[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mu się nic poważnego. George cieszył się w duchu, że
dziewczyna tak się nim zajmuje. Poprosił, by pojechała
z nim do miasta, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, po-
54
jawił się Nate. Odciągnął ją bezceremonialnie, rzucając
od niechcenia jakÄ…Å› zdawkowÄ… uwagÄ™ pod adresem Geor­
ge'a
- On jest ranny - próbowała protestować.
- Jest skończonym idiotą - skomentował krótko
Lang. Nie spuszczając Christy z oczu, poprowadził ją do
stajni. -I niech mnie szlag trafi, jeśli pozwolę, by zepsuł
ci dzień tym cholernym wypadkiem.
- Ależ on nie udawał!
Nie zwracając uwagi na innych gości dosiadających
koni, obrócił ją ku sobie.
- Słuchaj! Twój przyjaciel George mocno się uderzył,
ale wiedział, jak należy spadać. Chyba to zauważyłaś,
prawda?
ZauważyÅ‚a, ale nie przypuszczaÅ‚a, by uczyniÅ‚ to roz­
myślnie. Spojrzała badawczo na Nate'a.
Poczuł się nieswojo. Wciąż nie wiedział, co o tym
sÄ…dzić. Czy jest aż tak sprytna, czy aż tak niewinna? PeÅ‚­
no w niej było sprzeczności.
Przyglądał się jej nachmurzony, lecz nagle jego wzrok
złagodniał, a ona poczuła, że uginają się pod nią kolana
i brak jej tchu. Znowu uległa urokowi tego mężczyzny.
- A co wÅ‚aÅ›ciwie bÄ™dziemy robili? - zapytaÅ‚a, usiÅ‚u­
jąc zapanować nad sobą.
- Przejedziemy siÄ™ konno.
- Ja nie potrafiÄ™...
- NauczÄ™ ciÄ™.
Wziął ją za rękę i wprowadził do stajni, gdzie dwaj
kowboje zajęci byli siodłaniem koni dla gości.
- Bud! - zawołał. - Osiodłaj Blue dla Christy.
- Tak jest, proszÄ™ pana.
55
Młody kowboj wyprowadził konia złocistej maści.
- To jest Blue - przedstawił go Nate, biorąc cugle
z rÄ…k kowboja. - DostaÅ‚em go w prezencie, gdy skoÅ„­
czyłem piętnaście lat. Ma teraz dwadzieścia jeden lat,
rzadko na nim jezdzimy, ale lubi krótkie spacery. Jest
bardzo Å‚agodny. Nie zrzuci ciÄ™.
Christy podeszła do konia i z wahaniem dotknęła jego
miękkiego pyska. Spojrzał na nią łagodnymi brązowymi
oczami i pozwoliÅ‚ siÄ™ poklepać. - Jaki on piÄ™kny! - wy­
krzyknęła z zachwytem i pogłaskała go po czole.
- Daj mu to, a pozostanie twoim przyjacielem do
koÅ„ca życia, ale uważaj na palce. - Nate wrÄ™czyÅ‚ jej ko­
stkę cukru, którą podała koniowi. - Ostatnio nie karmimy
go już cukrem ze względu na wagę. Ale przepada za
słodyczami.
- Pewnie zaczÄ…Å‚eÅ› jezdzić konno, kiedy tylko nauczy­
łeś się siadać.
- Mniej więcej. Ojciec posadził mnie w siodle, gdy
miałem cztery lata. Sam był znany z sukcesów na rodeo
i uważaÅ‚, że jego synek też musi być najlepszy we wszy­
stkim, co siÄ™ tyczy konnej jazdy.
Zwróciła uwagę na gniewny ton jego głosu i spojrzała
zaintrygowana.
- MogÄ™ siÄ™ zaÅ‚ożyć, że twoi rodzice tylko ciÄ™ rozpie­
szczali - zaśmiał się.
- Moi rodzice umarli, gdy miaÅ‚am dwanaÅ›cie lat. Wy­
chowała mnie Joyce Ann. Przez całe życie była dla mnie
bardziej matką niż starszą siostrą.
Odgarnął delikatnie włosy z jej czoła i powiedział:
- Moje dzieci nie będą zmuszane do tego, czego nie
zechcą robić.
56
- Ani moje - oświadczyła.
Patrząc w oczy Christy, uniósł jej rękę i porównawszy
jÄ… ze swojÄ…, mruknÄ…Å‚:
- Mamy caÅ‚kiem innÄ… karnacjÄ™. Moja skóra jest zna­
cznie ciemniejsza od twojej. Włosy i oczy też.
- Jestem podobna do matki. Jej babka była Norweżką.
Uśmiechnął się.
- Ja też jestem podobny do matki. Moja babka była
HiszpankÄ….
- Twoja matka jeszcze dziÅ› jest bardzo przystojna.
- O tak!
