[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Poszukać jego śladów! Wstali, aby wykonać rozkaz wodza.
Mogą nas odkryć szepnął Apacz. Bawole Czoło potwierdził skinieniem głowy.
Tu zatarliśmy ślady, lecz jeżeli pójdą dalej, znajdą je. Trzeba zaczynać. Dam hasło!
Zakaszlał głośno na znak, że można brać się do dzieła. Z zarośli wysunęły się lufy dwudziestu
strzelb,
Ognia! krzyknął Bawole Czoło.
Huknęły dwadzieścia dwa strzały, a potem jeszcze dwa z dubeltówek wodzów. Tyluż
Komanczów padło śmiertelnie ugodzonych. Reszta zerwała się i popędziła do koni. Vaquerowie
ponownie załadowali broń.
Komanczowie byli przekonani, że w zaroślach kryje się wielu białych. Nie próbowali więc już
ataku, lecz rzucili się do ucieczki. Wtedy dosięgła ich druga salwa, niemal tak samo skuteczna, jak
pierwsza.
Niedzwiedzie Serce pilnował Czarnego Jelenia. Wcześniej wydał swym ludziom rozkaz, żeby nie
strzelali do wodza Komanczów. Kiedy zaczął on uciekać z niedobitkami wojowników, Apacz
wyszedł z zarośli i podniósłszy strzelbę, wycelował w jego konia: chciał dostać żywego wodza.
Huknął strzał; zwierzę, ugodzone śmiertelnie, przewróciło się, zrzucając jezdzca. W dwóch skokach
Apacz stanął przy Czarnym Jeleniu, zanim ten zdołał podnieść się z ziemi.
Czarny Jeleń, jak wszyscy Komanczowie, nie strzelał dotąd, Więc miał nabitą broń. Zerwawszy
się z ziemi, wymierzył w Apacza.
Psie zawołał żyjesz jeszcze?! A więc giń! Niedzwiedzie Serce skoczył, odtrącił lufę,
strzał chybił.
Wódz Apaczów nie zginie z ręki tchórzliwego Komańcza. Przeciwnie, to ja zabiorę twoją
duszę, aby służyła mi w Wiecznych Ostępach!
Po tych słowach ogłuszył Czarnego Jelenia kolbą i zaniósł go na miejsce, gdzie Arika-tugh
siedział niedawno w otoczeniu swych wojowników. Tam czekał spokojnie, dopóki wódz nie odzyska
przytomności.
Vaquerowie nie ścigali tych kilku wrogów, którym udało się zbiec, nie uważali ich bowiem za
niebezpiecznych. Rzucili się natomiast na poległych, aby im zabrać broń i amunicję.
Obaj wodzowie siedzieli przy Czarnym Jeleniu, nie troszcząc się o łupy. Gdy zaczęli wiązać
jeńca, odzyskał przytomność.
Czarny Jeleń może zaśpiewać swą pieśń śmierci, pozwalam mu na to rzekł Niedzwiedzie
Serce.
Wódz Komanczów milczał.
Komanczowie śpiewają jak wrony lub żaby, dlatego wolą się nie popisywać szydził
Bawole Czoło.
Jeniec wciąż milczał.
W takim razie umrzesz bez pieśni śmierci powiedział Shosh-in-lit.
Teraz dopiero zapytał Czarny Jeleń:
Powiesicie mnie na tym drzewie?
Nie odparł Apacz. Nie chcę cię dręczyć, pożrą cię krokodyle, jak mnie miały pożreć.
Najpierw jednak zdejmę ci skalp, aby po powrocie pokazać dzielnym synom Apaczów, jakim podłym
tchórzem był Czarny Jeleń, Odbieram swój nóż i tomahawk.
Powiedziawszy to wyjął zza pasa jeńca wymienione przedmioty.
Czy chcesz mnie naprawdę oskalpować? zapytał jeniec z przerażeniem.
Tak. Skóra twoja do mnie należy. Zdejmiesz ją ze mnie żywcem?
A jakże! Czy mam szukać twego skalpu w brzuchu krokodyla, gdy cię już połknie?
Zabij mnie przedtem!
Boisz się? W takim razie nie zaznasz litości!
