[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciÄ™ palcem nie tknÄ™. Hordo, zabierz go do obozu, a potem siÄ™ zobaczy, co z nim zrobimy.
Na rozkaz człowieka z blizną bandyci przywiązali długi sznur do ramion Conana i wskoczyli
na konie. Hordo przywiązał sobie koniec sznura do siodła. Ruszyli kłusem naprzód.
Piach i kamyki spod końskich kopyt siekły Conana w twarz. Zacisnął zęby, żeby nie połykać
kurzu. Przywiązany do siodła za spętane na plecach ramiona czuł, jak kamienie tną mu skórę,
jak jego ciało pokrywa się skorupą gliny.
Stanęli. Młody barbarzyńca wypluł z ust piach i ciężko oddychał. Bolały go wszystkie kości i
mięśnie, a z ran i zadrapań, których jeszcze nie zalepiły kurz i glina, sączyła się krew. Wcale
nie był przekonany, czy nie byłoby lepiej zginąć na miejscu, niż doznawać tego, co mu tu
szykowano.
Hordo! zawołała radośnie Karela. Dobrze, że rozstawiłeś mój namiot.
Zeskoczyła z konia i podbiegła do czerwonego namiotu, jaskrawo odbijającego się od reszty
rozbitego w szerokiej dolinie obozu. Pomiędzy wygasłymi ogniskami walały się koce i derki.
Paru ludzi zaczęło rozpalać ogień. Inni wyciągali dzbany z mocnym samogonem zwanym
kilem.
Widząc siadającego kapitana Hordo, Conan przewrócił się na bok.
Ty bandyta, a ja złodziej sapnął. Co byś powiedział na część królewskiego skarbu?
Zbir nawet na niego nie spojrzał.
Wbijcie kołki! warknął. I przywiążcie do nich to ścierwo!
Pięć medalionów ze szlachetnymi kamieniami, złota szkatuła bogato rzezbiona ciągnął
Conan. Prezenty od Yildiza dla Tiridatesa&
Nie miał zbytniej ochoty zdradzać tym łotrom, czego szukał. Niełatwo będzie uszczknąć
choćby małą część tego, co już uważał za swoją niepodzielną własność. Nie miał jednak
wyboru. Martwy nie osiÄ…gnie nic.
Ruszcie dupy! ryknął brodacz. Pózniej się uchlacie!
Jest człowiek kusił dalej Conan który za same medaliony daje dziesięć tysięcy sztuk
złota. Może znajdzie się taki, co da więcej. A szkatuła też ma swoją wartość.
Pierwszy raz od przybycia do obozu Hordo spojrzał na Conana. W oczach miał złe błyski.
Czerwona Sokolica pragnie twej śmierci. Zawsze było nam u niej dobrze, więc jej
życzenie jest dla mnie rozkazem.
Kilkunastu niezle już wstawionych żołnierzy podeszło do Conana. Podnieśli go z ziemi i
zanieśli na miejsce, w którym wcześniej wbili w twardy grunt cztery solidne kołki. Bronił się
rozpaczliwie, ale było ich zbyt wielu. Po chwili leżał na wznak z rozciągniętymi rękami i
nogami, przywiązany do kołków rzemieniami z surowej skóry za nadgarstki i kostki. W
palącym słońcu ta skóra zacznie się kurczyć& Mimo upału zrobiło mu się zimno.
Dlaczego Hordo nie chce, żebyście dostali dziesięć tysięcy sztuk złota?! wrzasnął.
%7łołnierze w jednej chwili wytrzezwieli i spojrzeli na niego z nagłym zainteresowaniem.
Jednooki kapitan poczerwieniał. Z wściekłym przekleństwem na ustach przyskoczył do
więznia. Conan próbował się uchylić przed ciosem w głowę, ale nie zdążył. Ciężki but cyklopa
wylądował na jego twarzy. Gwiazdy zamigotały mu w oczach.
Zamknij swoją śmierdzącą mordę! ryknął kapitan.
Aberius podniósł głowę i spojrzał na niego ponuro.
Hordo, o czym on mówi? zapytał wyczekująco.
Zamknij się! warknął brodacz, ale chciwość Aberiusa była silniejsza niż strach przed
dowódcą.
Niech mówi! zażądał groznie, przy milczącej aprobacie pozostałych.
Kapitan spojrzał na nich wściekle, ale nic nie odrzekł.
Conan zachichotał w duchu. Jak tak dalej pójdzie, to Hordo i Karela szybko znajdą się na
jego miejscu. Trzeba tylko coś wymyślić, żeby naprawdę nie ukradli tych medalionów. Za
dużo już ryzykował.
