[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wietrze, którym oddychał. Nigdy nie próbował spotkać się z nią poza sceną, nigdy nie
przedstawił się jej ani do niej nie napisał. Lecz za każdym razem, gdy Stilla miała wy-
stępować, obojętnie w jakim teatrze włoskim, widziano wysokiego mężczyznę, odzia-
nego w długi, ciemny płaszcz, w szerokim kapeluszu zakrywającym twarz, wchodzące-
go do opery. Człowiek ten pospiesznie zajmował miejsce w głębi zasłoniętej loży, praw-
dopodobnie specjalnie dla niego wynajętej. Pozostawał tam w zamknięciu, nieruchomy
i milczący, podczas całego występu. Gdy tylko Stilla kończyła swą ostatnią arię, opusz-
czał niepostrzeżenie lożę i żaden inny śpiewak, żadna inna śpiewaczka nie byli w stanie
go zatrzymać; po prostu nie słuchał nikogo innego.
Kim był ten widz tak wytrwały? Stilla nadaremnie próbowała się tego dowiedzieć.
Ponieważ miała naturę bardzo wrażliwą, obecność owego dziwnego człowieka zaczęła
ją w końcu przerażać trwoga irracjonalna, lecz w istocie bardzo dotkliwa. Mimo że
nie mogła go dostrzec w głębi loży, której kraty nigdy nie opuszczał, wiedziała, że tam
jest, czuła utkwione w niej jego władcze spojrzenie. Tak to ją wytrącało z równowagi, że
nie słyszała nawet braw, jakimi witała ją publiczność, gdy wchodziła na scenę.
Powiedzieliśmy wcześniej, że osobnik ten nigdy nie przedstawił się Stilli. Lecz
mimo iż nie próbował poznać tej kobiety zwracamy szczególną uwagę na ten punkt
wszystko, co mogło mu ją przypominać, było przedmiotem jego ciągłego zaintereso-
wania, Między innymi posiadał najpiękniejszy z jej portretów, który namalował sław-
ny malarz Michel Gregorio. Była na nim żarliwa. wzniosła, namiętna, w jednej ze swych
najpiękniejszych ról. Portret ten, nabyty na wagę złota, wart był ceny, którą zapłacił jej
69
wielbiciel.
Z tego, że ten oryginał zawsze samotnie zajmował lożę w czasie występów Stilli, że
opuszczał dom tylko po to, by się udać do teatru, nie należy wyciągać wniosku, że żył
w całkowitej izolacji. Pewien współtowarzysz, nie mniej dziwny niż on, dzielił z nim eg-
zystencję.
Osobnik ten nazywał się Orfanik. W jakim był wieku, skąd przybył, gdzie się urodził?
nikt nie potrafiłby odpowiedzieć na te pytania. Według tego, co mówił a rozma-
wiał chętnie był jednym z tych zapoznanych uczonych, których genialne wynalazki
nie mogły ujrzeć światła dziennego, wobec czego obraził się na cały świat. Przypuszcza-
no nie bez racji, że ów nieszczęśnik żył dzięki wsparciu bogatego melomana.
Orfanik był średniego wzrostu, szczupły, wątły, mizerny, o wyblakłym obliczu, które
dawniej określano ,,ściągnięta twarz . Miał znak szczególny nosił czarną opaskę na
prawym oku, które stracił W przy jakimś doświadczeniu fizycznym lub chemicznym,
a na nosie grube okulary, których jedyne szkło krótkowidza pobłyskiwało zielonym
spojrzeniem. W czasie swych samotnych spacerów gestykulował, jakby prowadził dia-
log z jakąś niewidzialną istotą, która go słuchała, nigdy nie dając odpowiedzi.
Te dwie postacie dziwny miłośnik muzyki i nie mniej dziwny Orfanik były po-
wszechnie znane (na tyle, na ile mogły nimi być w tych miastach włoskich, do których
wzywał sezon teatralny). Obaj posiadali jak gdyby przywilej budzenia publicznej cieka-
wości, więc mimo że admirator Stilli nie zgadzał się nigdy na żaden wywiad niedyskret-
nych reporterów, w końcu dowiedziano się, kim jest. w wielbiciel śpiewaczki z pocho-
dzenia był Rumunem i gdy Franciszek de Telek zapytał o to, jak się nazywa, odpowie-
dziano mu:
Baron Rudolf de Gortz.
Tak przedstawiały się sprawy, w czasie gdy młody hrabia przybył właśnie do Neapo-
lu. Od dwóch miesięcy teatr San Carlo był ciągle pełny, a sukces Stilli rósł z każdym
wieczorem. Nigdy dotąd w żadnej z ról swego repertuaru nie była tak wspaniała, nigdy
nie wzbudziła bardziej entuzjastycznych owacji.
Na każdym z tych przedstawień, podczas gdy Franciszek zajmował fotel na parterze,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]