[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Z ust jej wyrywały się tylko słowa nie mające związku.
Co? Gdzie? ale to nie może być! Jak się nazywa? o tej godzinie! Cóż to
znowu takiego!
Cóż się stało? zawołały razem, zrywając się z siedzenia, Lola i Herma.
Kamerdyner odstąpił krok.
Mów, panie Zambrzyski odezwała się gospodyni cóż to, tajemnica?
126
f u r f a n t (wł.) - krętacz, blagier, filut, szelma
57
Ale żadna tajemnica! tylko kat wie co, czego ja zrozumieć nie mogę
przerwała ciocia ruszając ramionami. Mów, panie Zambrzyski.
Kamerdyner wyprostował się, chrząknął i począł:
Nie ma tak dalece nic rzekł tylko do pani kapitanowej gość przybył...
Podobno zbłądził w drodze czy coś, i oto tak pózno...
Gość? kto? zapytała Lola.
Ale ja go nie znam! to jakieś bałamuctwo przerwała Nieczujska.
Ja tam nie wiem, co jest, ale najętym %7łydkiem z... na furce przyjechał
młody człowiek. Prosi, aby się mógł widzieć z panią kapitanową, i opowiada
siÄ™ jako synowiec jej.
%7ładnego synowca nie mam i nie znam! ofuknęła kapitanowa co zno-
wu! przybłęda jakiś! Brat mój nieboszczyk nie był żonaty.
Herma po swojemu śmiać się mocno zaczęła.
A! to doskonała awantura! Gdzież ten nieznany synowiec?
Czeka przed oficyną z %7łydem i furą rzekł, nieco pogardliwie uśmiecha-
jÄ…c siÄ™ kamerdyner.
Otóż proszę! krzyknęła Nieczujska jeszcze tego brakło! ale zmyjęż mu
głowę dobrze, bo to nie może być, nie może być...
I ruszyła ku drzwiom.
Ciociu! biegnąca za nią wolała Herma my tu poczekamy, przyjdz nam
powiedz, co się stało. A! gdybym też mogła podsłuchać, jak go kapitanowa
przyjmie!
Lola nie mówiła nic; siadły dwie przyjaciółki na cichą rozmowę. Ciocia wy-
biegła. Kamerdyner za nią drzwi zamknął i poważnie się wytoczył.
W oczekiwaniu końca tej osobliwszej przygody przyjaciółki siedziały w sa-
lonie, upłynął kwadrans, upłynęło pół godziny, cioci z powrotem nie było.
Herma zadzwoniła. Kamerdyner się stawił.
Cóż się stało z kapitanową? zapytały obie.
Nic nie wiem rzekł Zambrzyski nie mogłem iść za nią. Słyszałem tylko
głos jej, zrazu bardzo żywy, potem coraz umiarkowańszy, weszła z podróż-
nym do gościnnego pokoju w oficynie, kazawszy dać światło, i o ile mogłem
dostrzec przez okna, kapitanowa płacze i ściska przybyłego. Musi to być w
istocie jakiÅ› synowiec.
Jakże wygląda? biednie? zapytała Herma.
Dosyć przystojny i razny mężczyzna odparł Zambrzyski ale koło niego
ubogo.
Lolę to zaniepokoiło.
Idz, panie Zambrzyski odezwała się i powiedz po cichu kapitanowej,
że ją proszę, jeśli to jej krewny, aby go za mojego gościa uważała, a panu
polecam, aby miał wszelkie wygody.
Kamerdyner wyszedł, a w kilka minut dał się słyszeć łatwy do rozpoznania
chód pani Nieczujskiej, która otworzyła drzwi i weszła cała spłakana.
Obie przyjaciółki pospieszyły naprzeciw niej. Kapitanowa padła na krzesło
i milczała długo.
Któż to jest? co to jest? poczęła Lola.
A! moja dobrodziejko, najmocniej cię przepraszam odezwała się Nie-
czujska daruj mi ten kłopot w domu, któż się tego mógł spodziewać! Jest to
w istocie synowiec mój, ma na to dowody. Wychowany przez krewnych swej
matki w Prusach, biedny chłopak, o którego istnieniu nawet nie wiedziałam.
58
Gdzieś dopytał, że żyję, i przyszło mu do głowy mnie odwiedzić. Ja tu sama
na łasce i będę wizyty przyjmować!
Ale co też ciocia mówi oburzyła się Lola podbiegając ku niej jej gość
jest moim gościem. Proszę mi krzywdy nie czynić ceremoniami, za które
gniewać się będę.
I uściskała ją serdecznie.
Ciocia mi da słowo, że go nie puści stąd, póki sam nie zechce jechać.
Niech sobie spocznie, niech siÄ™ nim ciocia nacieszy.
Kapitanowa porwała się z krzesła i poczęła Lolę ściskać z rozrzewnieniem i
gwałtownością sobie właściwą.
Poczciwe z ciebie dziecko! Bóg ci zapłać! zawołała. Ja ani on nie bę-
dziemy ci zawadzali. Pojedzie prędko, bo to chłopak pracowity i ma zajęcie,
ale to nie do waszego towarzystwa człowiek. Ja sobie z nim jutrzejszy dzień w
oficynie przebędę i niech rusza. Dzięki Bogu, choć wygląda bardzo sobie po
prostu, ma, słyszę, zakład swój własny garbarski w którymś miasteczku w
Wielkiejpolsce i dobrze mu się wiedzie. Uniwersytet skończył, widać niegłupi,
ale wygląda jak hoży parobek! Mój Boże, mój Boże, na co to my zeszli! do-
kończyła doda Nieczujska.
Ja na to nie pozwolę, aby się ciocia z nim chowała, przecież krewni jeste-
śmy, przyjąć go potrzeba jak należy. To moja rzecz odezwała się Lola.
Jeszcze raz uściskawszy baronównę, ciocia wybiegła do oficyny, niespo-
kojna Lola powtórzyła rozkazy kamerdynerowi i koniec końcem wszystko we
dworze wkrótce ucichło, a ciocia Nieczujska nierychło wróciła do swego po-
koju.
Nazajutrz nie taiła się z tym ani Lola, ani Herma, że tego garbarza wczo-
rajszego bardzo widzieć pragnęły, choćby dla ciekawości, jak szlachcic na
rzemieślnika przerobiony wygląda.
Ale cały ranek Nieczujska z nim siedziała w oficynie. Gdy nadeszła godzina
[ Pobierz całość w formacie PDF ]