[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nic ci to nie da. Jeśli złodziej włamie się do sejfu, to przecie\ nie ucieknie w środku
nocy z Å‚upem.
- Ty jednak zakładasz, \e to ktoś z przyjaciół Magdy - wbił we mnie szkliste oczy.
- Nie wiem. Chcesz warować w samochodzie w mrozną noc przed willą, twoja
sprawa.
- Idzie ocieplenie.
- Jak chcesz.
Przerwaliśmy rozmowę - pacjenta obok tak bardzo wciągnęła nasza rozmowa, \e
odwrócił do nas ostentacyjnie i słuchał dialogu z rozdziawioną gębą. Króliczek wstał.
Podszedł do mnie i nachylił się nade mną, a\ zapach perfum podra\nił mój nos.
- Mam nadzieję, \e nie spaliście razem - rzucił mi gniewnie do ucha.
- Kto? - prychnÄ…Å‚em. - Ja i Magda?
- A o kim mówię? O Obciachu? No, mów prawdę...
- Człowieku, odbiło ci? Niby ja z Magdą? Oszalałeś?!
- Myślisz, \e nie widzę, jak na nią patrzysz? - złapał mnie za kołnierz pid\amy, a\
jęknąłem. - Tak samo jak ten przeklęty Andrzej!
- Andrzej? - wzruszyłem ramionami, chocia\ w tej kwestii zgadzałem się z
Króliczkiem. - Przesadzasz.
Kątem oka widziałem, \e pacjent obok naciska przycisk alarmowy.
Ja zrobiłem co innego. Złapałem Króliczka za przegub i z całej siły skręciłem mu
rękę. Byłem przekonany, \e z łatwością go złamię, lecz, o dziwo, ten ani drgnął. Był to
typ \ylasty, by nie napisać wprost - silny. Pewnie ten akwizytor od siedmiu boleści
uczęszczał na siłownię i skrupulatnie dbał o sylwetkę. Mo\e w oczach Magdy chciał
uchodzić za faceta z krzepą - kto go tam wiedział. Nie byłem tak sprawny jak w czasach
słu\by wojskowej, ale co jak co - w rękach zachowałem parę, więc tym bardziej zdziwił
mnie opór Króliczka.
Nagle do sali wtargnęła Sylwia. Wpadła z krzykiem na ustach.
- Puszczaj! - wrzeszczała na gościa. - Wynocha! Bandyta jeden! Króliczek się
zmieszał. Spasował. Pogroził mi w locie pięścią i zniknął za drzwiami zapomniawszy
zabrać płaszcza. Sylwia złapała jego ubranie i kiedy wystraszona głowa Króliczka
pojawiła się w szparze drzwi rzuciła w nią płaszczem.
- Nic ci nie jest? - spytała Sylwia z troską w głosie.
- Nie, w porzÄ…dku. Facet jest po prostu zazdrosny...
- Faceci tak zawsze - westchnęła uroczo. - Ale świat byłby dla kobiet nudny, gdyby
nie było komu się dla nich zabić.
Zaskoczyła mnie mądrość tej wypowiedzi. Posłałem jej uśmiech, a ona wyszła z sali.
Po jej wyjściu pacjent obok zagadał mnie.
- Przepraszam pana - zaczął stękać - ale mimochodem byłem świadkiem pańskiej
rozmowy z tym gościem w płaszczu... o jakich złodziejach mówiliście? Sejf? Gabinet?
Zdrady?
Przypomniał mi się Dalajlama. Wziąłem głęboki wdech i policzyłem do czterech.
Powoli wypuszczałem powietrze z płuc. O dziwo - pomogło. Uspokoiłem się.
- Bo widzi pan - ściszyłem głos do konspiracyjnego szeptu. - Nikt o tym nie wie, ale
my tak na niby.
- Na niby? Co: na niby?
- Przygotowujemy dla telewizji nowy serial i czasami ćwiczymy pewne rozwiązania
45
fabularne...
- To kim wy jesteście?
-Autorami scenariuszy.
Zwolniono mnie w niedzielę z samego rana. O dziwo, nie przyjechała po mnie
Magda z Andrzejem, a jedynie zjawiła się Lady swoim samochodem.
- Cześć - przywitała mnie kwaśnym uśmiechem na parkingu. - Magda prosiła mnie o
przysługę... Co, zawiedziony?
Miała rację. W pierwszej chwili poczułem złość. Szybko nabrałem w płuca powietrza
i zgodnie z zaleceniami Dalajlamy wypuszczałem je wolno.
- Hej, Króliczku 0 potrąciła mnie łokciem. - Zaniemówiłeś? Powinna była raczej
zapytać, czy się nie zapowietrzyłem.