Niecałe dwa tygodnie temu wyjaśnił z pałacu Tiridatesa skradziono pięć
medalionów i złotą szkatułę wysadzaną drogimi kamieniami. Jestem na tropie tych, co je
ukradli. Pewien człowiek za same medaliony dawał mi dziesięć tysięcy, a co jeden płaci, drugi
przepłaci. Do tego dochodzi szkatuła, warta najmarniej drugie tyle.
Bandyci skupili się ciaśniej wokół niego, oblizując się łakomie.
Dlaczego aż tyle? zapytał Aberius. Kamienie kamieniami, ale nie słyszałem, żeby
jakikolwiek klejnot był wart aż tyle.
To był prezent króla Yildiza dla króla Tiridatesa odparł Conan z udanym uśmiechem
wyższości. Kamienie, jakich oko ludzkie nie widziało. I w medalionach, i w szkatule
dodał, mijając się nieco z prawdą.
Karela roztrąciła nagle zasłuchanych zbójów na boki. Cofali się pospiesznie pod jej
gniewnym wzrokiem. Nie była to już wystraszona branka w byle jakim męskim przyodziewku.
Krągły biust okrywał złoty napierśnik inkrustowany srebrem, a u szerokiego pasa, gęsto
wysadzanego perłami, wisiała szabla z wielkim szafirem na rękojeści. Szczupłe nogi tkwiły w
wysokich butach z miękkiej czerwonej skóry.
Ten śmieć kłamie! prychnęła. Bandyci cofnęli się jeszcze o krok, ale chciwość nadal
malowała się na ich twarzach. On nie szuka żadnych kamieni, tylko jednej niewolnicy, sam
mi to powiedział! To jest pospolity łapacz w służbie jakiegoś głupca z Shadizar! Conan,
odwołaj te brednie o medalionach!
Rzekłem wam prawdę! Przynajmniej częściowo, dodał w myśli.
Zmełła w ustach przekleństwo i zacisnęła rękę na rękojeści szabli, aż kostki jej palców
zbielały.
Ty gnido! Przyznaj się do kłamstwa albo każę drzeć z ciebie pasy!
Złamałaś połowę przysięgi odparł spokojnie. Z twoich warg padły nieprzyjazne
słowa przeciwko mnie.
Derketa niech cię porwie! Wbiła mu w żebra czubek buta. Mimo woli jęknął.
Hordo, wymyśl dla niego jakąś długą i bolesną śmierć! zażądała. Na tyle powolną, żeby
odpowiednio wcześnie zdążył przyznać, że teraz łże. Odwróciła się nagle i szarpnęła za
szablÄ™, wyciÄ…gajÄ…c z ozdobnej pochwy parÄ™ cali ostrej jak brzytwa klingi. KtoÅ› ma jakieÅ›
zastrzeżenia?
Nie! ryknęli zbóje.
Ku swojemu zdumieniu Conan na niejednej twarzy ujrzał zwierzęcy strach. Skinąwszy głową
z zadowoleniem, Karela schowała mordercze narzędzie i szybkim krokiem ruszyła do swojego
namiotu. Bandyci rozstępowali się przed nią tak pospiesznie, że aż potykali się o kamienie.
Druga połowa twojej przysięgi! wrzasnął za nią Conan. Uderzyłaś mnie!
Przysięgałaś na imię Derkety i złamałaś słowo! Pomyśl o zemście bogini miłości i śmierci na
tobie i na wszystkich, którzy ci pomagają!
Zwolniła kroku, ale się nie odwróciła. Weszła do namiotu.
Trzymaj język za zębami, to będziesz miał lżejszą śmierć! warknął Hordo.
Najchętniej bym cię załatwił szybko, żebyś się nie męczył, ale moi chłopcy, przynajmniej
niektórzy, koniecznie chcą posłuchać jeszcze tej bajki o skarbie.
Zachowujecie się w jej obecności jak podwórzowe psy rzucił Conan pogardliwie.
Czy nie ma tu gdzieś jakiegoś mężczyzny?
Zbój pokręcił kudłatą głową.
Opowiem ci coś. Nie zmuszaj mnie do powtarzania tego, jeśli ci życie miłe. Nikt nie wie,
skąd ona pochodzi. Znalezliśmy ją błąkającą się na odludziu, nagą jak dziecko i niewiele
starszą ale już wtedy nosiła szablę, tę samą co teraz. Nasz ówczesny wódz, Konstancjusz
mu było na imię, chciał się z nią zabawić, a potem ją sprzedać. Był najlepszym szermierzem,
lecz ona zabiła go jak lis kurczaka, tak samo dwóch innych, którzy byli przy nim i próbowali ją
obezwładnić. Od tego czasu ona nas prowadzi, i to jak prowadzi. Zawsze mamy dzięki niej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]