[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uśmiechała. Na scenę wionął smród palonego ciała. Aktorzy złamali szeregi i
zapomnieli o owacjach.
- Zgasić światła! - wrzasnął ktoś.
Chwilę pózniej światła zgasły. Diana upadła z dymiącymi rękami. Jeden z
aktorów zemdlał, następnemu wyraznie zbierało się na wymioty. Za ich plecami
słychać było łakomy trzask płomieni, jednak nikt nie zwracał na to uwagi.
Gdy zgasły światła podłogowe, aktorzy dokładniej zobaczyli publiczność.
Parter był pusty, ale balkon i loże szczelnie wypełniali widzowie. Ktoś zaczął klaskać i
aplauz wybuchł znowu. Jednak teraz tylko kilku aktorów poczuło dumę z tego po-
wodu. Nawet z odległej sceny i mimo zmęczonych światłami oczu, aktorzy zdali sobie
sprawę z tego, że cała ta publiczność jest martwa. Niektórzy powiewali jedwabnymi
chusteczkami, trzymanymi w zgniłych dłoniach, inni po prostu klaskali kością o kość.
Calloway uśmiechnął się i jeszcze raz głęboko ukłonił się, przyjmując owacje z
wdzięcznością. Podczas piętnastoletniej pracy w teatrze jeszcze nigdy nie spotkał tak
życzliwej publiczności. Dziękując za uznanie, Richard i Konstancja Lichfield postąpili
dwa kroki do przodu i skłonili się głęboko.
%7łyjący aktorzy rozproszyli się w przerażeniu. Zaczęli krzyczeć i modlić się,
biegali po scenie jak szaleni. Przypominało to wszystko farsę. I podobnie jak w farsie,
nie było wyjścia z tej sytuacji. Pierwsze płomienie pojawiły się na tyłach sceny.
Sięgały już dachu, falując niespokojnie i żarłocznie. Z przodu umarli, za plecami
śmierć! Powietrze pociemniało od dymu, trudno było cokolwiek zobaczyć. Ogień" już
kogoś dosięgną!.
Czyjaś toga zaczęła się palić jasnym płomieniem. Ofiara wrzeszczała
przerazliwie. Ktoś inny próbował walczyć z żywiołem przy pomocy gaśnicy. Wszystko
to jednak było bezcelowe i bezsensowne. Wkrótce płomienie ogarnęły dach.
Większość publiczności opuściła loże. Spokojnym krokiem powracali do swych
grobów. Spieszyli się, aby opuścić teatr przed pojawieniem się straży pożarnej. Ich
twarze oświetlała łuna pożaru oznaczającego koniec Teatru "Elysium". Ostatnie
przedstawienie dobiegło końca. Było dobre, dlatego cieszyli się, wracając do domów.
Plotkowali wesoło.
Ogień płonął przez całą noc, mimo nadludzkich wysiłków straży pożarnej.
Zaczął przygasać dopiero nad ranem i strażacy pokonali go ostatecznie około
czwartej rano. Pożar całkowicie zniszczył Teatr "Elysium".
W ruinach znaleziono kilka ciał w stanie wykluczającym łatwą identyfikację.
Przeprowadzono badania uzębienia i stwierdzono, że jedno z ciał należy do Gilesa
Hammersmitha/dyrektora /, drugie do Ryana Xaviera / asystenta reżysera /, a trzecie,
co zdumiało wszystkich, do Diany Duvall. "Gwiazda serialu "Ukochane dziecko"
spłonęła" - napisali dziennikarze. Po tygodniu zapomniano o niej. Nikt nie ocalał.
Kilku ciał nigdy nie znaleziono.
Stali obok autostrady i patrzyli na przejeżdżające samochody. Był wśród nich
oczywiście Lichfield i była Constantia, jak zawsze promienna i cudowna Calloway
zdecydował, że pójdzie z nimi. Podobnie uczynił Eddie i Tallulah. Cztery inne osoby
dołączyły do nich. To była pierwsza noc ich wolności. Stali teraz, wędrowna trupa, na
autostradzie. Eddie udusił się w dymie, ale jego towarzysze mieli poważniejsze
obrażenia. Spalone ciała, złamane kończyny. Jednak publiczność, dla której będą
grać, z pewnością wybaczy im te drobne ułomności.
- Niektórzy żyją dla miłości - powiedział Lichfield do swych nowych przyjaciół. -
Inni żyją dla sztuki. Cieszę się, że wybraliście tę drugą możliwość.
Rozległy się pomruki aprobaty.
- Witajcie w nowym świecie, wy, którzy nigdy nie umarliście!
