[ Pobierz całość w formacie PDF ]
umówiła. Przed przyjazdem Trudy zastanawiał się nawet, czy
gdzieś jej nie zaprosić, ale teraz zupełnie o tym zapomniał. To
te\ było trochę niepokojące.
No, przynajmniej rozmowa z matką pozwoli mu wrócić na
ziemię. Dzięki niej przypomni sobie, czym tak naprawdę jest
mał\eństwo.
Podszedł więc do biurka, podniósł bezprzewodowy telefon
i wcisnÄ…Å‚ odpowiedni guzik.
- Cześć, mamo - rzucił.
- Ju\ się zaczęłam się zastanawiać, czy nie zrobiłeś się
zbyt wa\ny na rozmowy ze mnÄ….
- Przepraszam, ale wiesz, jak to jest w pracy...
Jakość połączenia między Pary\em a Nowym Jorkiem
była wprost fantastyczna. Miał wra\enie, \e matka mówi mu
wprost do ucha. Oto współczesna technika!
- Tak, kiedy twój ojciec pracował, te\ nigdy nie mogłam
się z nim porozumieć - rzekła cierpko. - Będę się streszczać.
Przyjechałam na parę dni do kraju i chciałam cię dziś zaprosić
na rodzinne przyjęcie.
Linc a\ się skrzywił. Matka zawsze zapraszała go w
ostatniej chwili na spotkania, których rodzinność" polegała
na tym, \e siedzieli we trójkę przy wielkim stole w jakiejś
eleganckiej restauracji.
Zwykle się na to godził, zakładając, \e raz w roku mo\e
poświęcić rodzicom trochę czasu. Być mo\e liczył te\ po
cichu na to, \e staną się rodziną. Oczywiście były to mrzonki.
Matka mieszkała w Pary\u ju\ od dwunastu lat i nic nie
wskazywało na to, \e zamierza wrócić do kraju.
- O ósmej - dodała, zakładając, \e ju\ się zgodził. -
Zupełnie zapomniałam, \e dziś poniedziałek, i miałam
straszne problemy ze znalezieniem odpowiedniej restauracji.
W końcu okazało się, \e ta nowa, libańska w Village jest
otwarta. Co ty na to?
Znał to miejsce. Od kiedy ją otwarto, zaczęła tam
przychodzić połowa nowojorskich znakomitości, co z
pewnością odpowiadało jego matce. Problem polegał na tym,
\e był ju\ umówiony z Trudy.
- Mógłbym zabrać znajomą? - spytał, nie wierząc
własnym uszom.
Chyba po raz pierwszy spytał matkę, czy mo\e przyjść nie
sam. Ona te\ musiała być zaszokowana, poniewa\ milczała
przez dłu\szą chwilę.
- Ee, tak. Będzie mi bardzo miło. Mo\esz powiedzieć, jak
nazywa siÄ™ ta osoba?
- Trudy Baxter.
- Baxter? Baxter... Z tych Baxterów z Long Island?
Pamiętam, \e twój ojciec chodził do szkoły...
- Nie, mamo. Z Baxterów z Kansas.
- Z Kansas? - matka powiedziała to tak, jakby pierwszy
raz słyszała tę nazwę. - Co oni tam robią?
Linc zaśmiał się cicho.
- Uprawiają ogórki, mamo. W Kansas uprawia się du\o
ogórków...
- I tym właśnie zajmuje się jej rodzina? - spytała takim
tonem, jakby było to coś równie ohydnego jak
stręczycielstwo.
- Nie mam pojęcia, ale będziesz ją mogła sama zapytać -
rzucił lekkim tonem. - Chyba nikt z naszych znajomych nie
zajmuje się uprawą ogórków. To byłaby miła odmiana,
prawda?
Linc nie wiedział, czy Trudy zgodzi się przyjść. Miał
nadzieję, \e tak. Dzięki niej ten wieczór nie byłby całkiem
stracony.
- Dobrze, zapytam - powiedziała grobowym głosem
matka. - Czasami dobrze jest wiedzieć coś więcej o osobie, z
którą się spotykasz. Muszę ju\ kończyć, bo jestem umówiona
u Elisabeth Arden. Do zobaczenia wieczorem.
- Pa, mamo.
Linc rozłączył się i od razu wystukał numer do firmy
Babcock i Trimball. Nigdy wcześniej tam nie dzwonił, ale
znał ten numer na pamięć. Parę razy miał ochotę zaprosić
Trudy na lunch, ale zawsze w końcu rezygnował. Nie znali się
przecie\ tak dobrze. To dziwne, \e zapamiętał jej numer.
- Babcock i Trimball - usłyszał wysoki głos
recepcjonistki. - Z kim mam połączyć?
Chrząknął, zanim odpowiedział. Nie przypuszczał, \e
będzie a\ tak zdenerwowany. A przecie\ nie chciał
proponować Trudy jakichś perwersji, ale zwykłą kolację ze
swoimi rodzicami.
- Tak, słucham? - Recepcjonistka zaczęła się
niecierpliwić.
- PoproszÄ™ Trudy Baxter.
Trudy ucieszyła się, \e ktoś do niej dzwoni. Jak do tej
pory to ona wydzwaniała do kolejnych osób, promując
przyjazny wizerunek firmy. Najwy\szy czas, \eby zaczęli te\
do niej dzwonić spragnieni informacji \urnaliści i oficjele.
Mogłaby wtedy dostać podwy\kę, awansować, mo\e
[ Pobierz całość w formacie PDF ]