[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trójkącie. Na dokumentach i listach w prawym rogu pieczęci będziemy dodawać
pierwszą literę swego pseudonimu. Wiktor chciał jeszcze, \eby na pieczęci były
jakieś miecze albo dzidy, albo chocia\ dębowe liście, ale Bartek sprzeciwił
się, bo to staroświeckie, a nasze stowarzyszenie jest przecie\ zupełnie
nowoczesne. Ja te\ tak uwa\am, \e jak ju\ mieć model, to ostatniej marki.
Bartek zobowiązał się wymalować nasze godło w kronice. Niebieskim kolorem.
Niebieski to wiara, a my przecie\ wierzymy, \e wreszcie cała klasa, z tym
lizusem Sewerysiem razem, pozna swój straszny błąd i zdejmie z nas haniebne
piętno" powiedział po swojemu Wiktor.
Lizusem?" zdziwił się Bartek.
Jak to, nie widziałeś? z\ymał się Wiktor. Do ka\dego nauczyciela leci ze
swoim wiecznym piórem. Zauwa\yłem, jak czyha na ten moment, kiedy nauczyciel
otworzy dziennik."
To dlatego, \e na katedrze \adne pióro nie mo\e ule\eć. Zawsze je sobie ktoś
po\yczy" tłumaczył Bartek.
Wiem o tym. Nie potrzebujesz mi mówić. Ale dlaczego ani ty, ani Stefan, ani
ja nie lecimy do katedry, tylko zawsze ten Sewerek? Dlatego właśnie, \e lizus."
Nie Bartek był sprawiedliwy dlatego, \e tylko on ma w naszej klasie dobre
wieczne pióro."
Mnie tymczasem olśniła myśl jak błyskawica.
Bartuś! zawołałem. Wpisz zaraz do kroniki moje nazwisko. W rubryce czyj
pomysł prędko: Stefan Zórawiec."
A jaki pomysł?" dopytywał Bartek, otwierając kronikę.
Zobaczycie jutro. Nie powiem, \eby nie zapeszyć. Musi się udać, a wtedy
Sewerek razem ze swoim wiecznym piórem będzie siedział spokojnie."
Zaintrygowany Wiktor miał wielką ochotę dopytywać się dalej, ale w tej właśnie
chwili weszła do pokoju El\bietka.
Nie wiem, co to jest. Przecie\ podobno jestem wygadany, a tani u Bartka to
zawsze głupieję i nie wiem, co mówić.
Tak było i teraz. Chciałem El\biecie coś powiedzieć. Pamiętam nawet, \e to
było coś wa\nego, a język mi skołowaciał zupełnie. Ledwo wykrztusiłem
zapytanie o ten pogrzeb.
Jaki pogrzeb?" przestraszyła się El\bietka.
Matki jednej z twoich kole\anek."
Której? dopytywała z niedowierzaniem El\bieta. Skąd wiesz?"
Obiło mi się coś o uszy."
Nie... To na pewno nie u nas. To musiało być w innej klasie. Gdyby u nas, to
przecie\ wiedziałabym."
Widocznie to nie w waszej klasie" blagowałem, bo co mogłem powiedzieć
innego? Ale z tej Aliny kłamczuch! Czego to nie wymyśliła. A ja uwierzyłem,
jak głupi.
Język znowu mi skołowaciał i ju\ do końca nie wykrztusiłem ani słowa. Dopiero
na schodach przypomniało mi się, \e miałem El\biecie powiedzieć, jak bardzo
podobało mi się Lato leśnych ludzi".
ROZDZIAA 13.
DEKLAMACJA NAD RYNSZTOKIEM. FATALNA LEKCJA. CZARNA PLAMA NA BIAAEJ BLUZCE.
Nazajutrz Stefan Wcześniej ni\ zwykle wybiegł do szkoły. Spieszył się, aby
pomysł, opracowany ju\ w szczegółach, wprowadzić w czyn. Znowu padał deszcz,
więc nacisnął mocniej czapkę, postawił kołnierz u palta i, borykając się z
wiejącym w oczy wiatrem, przeskakiwał co większe kału\e.
Był ju\ przy Rzgowskiej, kiedy dogonił go Wiktor.
Serwus, Stefan! Co tak wcześnie?
Strona 49
Oogowska Hanna - Tajemnica zielonej pieczci 2007-03-28
Serwus, a dlaczego ty? - odpowiedział pytaniem Stefan, który dziś wyjątkowo
wolałby nie spotkać przyjaciela na drodze.
Pędzę, bo chcę, \eby mi Bartek dał zeszyt ze. swoimi zada-
niami. Sprawdzę... Coś mi nie wychodziło westchnął Wiktor.
Znają cię: nie wychodziło". Przyznaj się, \e zadań wcale nie tknąłeś
obruszył się Stefan. A Bartek nie lubi, kiedy zrzynasz.
A kto by lubił? Ja te\ nie lubię. A je\eli wiesz, \e Bartek tego nie
lubi, mógłbyś się domyślić i zaproponować mi swój zeszyt. Przyjazń
wymaga ofiar, ju\ Ben Akiba tak mówił.
Tote\ gdyby mi się nie spieszyło, zrobiłbym z ciebie zaraz ofiarę gderał
Stefan. Wałkoń jesteś. Coś ty wczoraj robił? Na dziś nic więcej nie było,
tylko te zadania. .
Zadania i biologia poprawił Wiktor.
O rany! przestraszył się Stefan. Na śmierć zapomniałem o biologii. Ale
mnie niedawno pytała. Upiecze się chyba. Nie wiem nawet, co było zadane.
A widzisz mówił z wyrzutem w głosie Wiktor a do mnie zaraz: wałkoń".
śaden wałkoń nie jestem. Męczyłem się, pociłem krwawym potem nic, ani w ząb.
A\ wreszcie powiedziałem sobie: mam kopyta przez to zadanie wyciągnąć? I po
mojej śmierci mama sobie oczy wypłacze. A, Stefan, czy ty wiesz,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]