokości dobrych kilku metrów, zręcznie zjechał na posadzkę i wyszedł z kościoła.
Muzealnik zabrał pozostawione na pulpicie nuty i ruszył w pościg po schodkach.
Przed katedrą nie było już śladu Litwina, ale jego jasna kurtka mignęła przy wejściu
na plac Narutowicza. Pan Samochodzik ruszył za nim. Litwin szedł dość szybko i zaraz
zanurkował w bramę. Pan Tomasz pospiesznie dobiegł do kamieniczki i ostrożnie zajrzał. Na
podwórzu nie było nikogo, tylko jakiś dzieciak, na oko sądząc siedmioletni, bawił się
kawałkami blachy.
Pan Tomasz podszedł do niego.
- Widziałeś człowieka, który wszedł tu przed chwilą? - zagadnął przyjaznie.
Chłopiec obrzucił go wrogim spojrzeniem.
- Dziesięć złotych - rzucił bez namysłu.
- Pięć - zaproponował muzealnik.
Chłopaczek poskrobał się po głowie: widać nie w smak było mu targowanie.
- Siedem - obniżył cenę.
- Dobra.
Pan Tomasz z westchnieniem odliczył mu bilonem żądaną kwotę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]