PuÅ›ciÅ‚ jej rÄ™kÄ™, zmieszany nieco myÅ›lami, które przy­
szły mu do głowy. Mimo woli zastanawiał się, do kogo
byÅ‚yby podobne dzieci, gdyby miaÅ‚ je z Christy. Nie po­
winien zaprzÄ…tać sobie gÅ‚owy takimi gÅ‚upstwami. Prze­
cież to tylko wakacyjny romans.
Pomógł dziewczynie usadowić się w siodle, próbując
się nie śmiać, gdy niezdarnie gramoliła się na konia.
- Do licha! To znacznie trudniejsze, niż się wydaje
na filmach! - wykrzyknęła.
- Musisz poćwiczyć. Jazda na koniu to ciÄ…gÅ‚e wsia­
danie i zsiadanie. Kwestia wprawy.
- Z pewnością masz rację - powiedziała, poprawiając
się na koniu i odgarniając włosy z czoła.
- Nie powinnaś jezdzić dłużej niż godzinę dziennie
- dodał, podchodząc do swojego wierzchowca.
- Dlaczego?
Wskoczył na konia ze zręcznością świadczącą o latach
praktyki i podjechał do niej.
- Bo przekonasz się, że potrzebne są do tego mięśnie,
których istnienia nawet nie podejrzewałaś. Dziś wieczo-
57
rem będziesz chodzić na kabłąkowatych nogach, a jutro
w ogóle nie będziesz mogła się ruszyć.
Wzięła cugle w dłonie.
- Myślałam, że jutro ktoś nas zawiezie do kościoła.
Zachichotał. Najwyrazniej chce zrobić na nim dobre
wrażenie.
- Na ogół nasi goście lubią w niedzielę długo sypiać,
ale jeśli chcesz, możesz pojechać ze mną i z moją matką.
- Dziękuję - rozpromieniła się.
PatrzyÅ‚ na niÄ… ciemnymi oczami z nie ukrywanÄ… iro­
nią, ale była za daleko, żeby to zauważyć. Widziała tylko
jego uśmiech.
- Nie trzymaj zbyt mocno cugli.
JechaÅ‚ przed niÄ… gÅ‚Ä™boko poruszony. JeÅ›li ta dziew­
czyna jest szczera i nie prowadzi z nim żadnej gry, to
taką właśnie chciałby za żonę. Jeśli...
Znalezli siÄ™ w kanionie, wiÄ™c opowiadaÅ‚ jej o pustyn­
nej roślinności, i o tym, skąd czerpie ona wodę.
- Spójrz na te liście - powiedział, zatrzymując konia
i wskazując na rosnący obok ścieżki groszkowaty kaktus
pustynny. - Jeśli są jędrne, oznacza to, że będzie deszcz,
jeśli zaś wiotkie, nie należy się go spodziewać. W czasie
suszy liÅ›cie roÅ›lin pustynnych sÄ… tak cienkie, że nie po­
trzebujÄ… dużo wilgoci. Teraz liÅ›cie saguaro sÄ… pomarsz­
czone, ale gdy spadnie deszcz, rozprostują się. - Oparł
ręce na łęku siodła. - Czy wiesz, że jeden saguaro może
ważyć do dziesięciu ton? W środku kaktusa znajduje się
szkielet utrzymujÄ…cy ten ciężar, na który przede wszy­
stkim składa się woda. Saguaro wypuszcza nową odnogę
dopiero po do dwustu lat.
tach. %7Å‚yje siedemdziesiÄ™ciu, siedemdziesiÄ™ciu piÄ™ciu la­
58
Oszołomiona i zafascynowana, Christy obejrzała
ogromne kaktusy w Narodowym Rezerwacie Saguaro
w pobliżu Tucson, który zwiedzili w drodze powrotnej
na ranczo.
- Tutejsza roÅ›linność ma dla tubylców ogromne zna­
czenie - mówił Nate. - Dzięki niej plemię Papago ma
leki, pożywienie i picie. Z suchych strąków pało i mes-
Ä…uite wyrabiajÄ… mÄ…kÄ™. LiÅ›cie kaktusa groszkowatego pie­
kÄ… lub gotujÄ…. Z owoców tego kaktusa i saguaro wyra­
biają coś w rodzaju piwa. Mógłbym ci o tym opowiadać
godzinami.
- A ja godzinami mogÅ‚abym sÅ‚uchać. ChÄ™tnie poka­
załabym w szkole zdjęcia tych roślin. Dzieci bardzo by
się ucieszyły.
Rzucił jej chmurne spojrzenie. Jeśli rzeczywiście była
nauczycielkÄ…, nie pasowaÅ‚oby to zupeÅ‚nie do tego, co do­
tÄ…d o niej myÅ›laÅ‚. Gdyby prowadziÅ‚a życie zbyt swobod­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dancemix1234.keep.pl