[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ucha, jak paszcza krokodyla, i zaczął wpychać sobie do gardła najpierw stopę, potem całą nogę.
Tommy zerknÄ…Å‚ na okna.
Na niebie, od wschodu, niczym słaby rumieniec rozlewała się bladoróżowa poświata.
Demon, nie jak istota z krwi i kości, ale skomplikowana papierowa figura origami,
wciąż pochłaniał sam siebie. Robił się coraz mniejszy - aż wreszcie, z oślepiającym błyskiem,
który ukrył akt finalnej transformacji, zmienił się z powrotem w szmacianą lalkę, dokładnie
taką, jaką Tommy znalazł na progu swego domu, bawełnianą figurkę o miękkich kończynach, z
czarnymi szwami, każdy na swoim miejscu.
Wskazując na różowe niebo za oknami, pani Dai powiedziała:
- Zapowiadać się ładny dzień.
9
Starli krew z czół za pomocą papierowych ręczników i wody.
Obie Wietnamki usiadły przy kuchennym stole.
Pani Phan znalazła w lodówce leczniczy kompres, trzymany tam na wszelki wypadek,
przyłożyła go na ugryzioną dłoń pani Dai, a potem zabandażowała.
- Pewna, że nie boleć?
- Zwietnie, świetnie - uspokajała ją Quy Trang Dai. - Goić szybko, nie
problem.
Szmacianka leżała na stole.
Tommy nie mógł oderwać od niej wzroku.
- Co jest w tym paskudztwie?
- Teraz? - spytała pani Dai. - W większości tylko piasek. Trochę błota
z rzeki. Krew węża. Inne rzeczy lepiej żebyś nie wiedział.
- Chcę to zniszczyć.
- Nie móc cię zranić. Ale rozłożyć to moja robota - powiedziała pani
Dai. - Trzeba zrobić to wedle zasad, albo czar nie odwrócić się.
- To całkiem logiczne - stwierdziła Del.
- Gotowi teraz na herbatę? - spytała pani Dai, wstając od stołu.
- Chcę widzieć tę lalkę w kawałkach, a wszystko, co jest w środku, ma
być rozwiane przez wiatr - powiedział Tommy.
- Nie może patrzeć - zauważyła pani Dai, wyjmując z szafki czajniczek do herbaty. -
Magia musi być zrobiona przez czarownika, inne oczy
nie patrzeć.
- Kto tak mówi?
- Martwi przodkowie nad rzeka Xan ustanowić zasady, nie ja.
- Siadaj, Tuong, nie martwić się, pić herbata - nakazała matka Tommy ego.
- Przez ciebie pani Dai myśleć, że ty jej nie ufać.
-Możesz mi poświęcić minutą? - spytała Del, biorąc Tommy ego za
ramiÄ™.
Wyprowadziła go z kuchni do salonu, a Scootie podążył za nimi.
- Nie pij herbaty - ostrzegła go szeptem.
- Co?
- Istnieje niejeden sposób, by ściągnąć zbłąkaną owcę do owczarni.
- Jaki sposób?
- Mikstura, kombinacja egzotycznych ziół, szczypta mułu rzecznego, kto wie? -
wyszeptała Del.
Tommy spojrzał w stronę kuchni. Matka wykładała na półmiski pierniki i kawałki
ciasta, a pani Dai parzyła herbatę.
- Może - szeptała Del - pani Dai przesadziła trochę, chcąc przywołać
cię do porządku i sprawić, byś wrócił na łono rodziny. Może zaczęła od zbyt
drastycznego środka, lalki, podczas gdy filiżanka należycie przyrządzonej
herbaty załatwiłaby sprawę.
Pani Dai rozkładała na stole filiżanki i spodki. Diabelska lalka wciąż tam leżała,
obserwując przygotowania swoimi oczami ze skrzyżowanych szwów.
Tommy wszedł do kuchni i powiedział:
- Mamo, chyba będzie lepiej, jak już pójdziemy.
- Napić się herbaty i zjeść, potem pójść - powiedziała matka, podnosząc wzrok znad
ciasta, które kroiła.
- Nie, chcę już iść.
- Nie bądz niegrzeczny, Tuong. Jak my pić herbata i jeść ciasto, ja za
dzwonić do ojca. Zanim skończyć, on tu wstąpić i zabrać nas do domu przed
praca w piekarni.
- Del i ja wychodzimy - upierał się.
- Nie ma samochód - przypomniała mu. - Auto tej szalonej kobiety
złom w garażu.
- Przy chodniku stoi ciężarówka. Silnik wciąż pracuje.
Matka zmarszczyła brwi.
- Ciężarówka kradziona.
- Zwrócimy ją - powiedział Tommy.
- A co ze złomem w garażu? - spytała pani Dai.
- Mummingford kogoś tu przyśle - odparła Del.
- Kto?
- Jutro.
Tommy, Del i Scootie weszli do salonu, gdzie pod butami chrzęściło i brzęczało szkło z
rozbitego okna.
Pani Dai i matka Tommy ego udały się za nimi. Gdy Tommy otwierał drzwi, jego
matka spytała:
- Kiedy znów cię zobaczyć?
- Wkrótce - obiecał, wychodząc w ślad za Del i Scootiem na ganek.
- Przyjdz dziś na kolację. Mamy com tay cam, twój ulubiony.
-Brzmi obiecująco. Mniam, mniam, nie mogę się doczekać.
Pani Dai i matka Phan też wyszły na ganek, a fryzjerka spytała:
- Panna Payne, jaki dzień urodziny?
- Wigilia Bożego Narodzenia.
- Czy prawda?
- Trzydziestego pierwszego pazdziernika - odparła Del, schodząc
z ganku.
- Które prawda? - spytała odrobinę zbyt natarczywie pani Dai.
- Czwartego lipca - poinformowała ją Del. Zwróciła się do Tommy ego
ściszonym głosem: - Zawsze chcą znać datę urodzin, żeby rzucić urok.
Kiedy Del znalazła się na ścieżce prowadzącej do furtki, pani Dai zbliżyła się do
schodów.
- Pani mieć piękne włosy, panna Payne. Uwielbiam czesać takie włosy.
- %7łeby mogła mi pani obciąć lok? - spytała Del, zmierzając w stronę
ciężarówki.
- Pani Dai jest wspaniały geniusz fryzjer - stwierdziła matka Tommy ego.
- Ty wyglądać jak nigdy.
- Zadzwonię, żeby się umówić - obiecała Del, podchodząc do drzwi
ciężarówki po stronie kierowcy.
Tommy otworzył drzwi po przeciwnej stronie, by wpuścić psa do kabiny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]