[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ścianami. Wiodła do niego brama, przez którą właśnie wtaczał się majestatycznie duży, biały fiat.
Zespół zajmował pomieszczenia na parterze i stosunkowo łatwo ustaliłem, które należą do niego okna.
We wszystkich, mimo że jeszcze nie nadszedł zmierzch, paliło się światło.
Wspiąłem się na palce i mocno zastukałem w zamkniętą szybę. Bez rezultatu.
Obejrzałem się. Biały fiat, który dopiero co wjeżdżał na podwórko, niespodziewanie gdzieś zniknął.
Wszystkie okna były zakratowane. Uchwyciwszy się metalowych prętów podciągnąłem się wysoko i
zajrzałem do środka. Ujrzałem pokój z kilkoma biurkami i dużym, czarnym fotelem.
Obok fotela leżała rozbita butelka. Zwiatło załamywało się w odłamkach szkła. Dłoń, która zwieszała
się nad nimi, wyglądała lak, jak gdyby chciała wszystkie te okruchy pieczołowicie pozbierać, lecz nagle
zabrakło jej sił.
Zanim zdążyłem ochłonąć, czyjaś silna ręka chwyciła mnie z tyłu za sweter, szarpnęła i oderwała od
okna.
Czego się tu szuka? powiedział gruby, zachrypnięty głos.
Dałem się złapać jak początkujący gówniarz. Odwrócony brutalnie, stanąłem twarzą w twarz z osobni-
kiem o wyglÄ…dzie atlety, we flanelowej koszuli w kratÄ™.
Milicja oznajmiłem krótko. Ubawiło go to.
Ha, ha! roześmiał się w głos. Wciskaj ten bajer komuś innemu! Milicję to ja ci tu zaraz spro-
wadzę! Odechce ci się, gnoju, obrabiania cudzych mieszkań! Zawsze mówię, że takich jak ty, powinno się
wieszać publicznie dla postrachu.
%7łarty na bok powiedziałem poważnie. Popatrz przez okno, a sam zobaczysz. Wydarzył się
wypadek. Potrzebna mi będzie pomoc do wyważenia drzwi.
Obserwując mnie nadal badawczo wspiął się na palce i zajrzał do środka.
Po co wyważać zaproponował pojednawczo. Zlusarz jestem, zobaczę, co się da zrobić.
Zniknął w klatce schodowej naprzeciwko. W chwilę pózniej pojawił się z torbą pełną narzędzi, który-
mi zaczął majstrować przy drzwiach.
Wkrótce stanęły otworem. Wbiegłem do środka. Wszystkie światła paliły się nadal. Poczułem przeni-
kliwy zapach alkoholu. Na krytym czarnym plastikiem fotelu, z głową zwisającą na piersi, z ręką opuszczo-
ną w dół, siedziała Aldona Godlewska.
Przykucnąłem obok, badając puls. Zlusarz zatrzymał się na wszelki wypadek w drzwiach.
Niech pan zadzwoni po pogotowie zakomenderowałem.
Oczekując na przybycie karetki zacząłem się rozglądać. Obok rozbitej butelki widniała sporej wielko-
ści plama. Pochyliłem się, powąchałem. Nie mogło być żadnej wątpliwości miałem do czynienia z alko-
holem. Nic opodal leżał kieliszek z resztkami płynu. Trucizna? przemknęło mi przez głowę. A może ja-
kiś silny środek nasenny?
Podniosłem się. Wśród skoroszytów i teczek, zajmujących cały blat biurka, nie znalazłem niczego
godnego uwagi. Wysunąłem szufladę. Na samym wierzchu, jakby specjalnie dla mnie przygotowana, leżała
szara teczka...
Wewnątrz znajdowały się kartki zapisane na maszynie. Przeczytałem początek: Mikołaj zobaczył ją
pierwszy. Szła przez podwórko. ..
W tym momencie usłyszałem sygnał karetki, głosy lekarzy i sanitariusza, którzy weszli do pokoju.
...Kiedy się ocknęłam, byłam w pokoju sama. Jedynie z biurka zwisała słuchawka, która wypadła mi z
ręki. Bez przerwy odzywał się w niej przeciągły sygnał.
Przeczytałem ostatnie zdanie, odsunąłem na bok maszynopis, zabrany z zespołu i przysunąłem sobie
szklankę z herbatą. Była zimna, mętna od długiego stania i niesłodka. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła
druga w nocy.
Mimo to postanowiłem pojechać do szpitala. Zaniosłem pustą szklankę do kuchni, starając się stąpać
jak najciszej. Moja żona Kamila dawno już spała z włosami rozrzuconymi na poduszce, z ręką podłożoną
pod głowę. Zajrzałem do pokoju córki. Spała również. Z tapczanu, nad którym pozawieszała sobie fotogra-
fie różnych młodzieżowych idoli piosenki, dochodził równy, głęboki oddech. Napisałem do Kamili krótką
kartkę i zszedłem na dół uruchomić wóz. Jadąc do szpitala przez puste, mokre, błyszczące od deszczu ulice,
zastanawiałem się, kiedy Godlewska zaczęła robić swoje zapiski. Prawdopodobnie musiała je prowadzić
systematycznie już od dość dawna. Może jako coś w rodzaju pamiętnika? Albo traktując to jako namiastkę
dziennikarstwa, od którego została odsunięta? W każdym razie wiele faktów i okoliczności zyskiwało nowe
oświetlenie. Jeszcze bardziej jednak interesowali mnie ludzie, a zwłaszcza ich plastyczne charakterystyki,
Właściwie każda z osób, opisywanych przez Godlewską, miała dość okazji, by ukryć miniaturę w zespole.
Aukasz Chmielewski, Mikołaj, sama Godlewska każde z nich miało klucze. Filip Hanke, Mieczysław
Chara-muszko i złotnik Fabisiak także byli w zespole, gdzie zostawali przez jakiś czas sami. Filip czuł się
zagrożony przez Ewę. Charamuszko od dłuższego czasu chciał zdobyć miniaturę. Fabisiak uważał, że Ewa
go śledzi. Mikołaja, mężczyznę brzydkiego i kalekiego, z kompleksami na punkcie kobiet, Ewa odtrącała
wyśmiewała. Aukasz Chmielewski był ostatnim, który widział ją żywą i rozstał się z nią w dość osobliwych
okolicznościach.
Jednakże trop wiódł i do nielegalnego kasyna gry. Ewa znała len adres, striptizerka Mariola widziała ją
na parkingu przed restauracją Pod Aosiem'1. Kawałki cegły, identyczne z tymi, którymi obciążono zwłoki,
leżały na rumowisku gruzu w pobliżu willi, w której funkcjonowało w Izabelinie nielegalne kasyno gry.
Bagniste jeziorko, gdzie utopiono ciało Ewy, znajdowało się zaledwie kilka kilometrów od Izabelina.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]