[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mężatki, włosy rozsypały się na ramiona. Pośpiesznie zwinęła jeden
kosmyk i wsunęła pod wstążkę kapelusza tuż przy uchu.
Ułożyła jak trzeba mały kapelusik i przypięła go srebrną szpilką.
Tak!
Kręciła głową, cmokała, przyglądała się sobie uważnie w lustrze.
Policzki miała zaróżowione, oczy lśniły, a skóra, której fragment
widniał w wykończonym koronką wycięciu ubrania, była aksamitna i
bardzo pociągająca.
Arill nie miał szans. Jest przecież młodym mężczyzną, pełnym
tęsknot!
W majątku barona wiosna pojawiła się niczym eksplozja barw i
zapachów. Stare mury z szarego kamienia, które otaczały marzenie
Ludviga Rosenkratza zostały pomalowane na biało wapnem. w młody
człowiek, który odziedziczył zamek, spędzał cały swój czas na studiach,
ale poczciwy Marcus Gerhard Londemann miał zdolnego zarządcę w
osobie lejtnanta Segelcke. Zachowywał się niczym pan domu, pilnie
strzegł powierzonych sobie skarbów. Poprawki i dekoracje, które młody
właściciel zarządził, mają być gotowe, zanim on z początkiem sierpnia
wróci do domu. Grupa pracujących tu rzemieślników nie miała ani chwili
czasu do stracenia.
Nareszcie jeden wolny dzień!
Benjamin uznał, że zapach bazi wierzbowych i brzozowych, które
obsypały drzewa tworząc jakby przezroczyste zasłony, jest taki sam jak w
jego rodzinnych stronach. To go może trochę pocieszyło, w każdym razie
noce stały się krótsze i łatwiejsze. Majster zaraz po Bożym Narodzeniu
przeniósł się do głównego domu, zamieszkał na górze, nad skrzydłem dla
służby, gdzie znaleziono mu pomieszczenie, w którym było mniej
przeciągów. Mimo wszystko majster miał swoje lata i należało go
szanować. To on bowiem rysował wzory, to on wykańczał trudniejsze
prace. Benjamin wiedział jednak, że on także mógłby to robić. I będzie
robił, pewnego dnia, kiedy czas dojrzeje.
Rafael dbał, by godziny odpoczynku były niemal tak samo radosne
jak czas pracy. Benjamin bowiem nie miał nic przeciwko temu, by stać z
dłutem, nożem i papierem ściernym w rękach od momentu, gdy się
obudził, aż do chwili, gdy było już za ciemno, by pracować. Teraz krzywił
nos, jeśli majster okazywał zbyt wiele zapału i gonił ich do roboty w
długie wiosenne wieczory.
Rafael wiedział tak wiele.
Tak, większość z tego, co opowiadał, Benjamin znał już z lektur. Co
innego jednak rozmawiać z człowiekiem, który naprawdę wiele widział. Z
kimś, kto dokładnie oglądał piękny zamek w Wersalu. Z kimś, kto
przyglądał się kopule na bazylice Zwiętego Piotra w Rzymie, i kto
wędrował pod pięknymi korynckimi kolumnami klasycznych budowli. Z
kimś, kto pewnego razu słuchał samego Rousseau; wprost trudno to sobie
wyobrazić.
I Rafael malował to wszystko przed oczami Benjamina w pięknych,
żywych barwach. Tak długo rozpalał w nim iskrę, aż Benjamin uznał, że
nie byłby w stanie spędzić całego życia w tym małym kraju, który
powinien nazywać się Norwegia i rządzić się sam.
Rafael zabierał go na krótkie wycieczki wokół posiadłości barona.
Znał kobietę, która prowadziła gospodę nad jeziorem. Znał też różne
chichoczące młode dziewczyny, jedną z nich Benjamin pamiętał z kuchni,
w której jadali swoje posiłki razem ze służącymi. Podobno zarządca domu
czasami zapraszał majstra do swojego stołu. Mówiono też, że obiecał mu
bardzo dobrą zapłatę za pracę, jeśli wyrzezbi również głowice kolumn w
wielkiej, białej sali balowej, które wymagają odnowienia.
Benjamin prawie przestał myśleć o Aurorze.
Ale ona wciąż pozostawała gdzieś w głębi jego duszy i gdy pewnego
wieczoru Rafael nieostrożnie dotknął jego najskrytszych marzeń,
Benjamin rzucił się na przyjaciela z wściekłością.
Rafael długo się potem nie odzywał. Benjamin zapamiętał ten epizod
jako mętne wspomnienie, jakby to wszystko stało się po pijanemu albo we
śnie.
Przez wiele dni Rafael pozostawał milczący i jakby nieobecny.
Benjamin przestraszył się. Czy to tak łatwo zyskać przyjaciela i zaraz
potem go utracić?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]