[ Pobierz całość w formacie PDF ]
możliwości obrony. Znałem dobrze z historii obserwacji Lwowa, co znaczy wielkie miasto,
gdy na peryferiach
108
jego bój się toczy i gdy na jego ulicach, jak było wówczas w Warszawie, włóczą się we
wszystkich kierunkach elementy bezpośrednich tyłów będących w boju jednostek.
%7łołnierz wtedy wspólnym żyć musi życiem z miastem i każde drgnięcie w tę czy inną
stronę duszy miasta łamie lub podtrzymuje siły żołnierza. Pamiętam dobrze, że
większość sił moich, zebranych w Warszawie, przychodziła do stolicy po długim szeregu
porażek, po długich i nieustannych niepowodzeniach. Zmniejszenie ich sił liczbowo,
wyrzucenie z niej jednostek, które już tam były, wydawało mi się niebezpieczeństwem.
Czy więc dziesięć dywizji, prawie połowę sił polskich, skazywać na pasywność? Oto
pytanie, które sobie stawiałem. Przerzucałem bez końca zamierzoną obsadę Warszawy i
Modlina. Dzięki nadzwyczajnej energii, którą dla Warszawy rozwinął gen. Sosnkowski, od
razu rzucała się w oczy ogromna, dotąd nie znana u nas na wojnie, obsada artylerii.
Zbliżała się ona znacznie do tego ideału, który wykreśliło "doświadczenie wojny
światowej". Artyleria więc rozwinąć mogła i rozpętać istny huragan ognia, nie ten, którym
mnie tak często karmiono w raportach. Więc znowu wydawało mi się możliwe, zgodnie z
sensem wojny, sensem taktyki, zastąpić choć część żywych sił piechoty, zdatnej do
ruchu, wzmożoną potęgą ognia artylerii. Ile razy robiłem próby przekonania siebie o
konieczności nienakazywania tak oczywistego dla mnie nonsensu, tyle razy cofałem się
przed decyzją, zgnieciony odpowiedzialnością za państwo i jego stolicę. Nie mogłem się
zdobyć ani na zaufanie do sił moralnych wojska i mieszkańców stolicy, ani na pewność
dowódców jednych i drugich. Ten nonsens założenia męczył mnie tak niezmiernie, że
doprawdy niekiedy wydawało mi się, że ze wszystkich kątów coś chichocze i kpi ze mnie,
gdy nonsens i wyrazną głupotę biorę za podstawę mojej rachuby czy mojej decyzji.
Wszystkie kombinacje, które przy tym założeniu czyniłem dla zorganizowania czynnika
ruchu i ataku, musiały być z konieczności słabymi i znacznie mniej uposażonymi niż
pasywna, skazana jedynie na obronę część sił moich. Bo skąd ją było brać, tę siłę, jak ją
dla ruchu organizować? Bezsilność, gdym przemyśliwał o konieczności inicjatywy, pluła
mi wprost w twarz, gdy zaczynałem przerabiać rachunek. Rachunek ten nigdy mi się nie
kleił. Pierwsze, co rzucało się od razu w oczy, to była 4 Armia, cofająca się powoli od
Bugu. Prosty kierunek, w którym pchał nieprzyjaciel, wprowadzał ją na Wisłę pomiędzy
Warszawą a Dęblinem. Tam nie było ani mostów, ani szybkich przepraw. Przy silniejszym
nacisku nieprzyjaciela rzucona być mogła na Wisłę i znalezć się w sytuacji zupełnie
krytycznej. Trzeba było ją targnąć albo ku Warszawie, albo ku Dęblinowi,
109
83
albo też ją rozpołowić, rzucając część jedną ku północy, część drugą na południe. Stąd
więc, gdyby wszystko lub większą część odchylić na południe, można byłoby mieć trochę
siły wolnej, nie związanej Warszawą. Wymagało to jednak natychmiast choć jakiej takiej
obsady zachodniego brzegu Wisły pomiędzy Warszawą a Dęblinem. I znowu pasywna
część wojsk wyrastała kosztem sił zdatnych do uderzenia. Stan moralny 4 Armii także
budził pewne obawy. Cofała się ona równie długo, jak l, mając za sobą może mniejsze
boje, ale nagła i niespodziewana utrata Brześcia, tak świeża w mojej pamięci, nie
skłaniała mnie wcale do ufności pod tym względem.
Drugim zródłem sił dla mnie mogło być południe, z którego już wyciągnięta była 18
Dywizja. Południe w szczęśliwszym znajdowało się położeniu niż północ, a usilna praca
bojowa i niezmordowana czynność dowódców dawały większą gwarancję siły moralnej
wojsk wziętych stamtąd. Ułatwieniem, i to bardzo znacznym był fakt, że Budionny z całą
swą jazdą był wypchnięty przed front naszych wojsk i z tego powodu ruch kolei i
pieszych marszów nie mógł być zaburzony przez ruchliwą jazdę. Kiedy jednak
próbowałem rachować, co mogę mieć stamtąd, zawsze i ciągle dochodziłem do wniosku,
że nie jestem w stanie osłabić swoich sił na południu w jakimś większym rozmiarze.
Zwycięstwo nad Budion-nym było bardzo połowiczne i chociaż zdawało się, że nie jest
on w stanie natychmiastowo przedsięwziąć nowej ofensywy, to jednak przy próbie
znacznego osłabienia naszych sił nie było wykluczone, zdaniem moim, że Konna Armia,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]