[ Pobierz całość w formacie PDF ]
brzegu. Mężczyzna podający się za funkcjonariusza wyglądał na bardzo groznego.
Strach wzmógł się jeszcze bardziej, kiedy elegancki mężczyzna zdjął okulary odsłaniając
zimny błysk błękitnych oczu. Na szczęście pozwolono im odejść.
Szczęśliwi wrócili do pensjonatu. Oczywiście nie odważyli się nikomu opowiedzieć o
tej historii. Dopiero po kilku dniach Encyklopedia skonstatował dziwną rzecz. Nie
dawał mu spokoju fakt, że funkcjonariusz Urzędu Ochrony Państwa ukradkiem spotkał
się na plaży z rozkazującymi mu cudzoziemcami. To było bardzo dziwne. Owszem,
mogli być chłopcy świadkami tajnych badań w ramach międzynarodowej współpracy
albo nawet spotkać szpiegów, ale twarze mężczyzn zdradzały, że mieli do czynienia z
bandytami.
Encyklopedia zdecydował się powiedzieć o wszystkim panu Andrzejowi. Instruktor
był twardym mężczyzną krótko trzymającym chłopców, ale jednocześnie był ich
przyjacielem oraz idolem, znakomitym poszukiwaczem ukrytych na dnie jezior wraków.
Po wysłuchaniu ich opowieści pan Andrzej nakazał absolutne milczenie. Trenowali
jeszcze dwa dni, a potem pogoda pogorszyła się na całe trzy tygodnie. Jakież było ich
zdziwienie, gdy wieczorem instruktor wrócił do pensjonatu mocno poturbowany. To był
okropny widok. Miał połamanych kilka żeber, złamany nos i wyglądał jak ktoś, kto
zajrzał śmierci w oczy. Wszystkim oświadczył, że podczas kąpieli uderzył głową w
twardy przedmiot na dnie. Tylko chłopcy mu nie uwierzyli. Wiedzieli, że pan Andrzej
musiał zostać przyłapany przez tych samych płetwonurków co oni. Ale niewiele
dowiedzieli się z jego relacji, gdyż szybko zabrało go pogotowie. A wróciwszy rankiem
ze szpitala poprosił ich na rozmowę. Nakazał natychmiastowy wyjazd do domu!
Wymyśliwszy jakiś pretekst załatwił zwolnienie i sam zawiózł chłopaków do Elbląga.
Nawet rodzicom nie ujawnili całej prawdy wymyślając bajeczkę o paleniu papierosów,
62
za które zostali wydaleni dyscyplinarnie z obozu. Instruktora spotkali dopiero w nowym
roku szkolnym. Nigdy nie wracali do historii, jaka miała miejsce podczas obozu nad
Zatoką. Z twarzy pana Andrzeja wyczytali jednak, że wciąż zagraża im
niebezpieczeństwo.
Chłopcy zapomnieli o sprawie, aż tu niespodziewanie w domu Pingwina zjawił się
mężczyzna w okularach. Miało to miejsce kilkanaście dni temu, na tydzień przed
zakończeniem roku szkolnego. Mężczyzna pokazał jakąś legitymację, pytał o poprzednie
wakacje i pobyt chłopców na obozie. Zaskoczeni dziwnymi zachowaniem nieznajomego
rodzice sami zaczęli zadawać pytania, a gdy poprosili o ponowne wylegitymowanie się,
ten wyszedł. Odchodząc miał ponoć wyszeptać: Nic nas nie powstrzyma przed
ostatecznym rozwiązaniem . Wróciwszy ze szkoły Pingwin wyznał rodzicom całą
prawdę. Przerażeni wysłali go w niedługim czasie do ciotki mieszkającej w Bostonie w
Stanach Zjednoczonych. Fiolka i Encyklopedia nie mieli takich możliwości, więc
trafili na wieś do dziadków.