Co jakiś czas oświetlały ich światła pędzących autostradą samochodów. Z
daleka wyglądali jak normalni, żyjący mężczyzni i kobiety. Zresztą, czyż udawanie
nie było ich zawodem? Tak udawać życie, aby niczym się nie różniło od pra-
wdziwego. Ich nowa publiczność, oczekująca w grobowcach, kaplicach i kościołach z
pewnością doceni ich umiejętności. Kto bardziej doceni udawanie emocji i bólu niż
umarli, którzy kiedyś to odczuwali?
Umarli potrzebują rozrywki nie mniej niż żyjący, a są naprawdę zaniedbywaną
publicznością.
Ta grupa nie będzie grała dla pieniędzy. Będą grali z miłości do sztuki.
Lichfield powiedział im to zupełnie jasno. Nie będą służyli Apollinowi.
- A teraz - zapytał - którą drogę wybieramy; na północ, czy na południe?
- Na północ - odparł Eddie. - Moja matka jest pochowana w Glasgow. Umarła
zanim zacząłem grać. Chciałbym, aby mnie zobaczyła.
- Więc na północ - zdecydował Lichfield. - Czy poszukamy jakiegoś środka
lokomocji?
Poprowadził ich w stronę restauracji dla podróżujących, której neon rozpraszał
nieco ciemność. Był teatralnie kolorowy: szkarłatno-cytrynowo-kobaltowo-bialy.
Automatyczne drzwi baru sapnęły i ukazał się w nich podróżny niosący hamburgery i
ciastka dzieciom, które czekały w samochodzie.
- Na pewno jakiś życzliwy kierowca znajdzie dla nas miejsce - odezwał się
Lichfield.
- Dla nas wszystkich? - zdziwił się Calloway.
- Na przykład ciężarówka zabrałaby wszystkich. Nie możemy żądać zbyt
wiele, jesteśmy teraz kimś w rodzaju żebraków. Taki już kaprys naszych patronów.
- Zawsze możemy ukraść samochód - wtrąciła Tallulah.
- Nie ma potrzeby kraść. To możemy zrobić tylko w ostateczności -
zaoponował Lichfield. - Constantia i ja pójdziemy i poszukamy szofera.
Wziął żonę za rękę.
- Nikt nie odmawia pięknej kobiecie - rzekł.
- Co mamy zrobić, gdy ktoś zapyta nas, co tu robimy? - Zapytał Eddie
nerwowo. Nie był przyzwyczajony do swej nowej roli. Potrzebował zabezpieczenia.
Lichfield odwrócił się do nich. Jego głos zagrzmiał w ciemności.
- Co macie robić? Grać życie, oczywiście! I uśmiechać się!
W GÓRACH I MIASTACH
Nie minął tydzień ich podróży do Jugosławii, a Mick już miał dosyć politycznej
bigoterii swego kochanka. Przecież go ostrzegano. Powiedziano mu na kąpielisku, że
Judd ma bardziej prawicowe poglądy niż Hun Atylla. Jednak facet, który go ostrzegł,
był jednym z eks-kochanków Judda i dlatego Mick sadził, że nie jest obiektywny.
Powinien był jednak go posłuchać. Nie siedziałby teraz w volkswagenie, który
wydawał mu się nie większy niż trumna i nie jechałby tą nie mającą końca drogą.
Judd bez przerwy przedstawiał swoje poglądy na sowiecki ekspansjonizm. O Boże,
jakiż on był nudny! On nie rozmawiał, on wykładał, w nieskończoność wykładał. We
Włoszech przekonywał Micka, że komuniści wykorzystali głosy ludu. Teraz, w
Jugosławii, Judd naprawdę się zapalił i Mick miał ochotę rozwalić jego zadufany łeb
młotkiem.
Miał go dosyć wcale nie dlatego, że się nie zgadzał z jego poglądami. Niektóre
z przytoczonych argumentów / te, które Mick pojął / wydawały się całkiem sensowne.
Zresztą, co on wie? Jest tylko nauczycielem tańca. Judd natomiast był dzien-
nikarzem, człowiekiem wykształconym. Wydawało mu się, jak zresztą większości
dziennikarzy, że powinien mieć gotową opinię na temat wszystkiego, co się działo na
świecie. Szczególnie fascynowały go kwestie polityczne. Mógł o tym rozprawiać
godzinami. Babrał się w tym politycznym bajorku i ba-brał, a ty babrałeś się razem z
nim. Temat był dla Judda niewyczerpany, potrafił pod politykę podciągnąć dosłownie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]