[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spopielałej ze strachu, ci bowiem, co go porwali, cieszyli się na stygijskim wybrzeżu famą
wilkołaków. Nic na sobie nie miał prócz jedwabnej przepaski biodrowej, gdyż w Stygii 
podobnie jak w Hyrkanii  nawet niewolnicy i biedacy ubierajÄ… siÄ™ w jedwab, ale w Å‚odzi
znaleziono obszerny płaszcz w rodzaju tych, jakie chronią rybaków przed chłodem nocy.
Padł przed Conanem na kolana, oczekując tortur i śmierci.
 Stań na nogi, człecze, i przestań się trząść  rzekł niecierpliwie Cymmeryjczyk, któremu z
największym trudem przychodziło zrozumienie ślepego strachu.  Nikt ci krzywdy nie zrobi.
Powiedz mi rzecz taką: czy wracająca z Argos galera, czarna i szybka, przybiła do Khemi w ciągu
ostatnich kilku dni?
 Tak jest, panie  odparł rybak.  Nie dalej niż wczoraj o świcie kapłan Thutothmes
powrócił z dalekiej wyprawy na północ. Mówią, że był w Messantii.
 Co z Messantii przywiózł?
 Niestety, panie, tego nie wiem.
 A po co żeglował do Messantii?  nie ustępował Conan.
 I tego, panie, nie wiem. Kimże jestem, ja, prostak, by znać zamysły kapłanów Seta? Mówić
mogę jedynie o tym, co widziałem albo usłyszałem z portowych pogłosek. Mówi się, że wieści
olbrzymiej wagi dotarły w nasze strony, choć czego dotyczyły, nie wiadomo. Ogólnie za to jest
znany fakt, iż kapłan Thutothmes w wielkim pośpiechu wyruszył swą czarną galerą. Teraz
powrócił, ale co w Argos czynił i jaki ładunek przywiózł, nie wie nikt, nawet żeglarze z załogi
jego statku. Ludzie prawią, że przeciwstawił się Thoth Amonowi, który jest przełożonym
wszystkich kapłanów Seta i mieszka w Luxurze, i że poszukuje ukrytej potęgi, by obalić
Największego. Kimże jestem, by to wiedzieć? Gdy kapłani wiodą ze sobą wojny, zwykły człek
może tylko leżeć plackiem i mieć nadzieję, że nikt go zdepcze.
Conan skrzywił się wzgardliwie, poirytowany tą serwilistyczną filozofią, i zwrócił się do swych
ludzi:
 Ruszam samotnie do Khemi, żeby odnalezć złodzieja Thutothmesa. Trzymajcie tego człeka
jako jeńca, ale nie wyrządzcie mu krzywdy. Crom i szatani, przestań wyć! Czy myślicie, że
możemy wpłynąć do portu i w miasto szturmem? Muszę ruszyć sam.
Uciszywszy zgiełk protestów, zdjął swój rynsztunek by przywdziać skromną szatę rybaka, jego
sandały i zdjętą mu z głowy opaskę. Wzgardził jednak krótkim nożem. Pospólstwo stygijskie nie
miało prawa nosić broni, a płaszcz nie był dość obszerny, żeby ukryć ogromny miecz
Cymmeryjczyka. Conan przeto przypasał do boku ghanatański nóż, oręż używany przez dzikie
pustynne plemię zamieszkującej na południe od Stygii  szerokie, ciężkie, łagodnie
zakrzywione ostrze z wybornej stali o krawędzi jak brzytwa, dostatecznie długie, by
wypatroszyć człowieka.
Potem, pozostawiwszy rybaka pod strażą piratów, wskoczył do jego łódki.
 Czekajcie na mnie do świtu  powiedział.  Jeśli do tej pory nie wrócę  nie wrócę
wcale. Wówczas spieszcie na południe w wasze rodzinne strony.
Gdy przeskakiwał przez burtę, podnieśli żałosny lament, aż musiał wystawić na powrót głowę
zza okrężnicy i przekleństwem nakazać im ciszę. Potem opadł na dno łódeczki i jąwszy się
wioseł pognał ją po falach tak szybko, jak w żadnym razie nie byłby tego w stanie uczynić
właściciel.
17.  ZABIA ZWITEGO SYNA SETA!
Port Khemi leżał pomiędzy dwoma wchodzącymi w morze językami lądu. Conan okrążył
cypel południowy, gdzie ogromne czarne zamczyska piętrzyły się jak usypane ludzkimi rękami
góry, i o samym zmierzchu, gdy dość jeszcze było światła, żeby obserwatorzy rozpoznali
rybacką łódkę i płaszcz, nie dość jednak, by mogli wypatrzeć zdradzieckie szczegóły, wpłynął do
portu. Nie okrzyknięty przemknął wśród wielkich czarnych galer wojennych, co zaciemnione i
ciche stały na redzie, by przybić u stóp wschodzących z wody szerokich kamiennych schodów.
Na wzór wielu innych łodzi przycumował tam krypę do osadzonego w kamieniu stalowego
pierścienia. I nie było w tym nic podejrzanego. Zresztą tylko rybakowi mogłoby się przydać
takie ubogie czółno, a rybacy nie kradli sobie wzajem.
Gdy wspinał się długimi schodami, dyskretnie omijając pochodnie płonące co kilka kroków
nad chlupoczącą czarną wodą, rzucono nań tylko kilka obojętnych spojrzeń. Wyglądał na
zwykłego rybaka, który z pustymi rękoma wraca z bezowocnego połowu u wybrzeży. Gdyby
ktoś popatrzył nań uważnie, byłby może doszedł do wniosku, iż kroczy zbyt sprężyście, zbyt
prosto i pewnie się trzyma jak na nędzarza. Ale szedł szybko, a lud stygijski nie ma do
subtelnych analiz większego zapału niż ludy krajów mniej egzotycznych.
Budową nie różnił się znacznie od przedstawicieli wojjowniczej kasty stygijskiej  wysokich
muskularnych mężów. Osmalony słońcem, był niemal równie smagły jak oni. Podobieństwo to
zwiększała jego czarna, równo nad brwiami przycięta grzywa ujęta w miedzianą opaskę. Różnił
go od Stygijczyków sposób chodzenia, cudzoziemskie rysy i błękitne oczy.
Ale długi płaszcz dawał dobrą osłonę, a nadto Conan, na ile było to możliwe, trzymał się
cienia, a gdy jakiś tubylec mijał go blisko, odwracał głowę.
Ale wiódł ryzykowną grę i wiedział, że długo swej prawdziwej tożsamości nie ukryje. Khemi
nie było podobni do portów hyboryjskich rojących się od przedstawicieli najrozmaitszych ras.
Tu jedynymi cudzoziemcami byli czarni albo shemiccy niewolnicy, a Cymmeryjczyk
przypominał ich nawet mniej niż rdzennych Stygijczyków. Cudzoziemcy nie byli w stygijskich
miastach mile widzianymi gośćmi: tolerowano tylko ambasadorów i licencjonowanych
kupców, tym ostatnim nie pozwalając wszakże przebywać na lądzie po zapadnięciu mroku. A w
tej chwili nie stał w porcie ani jeden statek hyboryjski. Osobliwy niepokój ogarnął miasto; [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dancemix1234.keep.pl