[ Pobierz całość w formacie PDF ]
S
R
- Jeżeli dostrzegasz poprawę, to znaczy, że są skuteczne.
Spochmurniała.
Początkowo było lepiej, ale w obecnej fazie terapii poprawa
jest o wiele wolniejsza.
W medycynie czasem tak się zdarza. - Zamyślił się. -Na czym
polegajÄ… te zabiegi?
Diego, nie wiem, nie jestem lekarzem.
Więc jak możesz być pewna, że on robi wszystko, co w jego
mocy?
Doktor Attenburg jest cudowny. Traktuje Noemi, jakby była
jego jedynÄ… pacjentkÄ…. Jego klinika jest supernowoczesna. Ob-
sługa pełna poświęcenia, dla nas szczególnie.
Diego głęboko się nad czymś zastanawiał.
W porządku - mruknął po chwili, ale Ruthie wiele by dała za
jego prawdziwe myśli.
Diego, zrozum, on dał nam nadzieję, kiedy inni zawiedli. -
Widząc powątpiewanie w jego oczach, zdobyła się na wyzna-
nie kłopotliwej prawdy. - Zgodził się nawet skredytować na-
stępny cykl leczenia. Już to pokazuje, z jakim poświęceniem ją
leczy.
Ubezpieczenie nie zwraca kosztów?
Kuracja Noemi została włączona do programu naukowego.
Nawet gdybyśmy miały ubezpieczenie, nie pokrywałoby ono
kosztów leków eksperymentalnych.
Rozumiem.
Ruthie jednak widziała, że Diego ma wiele wątpliwości, co
bardzo ją zaniepokoiło. Z drugiej jednak strony nie był w sta-
nie zrozumieć, co przeżyły przez te długie miesiące poszuki-
wań ani jak bolesna jest bezradność w obliczu cierpienia uko-
chanej osoby. Poza tym jakie ma znaczenie, co on myśli?
S
R
Schowała resztki prowiantu do plecaka i wstała.
Wracamy?
Myślałem, że pójdziemy na drugą stronę wyspy.
Jeżeli zawrócimy, to i tak mamy przed sobą jeszcze cztery ki-
lometry.
Drobnostka.
Wiem o tym.
To dlaczego chcesz wracać?
Czeka mnie praca w Oazie.
Kiedy?
Niedługo. I muszę jeszcze zajrzeć do Noemi.
A więc prowadz.
Ruthie weszła na mostek, wybierając swoją ulubioną trasę.
Spieszyła się. Chciała czym prędzej wrócić do hotelu i zosta-
wić Diega samemu sobie. Irytował ją, miała w głowie mętlik, a
na dodatek do tych wszystkich zmartwień o Noemi musiał do-
łożyć swoje trzy grosze.
Zamyślona, pełna wątpliwości, które w niej zasiał, nie zwraca-
Å‚a uwagi, jak idzie. Po ostatnim deszczu ziemia za mostkiem
trochę się zapadła. Ruthie nie zauważyła zagłębienia i prze-
wróciła się, upadając całym ciałem na lewą kostkę.
Zanim dotarło do niej, co się stało, Diego już przy niej klęczał.
- Nic ci nie jest?
Objęła pulsującą kostkę i krzywiąc się z bólu, powiedziała:
Nic mi nie jest,
Pozwól, niech to zobaczę. - Odsunął jej ręce na bok i w mgnie-
niu oka z urlopowicza przemienił się w lekarza. Zręcznymi
palcami zbadał obolałe miejsca.
S
R
Dzięki Bogu; chyba nie jest tak zle - stwierdził wreszcie.
Jest tylko skręcona. Pomóż mi wstać. Dalej pójdę sama.
Ruthie, jesteś dzielnym żołnierzem, ale nie pozwolę ci for-
sować stopy, dopóki nie będę pewien, że to nic poważnego.
Wstała, opierając się na poręczach mostka. Nie może być kon-
tuzjowana. Musi pracować. W planie dnia nie ma miejsca na
choroby. Postąpiła dwa kroki i znowu, zupełnie tego nie chcąc,
poleciała w objęcia Diega.
- Puść mnie. Hotel jest dwa kilometry stąd. Nie możesz nieść
mnie taki kawał.
Jego twarz była niebezpiecznie blisko jej twarzy.
- %7łołnierz biegnie i dziesięć kilometrów z pięćdziesięciokilo-
gramowym plecakiem.
Diego dotąd nie zdradził się, jak bardzo potrafi być uparty, ale
wyraz jego twarzy mówił jej, że nic nie wskóra.
- Więc wez mnie na barana. - Niech ją niesie, jak chce, byle nie
w objęciach, bo wtedy musiałaby się do niego przytulić, po-
czuć mocne uderzenia jego serca i... oszaleć od kłębiących się
w niej emocji.
Uśmiechając się, pokręcił głową i powiedział:
- Nie ma mowy.
S
R
ROZDZIAA SZÓSTY
Diego niósł Ruthie do hotelu, a wszyscy się oglądali za nimi.
Ruthie płonęła ze wstydu. Na domiar złego miał czelność za-
taszczyć ją do biura panny Montrose i zapowiedzieć, że panna
Fernandez tego wieczoru nie będzie pełnić dyżuru w Oazie.
Przerażona nie na żarty, próbowała uwolnić się z kajdan, jaki-
mi okazały się jego szczupłe, lecz silne ręce.
Właśnie że pójdę do pracy... - próbowała protestować.
Nie. - Wyniósł ją za drzwi, kończąc dyskusję. Wyciągając szy-
ję zza jego pleców, krzyczała rozpaczliwie
do szefowej, która stała z rozdziawionymi ustami:
- Nie zwracaj na niego uwagi! Stawię się w Oazie! - Mogła
by przysiąc, że słyszała, jak Merry Montrose mówi coś o uda
nych planach. - Diego, to śmieszne! Nie rób sensacji!
Wyszczerzył się kpiąco.
- A dlaczego miałoby mnie to obchodzić?
A niech go! Po prostu świetnie się bawił.
Wniósł Ruthie do windy. Jakaś para wymieniła znaczące spoj-
rzenia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]