I znowu pewnie zapomnieliby o całej sprawie, gdyby na początku lipca nie zobaczyli
w telewizji relacji ze znaleziska dębowego wraka łodzi słowiańskiej tkwiącego na dnie
Zalewu we Fromborku. Zobaczyli cudowne jachty, Havamala , Conquistadora ,
płetwonurków pracujących na najlepszym sprzęcie, ale najbardziej zostali poruszeni
obecnością w porcie Pana Samochodzika. Wiele o nim słyszeli i czytali. Jakaś
młodzieńcza przekora, pogarda dla zdrowego rozsądku, a może i tkwiąca w nich
detektywistyczna żyłka kazała uciec dziadkom i odwiedzić Frombork. Ale w mieście
Kopernika musieli zachować wielką ostrożność. Nie zapomnieli przecież o przygodzie
sprzed roku. Do końca życia nie zapomną mężczyzn w kombinezonach płetwonurków na
krynickiej plaży. To dlatego Fiolka i Encyklopedia najpierw uważnie obserwowali
port, zanim odważyli się z nami porozmawiać. Bali się tamtych ludzi. I nie mylili się -
zostali przez nich schwytani.
- To znaczy, że oni są we Fromborku! - krzyknęła Zośka.
- A opis mężczyzny w okularach posługującego się fałszywymi legitymacjami pasuje
do Batury - stwierdziłem. - Musi być zamieszany w nie lada historię. A twierdził, że
zajmuje się wyłącznie porywaniem ludzi dla okupu. Czy wasi rodzice są bogaci?
- Tata zarabia tysiąc pięćset - odpowiedział Fiolka i zaraz dodał: - Brutto.
- Ano właśnie! Jerzy zadzwonił tylko po to, aby się zorientować, czy wiem od
chłopców o epizodzie na plaży i czy powiązałem to z jego osobą.
- A więc ten Batura kłamał! - odetchnął z ulgą pan Rutra. - No i co, panie magistrze?
Mylił się pan!
Magister Rzepka zafrasował się i odchrząknął.
- No wie pan, mylić się to ludzka rzecz.
- Wybaczam panu, bo jestem dżentelmenem - powiedział Anglik.
Znowu zaterkotał stary telefon. Dzwonił Paweł.
Wyjaśniłem naszą sytuację i powiedziałem o Havamalu . O innych sprawach
musieliśmy porozmawiać na osobności.
- Jedz, Pawle, do Fromborka i zorientuj się, co jest grane - zakończyłem rozmowę.
Zaczął siąpić drobny deszcz, kiedy usłyszeliśmy warkot samochodowego silnika.
Przyjechała policja. Po krótkich oględzinach domu dwóch policjantów zabezpieczyło
drzwi i wreszcie odjechaliśmy. Chłopcom należał się solidny odpoczynek, dobry obiad,
63
ale przede wszystkim rodziny Fiolki i Encyklopedii powinny zostać niezwłocznie
zawiadomione o miejscu pobytu ich pociech.
Zachmurzyło się i zaczął padać większy deszcz. Także wiatr zaczął rosnąć w siłę.
Byłem do tego stopnia poruszony nowymi odkryciami dzisiejszego dnia, że zaczęło mi
wirować w głowie od wszystkich faktów, podejrzeń, poszlak i intryg przeciwników.
Nawet niewygodne siedzenie w policyjnej nysce zupełnie mi nie przeszkadzało. Do
Sztutowa mieliśmy około trzydziestu kilometrów, więc miałem okazję zastanowić się
nad tym i owym. A musicie wiedzieć, że padający deszcz zawsze pomagał mi zebrać
myśli.
Zacząłem się zastanawiać. Wezmy choćby powód wypłynięcia Havamala ?
Ucieczka? A może po prostu Jorgensen zrobił sobie mały rejs po Zalewie? Rozważałem
także możliwość istnienia dwóch grup rywalizujących ze sobą w poszukiwaniach. Jedną
stanowiła załoga Ice Blue współpracująca z Baturą, drugą nasz poczciwy Jorgensen.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]