[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 W nocy? A która była godzina?...
 Zegar wydzwonił dwunastą...
 Hej, co za szeptanie po kątach!  zwrócił się do nas Nataniel, już ubrany.
 Nic takiego, nic takiego  odparłem żywo, aby zatuszować tę dziwną wiadomość, jaką
usłyszałem od jednego z Trzech Urwisów.  Wszystko w porządku. No, chłopcy, wszystkiego
dobrego i do zobaczenia.
Podaliśmy sobie ręce.
 Jakby co, to jesteśmy blisko  szepnął na do widzenia Jarek.
Wyszliśmy gromadnie z pokoju Nataniela, chociaż Urwisy z ogromną niechęcią, co dało
się zauważyć po ich nieszczególnych minach...
W przydzielonym mi pokoju rozpakowałem walizkę, rozstawiłem przywiezione książki i
szpargały na szerokim, rozkładanym stole, a potem poszedłem do łazienki odświeżyć się po
podróży. Ale przez cały czas kołatały mi w głowie słowa Jarka, że widział mnicha w pałacu.
 To niemożliwe  burknąłem głośno do siebie, gdy nagle uderzył gong wzywający na
kolacjÄ™.
W palarni zastałam Nataniela spacerującego drobnymi krokami i zerkającego po
zawieszonych na ścianach obrazach. Skórzane fotele wokół okrągłego stolika zajmowały dwie
panie: jedna bardzo młoda, druga podstarzała, w wielkich rogowych okularach. Mistrz
zachowywał się ze sztuczną galanterią, co u niego było zawsze oznaką złośliwego
zadowolenia.
Kiedy mnie zobaczył na schodach, rzekł:
 Kochane panie  uczynił ukłon w ich kierunku pozwólcie, że przedstawię wam mojego
przyjaciela, Tomasza, człowieka, przed którym historia i sztuka nie mają tajemnic!
 Tomaszu  wyrzekł  oto jest Pani z Wydawnictwa.  Tu wymienił nazwisko dość
znanego działacza politycznego, który dochrapawszy się swego stanowiska porzucił żonę,
umieściwszy ją uprzednio dla osłody na stanowisku kierownika działu literatury współczesnej
w pewnej oficynie wydawniczej.
 Tomaszu, oto jest Panienka z Wydawnictwa.
 Och, mistrzu!...  jęknęła Panienka, patrząc mu w oczy z uwielbieniem.
Było to brzydkie i dziwne kostropate stworzenie, niechlujnie uczesane, z pociągłą twarzą
o garbatym nosie, które w recenzjach wewnętrznych podpisywało się: Joanna Dark.
Na Nataniela nie sposób się było obrazić. On obrażał z uśmiechem na twarzy. Oto ujął
Panienkę za rękę, podniósł tę rękę wysoko aż do swych ust. Wtedy jakby się chwilę
zastanawiał:  A może odrzucić precz to wstrętne łapsko...? Nie, pochylił głowę, pocałował
dłoń i puścił bezwładną.
 A teraz, Tomaszu, przedstawiÄ™ ci coÅ› naprawdÄ™ godnego uwagi. Tam wysoko, na
balustradzie schodów, stoi póznogotycka polska rzezba polichromowana, święty Jan
Chrzciciel z barankiem. To zaś, co widzisz niżej u wejścia na schody, jest osiemnsatowieczną
figurą biskuitową. Oto  Portret chłopca z psami  nie pamiętam nazwiska malarza  na tle
widoku fryzyjskiego miasta Lazenwarden. Oto  Przeprawa przez rzekę pędzla Jana
Brueghla, zwanego. Aksamitnym. Ta  Gra w karty jest niestety tylko osiemnastowiecznÄ…
kopią obrazu Lucasa van Leydena z 1519 roku. Oryginał znajduje się w Anglii; widziałem go
w Wiltoonhouse, w zbiorach hrabiego Pembroke a.
W miarę jak mistrz opowiadał o obrazach, do palarni wchodzili coraz to nowi mieszkańcy
Nieborowa. Przedstawiono mnie im i wzajemnie; wymienialiśmy przy tym drobne
uprzejmości.
