[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Poranne herbaty trwały dwie godziny.
Następnie Hitler udawał się, powłócząc niemal nogami, do boksu Blondi i długo się z nią
bawił.
W marcu urodziła ona dwa małe.
Hitler wybrał jedno z miotu, żeby samemu je tresować, bez niczyjej pomocy.
Brał tego szczeniaka na kolana, głaskał i bez przerwy, bezgranicznie czułym głosem
powtarzał jego imię "Wolfi".
Potem zanosił małego do matki i w końcu się z nami żegnał.
Była już wtedy ósma rano -na spanie pozostawało niewiele czasu.
Regularnie około jedenastej rozbrzmiewały syreny alarmowe.
Hitler nigdy się nie kładł w czasie nalotów na Berlin.
Niepokoiła go myśl, że jakaś bomba może uderzyć w bunkier ukosem, wyrywając
kawał bocznej ściany.
A skoro cała konstrukcja otulona była warstwą wody, to bał się, że zaleje ona bunkier.
Gdy zbliżały się nieprzyjacielskie bombowce, wstawał, ubierał się i nawet nie zapominał
się ogolić.
Nigdy nie pozostawał wtedy sam w swoim pomieszczeniu, lecz przychodził do nas, do
małego przedsionka.
Hitler lubił się spózniać na kolację, do której zazwyczaj zasiadano między 9 a 10
wieczorem.
Podczas wszystkich posiłków w radiu powtarzane były monotonne apele specjalnej stacji
nadawczej policji.
W czasie nalotów Hitler był cały skoncentrowany na radiowych informacjach o ich
przebiegu.
Siedzieliśmy więc obok niego bez ruchu, wyczekując eksplozji, które nigdy nie omijały
rejonu Kancelarii.
Na przykład podczas nalotu 3 lutego 1945 roku w naszym sąsiedztwie spadło 58 bomb
burzÄ…cych.
Przy każdym wybuchu cały bunkier trząsł się w posadach.
Miało się wrażenie, że po prostu kołysze się w swej wodnej powłoce.
Gdy z powodu wstrząsów konstrukcji przygasało światło, jak we śnie słychać było głos
Hitlera: "Tym razem bomba mogła nas trafić".
Jego twarz była trupio blada, rysy napięte, a pełne niepokoju spojrzenie przesuwało się po
naszych twarzach.
Hitler najwyrazniej się bał.
Po nalotach żądał raportów na temat poniesionych strat.
Czytał je w ciszy, nigdy nie wygłaszając komentarzy.
Potem wycofywał się do swego pokoju sypialnego, żeby poczytać dokumenty albo trochę
odpocząć przed nocną naradą.
Narady te zaczynały się zawsze po północy i trwały często do świtu.
Potem była zwyczajowa herbata, zabawa z psami, trochę snu przed alarmem, który zawsze
trwał do obiadu.
Następnie Hitler zwoływał naradę popołudniową i zaczynało się, obsesyjne już,
powtarzanie tego samego.
Nasze życie, regulowane rytmem nalotów, narad i posiłków, w stałym kontakcie z upadłym
władcą, toczyło się w halucynacyjnej monotonii, z dala od rzeczywistości rozpadających się
Niemiec.
Rozdział 11
Tragedia tej wojny polega na tym, że naprzeciw siebie stanęło trzech geniuszy.
Hitler podczas depresyjnego wieczoru Jedną z największych słabości Hitlera była jego
prawie całkowita nieznajomość postępowania i psychologii innych krajów.
Praktycznie nigdy nie wyjechał on poza granice wielkich Niemiec i na temat zagranicy
miał głęboko mylne pojęcie.
Cała jego wiedza z geografii, ekonomii i historii była zapożyczona lub zaczerpnięta z
raportów jego ambasadorów.
Gdy jednak z upływem lat jego życie coraz bardziej oddalało się od rzeczywistego świata, a
sprawozdania naszych zagranicznych obserwatorów docierały do niego po uprzednim
przefiltrowaniu ich przez jego doradców, stwarzał sobie coraz bardziej fałszywy obraz tego, co
działo się poza Niemcami.
Trzeba tu dodać, że niemieccy przedstawiciele dyplomatyczni za granicą błyszczeli raczej
służalczością wobec teorii narodowosocjalistycznych niż swymi umiejętnościami zawodowymi.
Nic zatem dziwnego, że ich raporty wprowadzały go często w takie błędy, iż jego prognozy
z góry skazane były na porażkę.
W żadnym z ministerstw nie popełniono tylu błędów, co właśnie w ministerstwie spraw
zagranicznych.
Z życzliwością były tam przyjmowane najbardziej nawet nonsensowne pomysły, jeśli tylko
miały związek ze słynnym projektem stworzenia Eurazji.
Nigdzie indziej duch narodów nie został podeptany z taką butą.
Ale Hitler to aprobował.
Obszar myśli związanych z całkowitym geoekonomicznym przekształceniem świata
poprzez likwidację państw i ras zwanych niższymi był obszarem jego najbardziej śmiałych i
najbardziej utopijnych marzeń.
Jego wieszcze prognozy w tej dziedzinie rozwijały się tak bujnie jak tropikalna roślinność.
Ribbentrop był jedną z tych osób, na których temat Hitler lubił opowiadać żarty.
Niemniej, nie należało tej krytyki brać zbyt poważnie, gdyż za każdym razem, gdy ktoś
pozwalał sobie zaatakować Ribbentropa, brał go w obronę.
Hitler był tak nieświadom stanu rzeczy, że uznał nawet Ribbentropa za największego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]