[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oglÄ…dam wstecz.
Skąd Bernardette wiedziała o jego ręce? Pytanie to nie
dawało mu spokoju. Co rusz obraz małej zadziornej dziewczynki
stawał mu przed oczami. Widział jej pałające wściekłością oczy,
kiedy nazwała go mordercą. Następnego dnia znów przyszła do
bufetu. Colby starał się omijać ją szerokim łukiem, bo nie chciał
jej ponownie doprowadzić do łez. Sprawiała wrażenie odważnego
dzieciaka, inteligentnego i dumnego. Był taki sam w jej wieku.
Coś drgnęło w aferze narkotykowej. Dzięki przyjaciółce
Alexandra Cobba Hunter z Colbym mieli możliwość wysłuchania
nagranej na taśmie rozmowy Cary Dominguez ze wspólnikiem w
kawiarni. Okazało się, że kobieta wie o brakującej przesyłce, ale
nie za bardzo chce rozwijać temat. Może podejrzewała, że
obecność Jodie Clayburn w tym samym lokalu nie jest przypad-
kowa. W każdym razie, chociaż wyszła z aresztu za kaucją,
nazajutrz wyjechała z miasta i ślad po niej zaginął. Cobb zwolnił
jednego ze swoich ludzi, agenta o nazwisku Kennedy, który
przekazywał informacje przemytnikom. Kennedy'ego
aresztowano razem ze strażnikiem pilnującym magazynu. Był
zródłem przecieku, ale - jak twierdził Cyrus Parks - nie jedynym.
Cara Dominguez mogła mieć więcej wtyczek, dlatego Cobb wolał
nikomu nie zdradzać posiadanych przez siebie informacji, nawet
Colby'emu i Hunterowi.
Hunter z Colbym kilka razy przeczesali magazyn,
przekonani, że narkotyki są tam gdzieś ukryte. Nie znalezli ich,
nawet gdy do pomocy sprowadzono specjalnie wyszkolone psy.
Zwierzęta krążyły między rzędami zastawionych paczkami
regałów, ale nic z tego nie wynikało. W pewnym momencie któryś
zainteresował się ścianą, przy której nic nie stało. Narkotyki mu-
siały być ukryte wyżej, gdzie psi węch nie sięgał. Gdyby chcieć
wszystkie pudla poprzestawiać, a potem sprawdzić ich zawartość,
to zważywszy na wielkość magazynu, kilka osób pracowałoby
przy tym co najmniej pól roku. A to nie wchodziło w grę.
- Psiakrew, wiem, że towar tu jest! - mruknął w piątek
Hunter.
- Na pewno go znajdziemy.
- Tak myślisz? - Hunter spojrzał na zegarek i skrzywił się. -
Muszę iść.
- Urywasz się pół godziny wcześniej?
- Z okazji Zwięta Jesieni Nikki występuje dziś w szkolnym
przedstawieniu. Bernardette też.
- Ritter wspomniał, że chodzą do tej samej szkoły.
- Tak, to dobra szkoła. Jesteśmy z niej zadowoleni.
Mijali bufet, w którym Bernardette siedziała przy stoliku,
pochylona nad kartkÄ… papieru.
- Aadnie rysuje - pochwalił dziewczynkę Colby.
- A żebyś słyszał, jak śpiewa! Jak anioł.
Colby poczuł, jak rozpiera go duma. To dziwne, pomyślał,
skoro dotychczas okazywał dziecku jedynie wrogość. Istniała
między nimi jakaś tajemna więz. Był człowiekiem bardzo
skrytym, mało komu opowiadał o swoim prywatnym życiu. A ona,
Bernardette, znała kilka najintymniejszych szczegółów.
- Dziś będzie śpiewała? Hunter zerknął na niego spod oka.
- Tak. W dodatku solo.
- A gdzie jest ta szkoła? I czy każdy może przyjść na
przedstawienie? Czy tylko rodzina?
- Jak chcesz, możesz się wybrać ze mną i Jennifer.
Colby zawahał się. Nie wiedział, jak Sarina i Bernie
zareagują na jego obecność. Był jednak ciekaw występu małej.
- Chętnie - rzekł po chwili.
- Jenny zawozi Nikki o piątej, a ja miałem zamiar dojechać
pózniej. Wpadnij o szóstej, to pojedziemy razem.
- Dobra. - Colby skręcił w boczny korytarz. Nie patrzył na
przyjaciela. - Dzięki.
Znalazłszy się w swoim gabinecie, otworzył dolną szufladę
biurka, w której leżała torba z zakupami z pobliskiego sklepu
papierniczego. Sam nie wiedział, co go podkusiło, by tam wejść.
Niewiele się namyślając, wyjął torbę i ruszył z powrotem do
bufetu.
Dziewczynka podniosła głowę. Na widok Colby'ego
znieruchomiała. Patrzyła niepewnie, jakby oczekując kolejnej
awantury.
Bez słowa położył torbę na stoliku, po czym lekko pchnął ją
w stronę dziecka. Nie odzywał się.
Bernardette wyciągnęła z zaciekawieniem rękę i zajrzała do
środka. Jej oczom ukazał się profesjonalny blok do rysowania,
węgiel, temperówka, duże metalowe pudełko z kredkami. A także
książeczka z radami dla początkujących artystów.
- O rany. - Wytrzeszczyła oczy. - To dla mnie?
Kiedy Colby skinął głową, uśmiechnęła się nieśmiało. Twarz
jej pojaśniała.
- Dziękuję.
- Masz talent.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, ale po chwili uśmiech na jej
wargach zgasł, a w oczach pojawiły się wyrzuty sumienia.
- Przepraszam.
- Za co?
- Za poprzedni rysunek. Nie powinnam go rysować.
Colby pochylił się zaintrygowany.
- Skąd wiedziałaś o tym miejscu? O tym, co się tam stało?
- Nie jestem pewna - odparła z namysłem.
- Czasem widzę różne rzeczy. A czasem mam sny, które się
spełniają. Właśnie we śnie widziałam twój wypadek. - Wskazała
na jego lewą rękę. - To było straszne.
- Owszem - potwierdził. - To było straszne.
- Dziadek mówił, że to dar, ta moja umiejętność widzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]