W ten sposób poznałem pana Eligiusza Krupę, mężczyznę w średnim wieku o bardzo
nieciekawej twarzy  redaktora teoretycznego miesięcznika  Horyzonty Filozofii ,
nieogolonego, z włosami odrastającymi od głowy jak świńska szczecina; malarzu Stefana
Borówko; milkliwego prozaika Zenona Niemka i jego żonę, gadatliwą panią Eleonorę z
Kraszewskich, bo tak mi się przedstawiła, aktorkę dramatyczną Katarzynę Rokoko 
przystojna, w średnim wieku niewiastę; krytyka Jana Grzegorczyka z wielką szopą włosów i
fajeczką w zębach; tłumacza  podziemnych rosyjskich powieści  młodzieńca znanego w
środowisku literackim jako Kostia.
Gdy zasiedliśmy w jadalni do rozsuwanego owalnego stołu, wszedł spózniony profesor
Jerzy Zann, matematyk, wraz z córką o dziwnym imieniu Stokrotka. Przed kolacją odbyli
spacer po parku  obydwoje mieli policzki zaróżowione od mrozu.
 Tra-ta-ta, tra-ta-ta, proszę państwa, w nocy spadnie śnieg  oznajmił radośnie profesor.
Wszyscy uśmiechnęli się półgębkiem. Stokrotka, która zajęła krzesło u mego prawego
boku  Nataniel siedział po jej lewej ręce  szepnęła mu do ucha:
 Ojciec od tygodnia przepowiada opady śniegu. Jeszcze ani razu się nie sprawdziło.
Dlatego się śmieją.
Miała duże poczucie humoru. Poza tym okrągłą buzkę z dwoma miłymi dołeczkami.
Nieduża, o obłych kształtach, młodziutka, z bystrymi oczami, z głową w jasnych kędziorach,
była przykładem typu kobiety-bułeczki.
Ojciec Stokrotki był naprawdę wielkim uczonym. Poza tym miał kwadratową szczękę,
którą ciągle poruszał.
Po lewej ręce Nataniela zajął miejsce poważny prozaik: żółta pergaminowa twarz, białka
oczu zmącone rozlanym żółtkiem. Mówił do Nataniela głosem smutnym i cichym,
dobywającym się jakby z gardła wyłożonego wełną, którą zjadły mole:
 Tak się cieszę, Natanielu, z twojego przyjazdu. Tak się cieszę. Mało ostatnio
spotykałem mądrych ludzi, coraz mniej. Tak mało dobrej prozy, tak mało dobrej poezji. Co
robić? Co robić?
I tak długo bezradnie rozkładał ręce nad talerzem, aż żona jego, Eleonora z Kraszewskich,
poczęła go pouczać:
 Ty się lepiej nikogo nie radz, nie słuchaj. A najbardziej nie słuchaj pana Nataniela,
który ostatnio nic nie pisze, bo sobie szydzi z całego świata. I z ciebie także.
Niemek zgodnie pokiwał głową. Na moment zajrzał do jadalni kustosz:
 Kolację podano dzisiaj wcześniej, bo służba idzie na nocną zabawę. Ja także za chwilę
wyjeżdżam na zebranie do Aowicza. Powrócę jutro rankiem, wcześniej nie ma bowiem
autobusu. Państwo zostaną sami na gospodarstwie. Proszę zbytnio nie dokazywać. Tak, tak,
do panów mówię, panie profesorze i panie Grzegorczyk...
 Ojciec nieraz całe noce rżnie w karty i innych do kart zmusza  zwierzała mi się
Stokrotka.  A pan Grzegorczyk chyba pije sam jeden wódkę w swym pokoju i potem
wymyśla na siebie jak szewc.
Przy stole było trochę ciasno, co chwila moje ramię stykało się z ramieniem Stokrotki.
Raz trwało to nawet dłuższy czas. Wówczas to Stokrotka zajrzała mi głęboko w oczy.
 A pan... co tu będzie robił?
 Będę pisał Dzieje opatów sulejowskich.
 Och  westchnął trwożnie.  Pan pewnie jest katolickim pisarzem? Znałam jednego.
Taki był ładny, młodziutki...
 Zapewniam panią, że mam światopogląd raczej materialistyczny.
 To dobrze. Oj, jak to dobrze...
Po kolacji poszedłem wprost do swego pokoju. Otworzyłem drzwi, sięgnąłem do
wyłącznika i gdy tylko rozbłysło światło, znieruchomiałem... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dancemix1234.keep.pl