[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zadanie, że zabraknie mu jednego z najważniejszych świadków naszego życia, pracy i myśli, tych obszernych,
pełnych wynurzeń listów, jakich stosy zostawili po sobie ojcowie nasi. My dziś listów piszemy mało, albo nie piszemy
ich wcale, prawie zaś nigdy dla wymiany myśli lub wrażeń. A jakaż to skarbnica materjałów, jak pełny obraz literacki i
społeczny daje nieraz zbiór takich korespondencji, że tu wspomnimy wydane niedawno w pięciu tomach listy
Bohdana Zaleskiego lub Andrzeja Kozmiana?
Oprócz drukowanych, ileż to jeszcze po świecie wcale nieogłoszonych takich listów, tych świadków
najwiarogodniejszych nietylko myśli i uczuć piszących, lecz ówczesnego życia, prac i usiłowań. Wygrzebuje też
nierzadko list taki zapomniane lub zgoła ogółowi dzisiejszemu nieznane imię człowieka, którego młodość bujną i górną
stłumiły burze, a wiek klęski zagnał na obczyznę i pogrążył w zapomnienia fali.
Wymienione np. nazwisko Teodora Rutkowskiego nie obudzi dziś pewno żadnego wrażenia, a luzne o nim wzmianki
we wspomnianych listach. Bohdana, drukiem ogłoszonych, nie dają obrazu, czem było to dawno zagasłe i zgoła już
zapomniane istnienie.
A jednak było to istnienie pełne przygód i burz, pełne szlachetnych marzeń i pięknych porywów, pełne poświęceń i
tułaczej nędzy, to jakby cały romantyzm epoki wcielony w życie jednego człowieka od młodości aż do grobu.
Pamięć tego człowieka wskrzesił list dotąd niedrukowany Bohdana Zaleskiego, udzielony mi łaskawie przez syna
poety, Dyonizego. List ten podaję w całości poniżej.
Teodor Rutkowski, rodem z Ukrainy, był znacznie młodszy od Bohdana Zaleskiego i Seweryna Goszczyńskiego.
Udziału w powstaniu z r. zdaje się nie brał, był bowiem za młody, a w r. przebywał jeszcze w kraju i stał się tam
bohaterem niezwykłej przygody.
Grasował podówczas w górnych powiatach Podola słynny opryszek Ustym Karmaniuk, zwykle Karmelukiem zwany.
Grasował on tam oddawna, bo od lat dwudziestu kilku, z przerwami, które spędził w ciężkich robotach na Syberji, zkąd
zawsze umknąć potrafił. Niezwykły to był zbrodniarz i niezwykle wytrwały. Mając lat kijów wziął przeszło cztery
tysiące, knutów wytrzymał , a w swej wędiwce na Sybir i z powrotem o głodzie, chłodzie i pieszo, przebył . wiorst,
prowadząc ciągle hulaszcze i awanturnicze życie. Imię jego przeszło do pieśni gminnej, śpiewanej na Syberji i na
Podolu, której autorem miał być sam Karmeluk. Literat rossyjski Maksimow wziął tę pieśń za tło do opowieści
całkowicie bajecznej a usiłującej idealizować opryszka, który występuje tam jako mściciel krzywd rzekomo mu przez
"pana" wyrządzonych, i jako obrońca podobnie uciśnionych włościan. W rzeczywistości zaś było całkowicie inaczej.
Straszny ten rozbójnik faktycznie stał się właśnie powodem zubożenia ludności włościańskiej, na której głównie
zaciężyły straty majątkowe, wynoszące kilkaset tysięcy rubli. Z powodu ciągłych napadów bandy Karmeluka i
zupełnego braku bezpieczeństwa życia i mienia, przeszło . ludzi musiało kraj
opuścić. Tak rzecz przedstawia, oparty na aktach sądowych, dr. Antoni J. w swej barwnej opowieści p. t. "Opryszek"
("Gawędy z przeszłości" Tom I. str. i n. ), do której też odsyłamy ciekawego tych niezwykłych dziejów czytelnika.
Dzieje te obchodzą nas o tyle, o ile wziął w nich przypadkowy a stanowczy udział Teodor Rutkowski. W jesieni r.
przebywał on na Podolu i znalazł się w dworku niejakiego p. Chłopickiego, dzierżawcy połowy wsi Karaczyniec w
latyczowskim powiecie, szczęśliwego ojca kilku córek, o jedną z których zabiegał młodziutki podówczas Teodor
Rutkowski. Panienki, przerażone wieściami o wyprawach zbójeckich Karmeluka, który w tych okolicach grasował i
bezpośrednio groził napadem na dwór sąsiedni p. Wolańskiego, właściciela drugiej połowy Karaczyniec, zaczęły w
obecności młodzieńca narzekać, że w kraju niema dzielnej młodzieży, skoro taki Karmeluk bezkarnie napadać, grabić i
zabijać może. Rutkowski, podrażniony w ambicji, zobowiązał się schwytać opryszka. Nie pomogły pózniejsze
przedstawiania i zaklęcia, bo zamiar wydawał się prawdziwem szaleństwem, młodzieniec postanowił zorganizować
przeciw opryszkowi wyprawę. Udało mu się też zwerbować pięciu ochotników
ze służby dworskiej i folwarcznej i cała ta gromadka, uzbrojona w dwie strzelby, pałasz i kije, podążyła póznym
wieczorem do chaty Olany, zdradzieckiej kochanki Karmeluka. Oczekiwano długo w ukryciu i śmiertelnej trwodze;
oczekiwano niemal do rana. Wreszcie przybył Karmeluk i wszedł do sieni. Po kilim słowach zamienionych ze
struchlałą kochanką, spostrzegł wnet kryjącego się w kącie Rutkowskiego z wymierzoną lufą strzelby. Karmeluk
podniósł rękę z pistoletem, lesz nie zdążył wystrzelić. Uprzedził go Rutkowski. Widząc się opuszczonym przez
towarzyszy wyprawy, którzy na widok Karmeluka w przerażeniu umknęli, dał ognia i położył słynnego opryszka
trupem na miejscu.
Całe to przejście opisuje ze szczegółami dr. Antoni J., dodając wreszcie, że Rutkowski (którego mylnie Rudkowskim
nazywa) po ukończonem śledztwie uwolniony, kraj na zawsze opuścił, nie uzyskawszy jednak ręki panny Chłopickiej,
która za kogo innego za mąż poszła.
W rzeczywistości Rutkowski nie zaraz po tej przygodzie wyjechał z kraju. Opuścić go musiał, zawikłany w sprawę
Konarskiego w r. i to zapewne stało się powodem zerwania zamierzonego, a tak romantyczną
i krwawą przygodą zaznaczonego związku z panną Chłopicką.
Sprawa, czyli tak zwany spisek Konarskiego, który tylu katastrof rodzinnych stał się powodem, wycisnął też swe
piętno na całej egzystencji dalszej Rutkowskiego. Gdziekolwiek odtąd usłyszał hasło wolności, czy w kraju, czy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]