Po tych słowach wziął nóż, lewą ręką pochwycił czuprynę wodza, prawą zaś wykonał trzy
prawidłowe cięcia, zdejmując mu włosy z głowy. Po chwili miał skalp w ręce. Czarny Jeleń zawył z
bólu.
Jesteś tchórzem! Krzyczysz jak squaw zauważył Niedzwiedzie Serce.
Zepchniemy go do wody dodał Bawole Czoło ale nogami, bo nie jest wart, abyś go
dotykał ręką.
Mój brat ma rację. Rzucę go krokodylom jak zgniłe ścierwo, którego nie można wziąć do ręki.
Waleczny wódz Komanczów ryczał jak stara baba. Niechaj więc nie ma grobowca ani na szczycie
górskim, ani w dolinie. Ludzie jego plemienia, nie będą mogli odbywać pielgrzymek, żeby sławić
jego imię, albowiem zniknie w brzuchu krokodyli.
To mówiąc, nogami strącił Czarnego Jelenia do wody. Aligatory rzuciły się nań natychmiast.
Następnie dwaj wodzowie udali się do koni, by wrócić do hacjendy. Apacz dosiadł
wierzchowca jednego z Komanczów.
Opuściwszy sadzawkę, hrabia Alfonso zszedł z góry, aby szukać groty z królewskim skarbem. Na
dawnym miejscu jednak znalazł tylko gruzy. Nadaremnie szperał w nich przez kilka godzin. Widać
skarby zostały zabrane. Zakląwszy siarczyście, zaczął wchodzić na szczyt góry, aby się spotkać z
Komańczami. Naraz usłyszał tętent. Po chwili stanęło przed nim ośmiu Indian na koniach.
Dokąd pędzicie?
Uff! To blada twarz! rzekł jeden z nich. Jedziemy do doliny.
Po co? Przecież nasi ludzie są na górze.
Wszyscy zabici.
Zabici? Przez kogo?
Blade twarze napadły na nas i zabiły cztery razy po dziesięć naszych braci.
Do diabła!
Wodza naszego Czarnego Jelenia pożarły krokodyle, przedtem zaś oskalpował go Apacz.
Apacz? Jaki?
Niedzwiedzie Serce.
Do stu tysięcy diabłów! Przecież powiesiliśmy go na drzewie!
Ale odzyskał wolność. Oswobodzili go zapewne vaquerowie. Gdybyś przy nim pozostał, nie
stałoby się to z pewnością.
Czyście to widzieli na własne oczy?
Musieliśmy uciekać, ponieważ jednak nie wysłali za nami pościgu, więc dwóch powróciło, by
ich śledzić.
Wszystko przepadło!
Wszystko, z wyjątkiem zemsty!
Cóż więc zamierzacie czynić?
Wrócimy do wigwamów po nowych wojowników.
Nie przynosząc ze sobą ani jednego skalpu?
Wielki Duch odwrócił się od nas.
Ani też nie przywożąc żadnych łupów? Zdobędziemy je pózniej.
Cóż byście powiedzieli, gdybym teraz ja postarał się dla was o bogatą i użyteczną zdobycz?
Przecież nic nie masz, nawet konia!
Wezmę sobie konia z pastwisk hacjendy, potem wrócę do stolicy Meksyku, wy zaś będziecie
mi towarzyszyć.
Do Meksyku? Po co?
Będziecie moją strażą, niełatwa to bowiem podróż. Jeżeli zgodzicie się na nią, otrzymacie
sute podarki.
0 jakich podarkach myślisz?
Wybierzecie je sami. Jestem hrabią, wielkim wodzem, mam wszystko, czego dusza zapragnie.
Czy masz broń, proch i ołów?
Ile tylko chcecie.
I perły dla naszych squaw?
Naturalnie!
Obietnica hrabiego spodobała im się.
Dobrze, będziemy ci towarzyszyć, będziemy twoją strażą. Tylko musisz każdemu dać strzelbę,
tomahawk i po dwa noże. Nie obejdzie się również bez kul i ołowiu.
Wszystko otrzymacie.
I perły?
Dostaniecie perły, łańcuchy z drogich kamieni i pierścienie.
Zgoda, idziemy z tobą. Ale pamiętaj: zginiesz, jeżeli nas oszukasz. Tylko dwóch z tobą nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]