[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ludzi. Nawet jeśli Tuckowi uda się doprowadzić wodę do domu, to nie ma
elektryczności. Czuła, że tego nie wytrzyma.
W czasie jazdy uświadomiła sobie, iż przecież chciała, by byli tylko we
dwoje, pragnęła lepiej poznać tego mężczyznę, dać mu szansę na poznanie
siebie. Jeśli dom doprowadzi się do jakiego takiego stanu, będą mogli się tym
zająć.
Wyprostowała się i rozplotła ręce.
- 114 -
RS
- Może nie będzie tak zle - powiedziała wolno.
- Co cię skłoniło do zmiany zdania? - spytał.
- Sam stwierdziłeś, że powinnam ci zaufać, więc to czynię. Jeśli mówisz,
że tak będzie najlepiej, zgadzam się.
- Hm - mruknÄ…Å‚ lekko zaskoczony.
Prawdę rzekłszy, nie znał dobrze Nicole, więc nic dziwnego, że nie
rozumiał jej wszystkich reakcji. Ona mogła powiedzieć o nim to samo. Jednak
wiedział, iż dziewczyna nie należała do takich, które łatwo ustępowałyby pola.
Przez myśl przebiegło mu podejrzenie, że być może się w nim zakochała. Jeśli
tak się stało, to jedynie ze względu na niezwykłe okoliczności, wytłumaczył
sobie szybko. Wszystko spowodowała sytuacja, w której Nicole była zdana
wyłącznie na niego. Taka zależność może zrodzić podziw, a nawet fascynację.
To tłumaczyłoby jej stosunek do niego, lecz jak wyjaśnić jego własną chęć
otaczania jej opieką? Nie zakochał się przecież ze względu na relację zależności.
Zakochał się, bo... była niezwykła.
- Stacja benzynowa! - zawołała dziewczyna. - Jest telefon. Tuck nawet się
nie zatrzymał.
- Myślałam, że masz zamiar zadzwonić do kapitana Crawforda.
- Tak, lecz nie z tego aparatu. Jeśli chcemy się tu ukryć, nie możemy w
najbliższej okolicy rzucać się w oczy.
- Przecież to kilkanaście kilometrów od domu, trudno mówić o najbliższej
okolicy.
- Dla mieszkańców tamtego domu to najbliższa stacja. Nie będziemy z
niej korzystać.
Nicole westchnęła. Ich myśli biegły różnymi torami. Nie zapomniała, iż
Tuck jest policjantem, ale bywało, że jego sposób myślenia, tak jak w tej chwili,
jeszcze dobitniej jej o tym przypominał.
Mężczyzna przejechał około trzydziestu kilometrów, by dotrzeć do
niewielkiego miasteczka ze stacją benzynową, restauracją szybkiej obsługi i
- 115 -
RS
centrum handlowym w jednym miejscu. Kręciło się tu wiele osób, parkowały
liczne samochody, a przed sklepem spożywczym stały dwa automaty
telefoniczne. Zatrzymali się właśnie tutaj.
- Zaczekaj - powiedział Tuck i wysiadł z wozu.
Dziewczyna patrzyła, jak podchodził do jednego z automatów. Nikt z
przechodniów nie zwracał na niego uwagi. Był po prostu jednym ze
zwyczajnych ludzi, którzy do kogoś dzwonią.
Wszystko przemyślał, uznała w duchu Nicole. Miał taki świetny instynkt
czy był tak doświadczonym policjantem?
Mężczyzna włożył kartę telefoniczną do automatu i wybrał prywatny
numer Joego. Pomyślał, że będzie miał szczęście, jeśli zastanie go w biurze, bo
kapitan zawsze pracował w biegu, a nikt inny nie miał prawa odbierać telefonów
kierowanych na jego prywatnÄ… UniÄ™.
- Crawford. - Usłyszał po paru chwilach.
- Mówi Tuck.
- Tuck! Człowieku, od wczoraj chodzę po ścianach z niepokoju. Gdzie
byłeś? Czemu wcześniej się nie odezwałeś? Nie wiedziałem, czy jesteście żywi
czy martwi. Jak Nicole?
- W porządku. Rozumiem, że słyszałeś o eksplozji.
- Oczywiście. Dzięki Bogu, że was tam nie było.
- Byliśmy, ale nie w domu. A co w Vegas?
- Tyle się zdarzyło, że nie wiem, od czego zacząć. Po pierwsze, macie
wracać do domu.
- %7łartujesz!? Skończyliście śledztwo?
- Prawie. Postawimy ich przed sądem. Wczoraj w nocy zamknęliśmy
Lowickiego i... - Tu Joe wyliczył nazwiska, z których kilka wprawiło Tucka w
zdumienie. - Gil Spencer nie żyje - ciągnął. - Tamtej nocy, gdy popełniono
morderstwo, został ranny, ale bał się zgłosić do szpitala. To oddzielna historia.
Opowiem, jak wrócisz. Jeszcze jedno. Policja z Coeur d'Alene złapała tego
- 116 -
RS
drania z jachtu i jego ludzi, którzy podrzucili ładunek wybuchowy. Jednym z
nich była... Jillian Marsden. Zdaje się, że tamtejsi stróże porządku mieli
powody, by od dawna obserwować ten jacht. Chodziło o narkotyki. Zamknęli
łotrów tak jak my. Wracaj z panną Currie do Vegas, prokurator chce z nią
pogadać.
- Przyjedziemy, jak szybko siÄ™ da.
- Gdzie jesteście?
- W zachodniej Montanie. Nie damy rady pokonać całej trasy za jednym
zamachem. To zbyt męczące dla Nicole. Będziemy pewnie jutro.
- Zgłoś się, jak dojedziecie.
- Mam odstawić dziewczynę do domu?
- Pewnie będzie zbyt zmęczona, by od razu składać zeznania. Zawiez ją
do mieszkania. Teraz jest bezpieczna.
- Na pewno?
- %7łeby czuła się zupełnie bezpieczna, zaraz, jak zgłosisz, że
przyjechaliście, poślę samochód z paroma ludzmi do jej domu.
- Dobry pomysł. Dziewczyna może się trochę denerwować. Do jutra, Joe.
- Przy okazji powiedz, że rozmawiałem z jej pracodawcą i wyjaśniłem
sytuację. Nie straciła pracy. Dziękuję za kawał dobrej roboty. Wystąpiłem o
pochwałę dla ciebie.
- Zwietnie. Do zobaczenia. - Tuck odłożył słuchawkę.
Nicole spostrzegła, że skończył rozmawiać. Zdziwiło ją, iż od razu nie
wraca, lecz stoi, jakby się nad czymś zastanawiał. Serce zabiło jej mocniej na
myśl o nowych niebezpieczeństwach.
W końcu podszedł do wozu, a niepokój dziewczyny rósł z każdym jego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]