[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stawał się nie do zniesienia.
Cleve obejrzał się na postać majaczącą w kącie - rozpłynęła się w powietrzu. Billy
momentalnie znieruchomiał. Bezwładne ciało leżało w kałuży krwi.
Między więzniami przebywającymi w jednej celi przez szesnaście godzin na dobę
dochodzi czasem do nieporozumień. Minionej nocy w celi Lowella i Naylera wydarzyło się
coś potwornego, choć wszyscy - więzniowie i strażnicy - uważali ich za zgraną parę. Krzyk
rozległ się nagle - nie poprzedzony żadną sprzeczką, którą musieliby usłyszeć przynajmniej
więzniowie w sąsiednich celach. Co sprowokowało Naylera do niespodziewanego ataku?
Problem miał dwa aspekty: dlaczego i jak. Opisy strażników były szokujące. Ciało Lowella
wyglądało okropnie - właściwie nie było to już ciało, lecz jego szczątki. Sprawca brutalnie
wypruł mu flaki, wydłubał oczy i odciął genitalia. Cela była zamknięta, więc Nayler był
jedynym podejrzanym, choć wciąż powtarzał swoją wersję W końcu przewieziono go do
zakładu psychiatrycznego.
Cleve nie miał problemów z trzymaniem się na uboczu. Również miał coś do
opowiedzenia, ale kto by mu uwierzył? Sam ledwie mógł uwierzyć w to, czego był
świadkiem. Przez cały dzień zastanawiał się, czy przypadkiem nie zwariował. Czy szaleństwo
może być zarazliwe? Jednego był pewien - widział przekształcającego się Billy'ego Taita.
Uświadomił sobie, że jeśli zaufa swoim oczom - do końca życia będzie bał się ciemności.
Billy zaspał na śniadanie. Wyglądało to raczej na śpiączkę niż normalny, zdrowy sen.
Obudził się dopiero na lunch. Cleve zauważył, że chłopak jest w o wiele lepszym humorze niż
przez ostatnie tygodnie. Nic nie wskazywało na to, że wiedział, co wydarzyło się minionej
nocy. Po południu Cleve nie wytrzymał.
- Zabiłeś Lowella - powiedział. Musiał wreszcie poznać prawdę. Jeśli chłopak nie
pamięta, co robił, to mu przypomni. A jeśli pamięta? Lepiej od razu przyznać się, że go
śledziłem - pomyślał Cleve. -Widziałem cię - powiedział. - Widziałem, jak się zmieniasz...
Billy nie był zaskoczony tym, co usłyszał.
- Tak - odpowiedział. - To ja zabiłem Lowella. Masz o to do mnie żal?
Pytanie nie zbiło Cleve'a z tropu.
- Co się z tobą dzieje? Widziałem cię... tam - wskazał na pryczę - nie byłeś
człowiekiem.
- Nie chciałem, żebyś to widział - odpowiedział Billy. - Dlatego dałem ci pigułki. Nie
powinieneś mnie szpiegować.
- A poprzedniej nocy... również się obudziłem i... Chłopak z politowaniem pokręcił
głową.
- Naprawdę jesteś głupi - stwierdził. - Za głupi.
- Może i tak, ale to nie była moja wina - odpowiedział Cleve. - Miałem sny.
- Och, tak. - Tait ściągnął brwi. - Zniło ci się miasto, prawda?
- Co to za miejsce, Billy?
- Czytałem gdzieś, że umarli mają własny świat. No i... mają też miasta.
- Umarli? Chcesz powiedzieć, że to coś w rodzaju miasta duchów?
- Nie chciałem cię w to wciągać. Tak byłoby lepiej dla nas obu. Pamiętasz?
Wspominałem, że mam w Pentonville interes do załatwienia.
- Z Edgarem Taitem?
- Właśnie.
Cleve'owi chciało się śmiać. Co ten cwaniak próbuje mu wmówić - miasto umarłych?
Kompletna bzdura!
- Mój dziadek zamordował swoje dzieci - wyjaśnił Billy - ponieważ nie chciał, by
następne pokolenia odziedziczyły jego wadę. Dopóki nie miał żony i dzieci - nie zdawał sobie
sprawy, że nie jest taki, jak większość mężczyzn. Był inny i nie mógł się z tym pogodzić.
Skończyłby ze sobą, ale moja matka zdołała uciec i zanim ją odnalazł i zabił, aresztowali go.
- Powiesili i pogrzebali.
- Tak, ale on i tak nie odszedł. Nikt nie odchodzi, Cleve.
- Przyszedłeś tu, by go odnalezć.
- Więcej: odnalezć i zmusić, by mi pomógł. Od dziecka wiem, do czego jestem
zdolny. Nie całkiem świadomie, ale miewałem przeczucia. I bałem się ich. To było okropne.
- A ta mutacja? Zawsze to robiłeś?
- Nie, ale w jakiś sposób wiedziałem, że potrafię. Przyszedłem tu, żeby dziadek
nauczył mnie, jak to robić. Nawet teraz... - spojrzał na swoje szczupłe ramiona - ...z jego
pomocą... ból jest prawie nie do wytrzymania.
- Więc dlaczego to robisz?
Chłopak rzucił Cleve'owi nieufne spojrzenie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]