[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Prokopa oddali w rekruty.
A Naścia była gospodynią u ekonoma, a dzieci zostały sierotami na wieki.
A cóż? prawda! Ale Ulana nie taka, o! nie taka. I pan także.
Pan! Pan! To gorzej ekonoma. Cóż jemu zrobić? Co jemu powiedzieć? Trzeba
cierpieć! Bo i uciec nie można, i na dnie w piekle teraz znajdą, a potem rekruty albo
nędza gotowa.
Ale kiedy tego nie ma, a Ulanie to nie w głowie.
21
Nieprzekonana niepokonana.
22
Tok tu: stodoła.
24
Daj Boże, daj Boże! Do was, kumie!
Do was. Dobrego zdrowia!
Na zdrowie wam!
Na zdrowie!
A potem już podchmieleni starzy zaczęli długo swoja nędzę i utrapienia wywodzić
aż na stole posnęli. Ale gdy się Lewko przedrzymawszy obudził, przyszło mu
wszystko na myśl, potrząsnął za rękę starego ojca Oksenia, bo już noc była i czas do
chaty powracać.
Przebudzony stary wlókł się po cichu błotnistą ulicą, rozmyślając o tym, co mu
Lewko nagadał. Ale trzęsąc głową nie wierzył temu i oziębły, przywyklejszy, obyty ze
wszystkim, nie tak brał wstyd swego syna i hańbę synowej, jak tamten. Owszem, gdy-
by tak było nawet, nie widział nic bardzo złego. Tak wpół myśląc, wpół jeszcze drze-
miąc, doszedł do drzwi. we drzwiach spotkał Ulane ubraną jak do wyjścia; miała na
sobie świtę, trzewiki niedzielne, pończochy, biała chustę na głowie, przepasana pa-
skiem kolorowym.
Stary ujrzał to, choć po ciemku, i zastanowił się w progu.
Czyżby to prawda była? pomyślał i spytał:
Dokądże to po nocy, Ulano?
Do ekonomowej odpowiedziała śmiało kobieta przyszła po nie, bo jej dziecko
słabe, trzeba popilnować.
Masz ty swoje w chacie.
Jest przy nich Pryśka.
Pryśka nie matka odpowiedział stary wchodząc we drzwi. Ale idz z Bogiem,
kiedy chcesz.
Obejrzał się jeszcze i poszedł natuliwszy czapkę na uszy. Ulana ruszyła ramionami
pobiegła do dworu.
Ale nie szła do ekonomowej. O! nie! Już nie pierwszy to raz na zawołanie pana bie-
gła z nim w las lub do ogrodu i uplątana w te miłość pańską, o której tyle w piosen-
kach słyszała, zapomniała już dzieci, chatę, męża, wstyd, bo kochała pana. Jak się to
stało? Skąd to przyszło? sama nie wiedziała płakała czasem nad sobą, a szła do
niego i poświęcała swój spokój, wszystko swoje, za trochę szału, którego połowy lep-
szej nie pojmowała, słuchając go jak dalekiej pieśni, co ja wiatr rozerwaną, a jeszcze
piękną do uszu przynosi.
Z nim razem całe noce w ogrodzie albo w gęstwie lasu ukryta przesiadywała i mil-
cząc rozmawiali lub niewielą słowy, a w tej rozmowie tyle było rzeczy. Byli szczęśli-
wi! szczęściem jakimś osobliwszym, niepojętym, potwornym, do którego jedno się
wysoko wspinać, drugie nisko upaść musiało. A jednak było to szczęście, nie chwilo-
we nasycenie, nie przemijający szał: oboje to czuli i na próżno Tadeuszowi szyderski
rozum wskazywał jutro odmienne, to jutro było jeszcze dalekie. Szczęście to było,
choć za nim świeciły burze, choć w nim były łzy i niepokój, i poniżenie.
Ulana przy panu zdawała się pojmować sercem gorącym, co do niej mówił Tade-
usz, często słowy i myślami z innego wcale świata; choć co tylko niezrozumiałym być
mogło, on zniżał się do niej i miłości swej formy do pojęcia prostej wieśniaczki stoso-
wał.
Było coś dziwnego w ich rozmowach nocnych, w ich zbliżeniu do siebie, w poufa-
łości; lecz wdzięk wejrzenia, uśmiechu Ulany, żywe jej pojecie, miłość co dzień wzra-
stająca tłumaczyły ich położenie.
Tadeusz chętnie przy niej zapominał wszystkich dawnych poezyj i marzeń swej du-
szy, wszystkich innego świata przyjemności wszystkiego, co się w jego terazniejszą
nie mieściło sferę żył tylko ta osobliwsza sielanką, w ciągłym odurzeniu, nieustan-
25
nym pijaństwie bez wytrzezwienia. Rozum coraz się rzadziej z szyderstwy odzywał,
pobity padł i milczał.
Tak płynęły dnie, noce, wieczory, tygodnie i już wieść o tym coraz się stawała we
wsi głośniejsza.
Pan o tym nie wiedział, a Ulana? Już o to nie dbała. Ona go kochała!
26
VIII
Po kilku tygodniach wrócił nareszcie Okseń z Berdyczowa; przyjęły go dzieci
okrzykami, starzy ściśnięciem ręki, wszyscy obstąpili jego wóz dookoła i pytali nowi-
ny, on nawzajem. Sam arendarz, ciekawy ceny wołów, wyszedł ku niemu założywszy
w tył ręce.
Opodal stali Lawko i Ułas, ojcowie i patrzyli po sobie, czy mu coś powiedzieć,
czy nie; stała i Ulana, ale blada, bez pamięci, bez wiedzy, co robiła; trzymała biały
fartuch pod brodą w ręku i spoglądała na męża, ale tak, jakby go nie widziała, jakby
gdzie indziej zupełnie była myślami i duszą
Przyjazd Oksenia obudził w niej zgryzoty, przestraszył, przerwał słodką już przędze
kilku dni, kilku nocy z Tadeuszem spędzonych. Kobieta myśląc, jak przyjdzie to po-
rzucić i wrócić znowu do swojej chaty, do męża, do dzieci, a lubego nie widzieć, nie
kochać i nie siedzieć z nim swobodnie długich wieczorów, płakała krwawymi łzami w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]