- Miło cię widzieć - posłałem jej uśmiech początkującego buddysty".
- Powa\nie?
Zarumieniła się. W świetle dnia wyraznie widziałem rumieńce ozdabiające jej bladą
cerę. Zauwa\yłem jeszcze coś. Otó\, jej twarz była jakby inna. Lady musiała coś zrobić
z twarzą albo fryzurą. Wiem! Oczy! Pomalowała je inaczej. I jeszcze coś, co
podświadomie zarejestrowałem, a co uświadomiłem sobie z opóznieniem. Perfumy.
Lady pachniała cytryną unurzaną w waniliowo-ró\anym roztworze. To\ to była
kompozycja zapachowa u\ywana przez Magdę. Czy\by Lady stosowała ten sam ko-
smetyk? A mo\e rano spryskała się perfumami naszej gospodyni? I gdzie podział się
ten chłód prawdziwej damy? Jak szybko kobiety zmieniały swoją naturę? A mo\e ów
poprzedni chłód był tylko pozą dla świata?
Jadąc z Bródna do Nieporętu, nie tylko obserwowałem drogę za nami - czy nie siedzi
nam przypadkiem na ogonie" Króliczek - lecz przede wszystkim zezowałem na Lady.
Nie była to brzydka osoba, choć daleko jej do Magdy. Była nieco dystyngowana - co
dodatkowo podkreślała jej wysoka sylwetka. Odniosłem wra\enie, \e z tą całą lady" to
była zwyczajna poza. Zrodowisko przyjaciół Magdy sprawiało wra\enie nieco sno-
bistycznego i zmanierowanego grona. Ka\dy z nich chciał być inny, ze wszech miar
oryginalny, prześcigali się w pomysłach, rozmawiali na ró\ne, zdawałoby się, odległe
od siebie tematy. Chcieli być światowcami. Lady nie odbiegała od innych w tym
pragnieniu.
Jednak\e w ten chłodny niedzielny poranek ujrzałem ją jakby w innym świetle -
jawiła mi się wtenczas jako osoba inna od tej, za jąkają wcześniej brałem. Z pewnością
roztaczała wokół siebie tajemnicę, trudną zresztą do sklasyfikowania i jednoznacznej
oceny. Była - jak to się mówi - trochę dziwna. I właśnie tamtej niedzieli zobaczyłem, \e
pod maską damy" kryje się zwyczajna dziewczyna. Na swój sposób było to urocze
odkrycie - owo ścieranie się dwóch natur, tej wykreowanej i słu\ącej na pokaz oraz tej
skromnej, intymnej i naturalnej. Tę aurę tajemniczości, jaką Lady roztaczała wokół
siebie, podsycało jeszcze coś innego. Nocna wizyta Lady w łazience. Niby nic takiego,
ale... jako detektyw musiałem na wszystko zwracać uwagę.
- Jak noga? - przerwała ciszę Lady.
- Noga? - wyrwała mnie z zamyślenia. - Zwietnie... to znaczy beznadziejnie.
- To jak jest w końcu? - zaśmiała się.
- Mam unikać piruetów.
- A tańczyć mo\esz?
- Tańczyć? - uniosłem brwi ku górze. - Nie przepadam za tańcami.
- Szkoda.
O co jej chodziło?" - zastanawiałem się. Zaraz jednak wyjaśniła:
- Dzisiaj będzie potańcówka. U Magdy.
- Rozumiem. No to mam z głowy wieczór. Wy będziecie się bawić, a ja przesiedzę
zabawę w wózku inwalidzkim.
Znowu się zaśmiała. Po chwili spowa\niała. Widziałem kątem oka, jak przygryza
dolną wargę, co mogło być fizycznym objawem jakiejś wewnętrznej walki toczącej się
w duszy dziewczyny.
- Zaprosisz mnie w poniedziałek do jakiejś fajnej knajpki? Ta propozycja
46
spowodowała, \e dosłownie wgięło mnie w fotel pasa\era. Przecie\ Lady doskonale
wiedziała, \e jestem narzeczonym Magdy. Czemu, na litość boską, proponowała mi
randkę? Jak miałem to wyjaśnić? Z kolei owa propozycja wyjaśniała zmianę w jej
wyglądzie - Lady przyjechała mo\e i na prośbę Magdy, lecz przede wszystkim bardzo
tego pragnęła. Tak bardzo, \e a\ odmieniła swój image. Nie przesłyszałem się - ona
proponowała mi spotkanie. Randkę!
- Jutro? - powtórzyłem wcią\ osłupiały.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]