[ Pobierz całość w formacie PDF ]
co najmniej o sto lat za młody i za surowy, by uchodzić za wyjadacza rokowań. Idealny byłby
Mahoney, ale taki, jakiego spotkałeś kiedyś na Vulkanie. Nie protestuj, wszystko sprawdziłem. Ale
Ianowi już za bardzo urosły zęby. l za dobrze sprawuje się w roli marszałka, by marnować go na
Heath. Bez obrazy, ale straciliśmy sporo czasu. Decyduj się.
Sten już postanowił. Wiedział, że na Heath uczyni więcej niż jako dowódca zespołu
niszczycieli. Poza tym chciał załatwić pewne osobiste porachunki. Głównie te związane z
Koldyeze.
- Dziękuję, admirale - powiedział imperator, nie czekając na głośną deklarację Stena. -
Chłopcy z wywiadu wprowadzą cię w szczegóły.
Sten wstał.
- Może lepiej sam wyszukam sobie potrzebne informacje.
- Twoja wola. Jak wspomniałem, tym razem podlegasz wyłącznie i bezpośrednio moim
rozkazom. Jak je wykonasz i czy w ogóle je wykonasz, to już twoja sprawa. Ocenisz sytuację na
miejscu. A, byłbym zapomniał. Jeszcze jedno. Mahoney znalazł coś, co może ci się przydać. W
Koldyeze jest podobno jeniec imieniem Sorensen. Poznałeś go?
Sten przypomniał sobie szczerą twarz chłopaka i przytaknął. Godzinami zastanawiali się z
Alexem, czy gość nie został wyszkolony na komputer bojowy sekcji Modliszki.
- Zwietnie - stwierdził imperator. - Mahoney przekazał mi, że hasło kodowe Sorensena brzmi
Saider .
Gdyby zrobiło się gorąco, taka informacja będzie warta więcej niż góra złota. Sten uśmiechnął
się, ale władca jeszcze nie skończył.
- Czy mogę cię prosić o drobną przysługę?
Sten nastawił ucha.
- Gdyby zdarzyło ci się obalić tamtejszy rząd, nie rób przywódcą żadnego przesiąkniętego
streggiem antropoida, który nawet nie mówi płynnie po naszemu, dobrze? A gdybyś jednak musiał,
to daj mi najpierw znać. Zgoda?
Sten zasalutował ogniście i skoczył do włazu.
Uznał, że w pierwszej kolejności uważnie przejrzy stosowne raporty wywiadu. W drugiej,
odcierpi nieunikniony wykład Alexa na temat genialnego pomysłu powrotu na Heath. Potem
przyjdzie pora, by wytropić Wilda i poinformować go, że skończył się dobry czas dla neutralnych
przemytników.
Rozdział trzydziesty piąty
Volmer, baron prasowy i członek prywatnej Rady imperatora, niezmiennie uważał się za
człowieka obdarzonego złożoną osobowością.
Potrafił na przykład przysiąść incognito w kącie pełnego zgiełku baru Barbarzyńca i oddać
się rozmyślaniom. Nie przeszkadzał mu ani hałas, ani inni bywalcy tego zasłużenie cieszącego się
bardzo złą sławą lokalu portowego Soward, miasta na Centralnym Zwiecie.
Od niechcenia zastanawiał się, jakie to atrakcje przyniesie miło rozpoczęty wieczór. Volmer
nie spotkał się jeszcze z terminem perwersja polimorficzna i zapłonął ciekawością. Oczywiście
przedtem sprawdził w słowniku znaczenie słowa polimorficzny
Volmer, choć bajecznie bogaty i zdolny zapłacić dowolną sumę za bezpieczne, czyste i
wygodne uprawianie seksu dowolnego rodzaju, wolał rynsztok. Uwielbiał te wyprawy, w trakcie
których nigdy nie wiedział, kogo pozna, kto mu przyłoży, z kim i gdzie obudzi się następnego
ranka. Nie faworyzował specjalnie żadnej płci czy rasy. O sekretnym życiu magnata wiedziało
ledwie dwa procent najlepszych dziennikarzy imperium. Nie wykorzystywali tych informacji,
chichotali jedynie po kątach. Volmer usłyszał kiedyś, że podobno imperator postępuje tak samo, i
skrócił potem kariery sześciu szalejących reporterów, którzy nijak nie potrafili potwierdzić tych
pogłosek. Co najmniej raz w miesiącu zarządca środków masowego przekazu odprawiał na dwa dni
asystentów i ochroniarzy, po czym w stosownym przebraniu wymykał się, tajnym wyjściem ze
swej posiadłości, by wejść między prosty lud .
Był przekonany, że seksualne podziemie przyjęło go jak swego. Ot, jeszcze jeden tajemniczy
amator mocnych wrażeń. W rzeczywistości dawno już otrzymał etykietkę stukniętego i
niebezpiecznego zboczeńca. Takich tu akceptowano. Ostatnio jednak rozeszła się plotka, że jest
kimÅ› o wiele gorszym.
W głębi duszy wciąż wspominał niedawne spotkanie na Ziemi. Wyrzucał sobie, że zareagował
nazbyt raptownie. Bez wątpienia Sullamora i inni wzięli wszystko pod uwagę, przemyśleli sprawę.
Może gdyby siedział cicho lub udał zainteresowanie. Czy dobrze ich zrozumiał? Czy wyciągnął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]