[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie, po prostu sprawdzałem, czy sytuacja finansowa na górze jest taka, jak powinna.
Prowadzę większą część spraw tego majątku, rzecz jasna z dołu. Czasem księżna
przekroczy budżet albo jeden z chłopców zainwestuje zbyt dużo w konie, wtedy muszę
wkroczyć i opanować sytuację. Uwaga, skręcamy w lewo.
Często mijała te drzwi, ale ponieważ zawsze były zamknięte, a ozdobne płaskorzezby
zakrywały całą ich powierzchnię, jakby je maskowały, Constance uznała, że mieści się
tam schowek na szmaty i miotły. Tymczasem za drzwiami zaczynało się dobrze
67
oświetlone przejście. Marmurowe schody ze zgrabną mosiężną poręczą prowadziły w
dół.
- Uważaj, nie potknij się. O, doskonale. Tędy.
Minąwszy dwa podesty, otworzyli następne drzwi. Za nimi ciągnął się najbardziej
imponujący korytarz, jaki Constance kiedykolwiek widziała.
Wystrój miał prosty. Zciany w pięknym, ciemnym odcieniu zieleni były zawieszone
wybitnymi dziełami sztuki, zarówno współczesnymi, jak mającymi za sobą stulecia,
chodnik natomiast stanowił świadectwo niepowtarzalnego kunsztu perskich tkaczy,
harmonijnie łącząc w sobie zieleń, czerwień i błękit. Oświetlenie stanowiły mosiężne
kinkiety, niezbyt ozdobne, lecz z klasycznymi krzywiznami. Podobne Constance widziała
kiedyś na plantacji w Petersburgu, jeszcze w Wirginii.
W korytarzu pachniało woskiem; przypomniała sobie ten zapach z dzieciństwa. Matka
zawsze kazała polerować woskiem meble i podłogi.
Mimo to wrażenie było dziwne. Minęła dość długa chwila, nim Constance zorientowała
się, czego jej tu brakuje.
Książę jakby czytał w jej myślach, bo odpowiedział na nie zadane pytanie.
- Tu, na dole, niestety nie ma dziennego światła. Jesteśmy pod ziemią, moja droga, więc
jego brak mi doskwiera. Ale to jedyny brak, jaki odczuwam. Poza tym mam nadzieję, że
będziesz mnie często odwiedzać, wtedy zrobi się tu słonecznie. O, jesteśmy na miejscu.
Znalezli się w salonie, który, mimo iż niewątpliwie urządził go mężczyzna, był najbardziej
przytulnym pokojem, jaki Constance znała. Bezużyteczne bibeloty nie zajmowały
każdego centymetra przestrzeni, pozostawało więc mnóstwo miejsca na fotografie,
rysunki i obrazy, przedstawiające ludzi i miejsca. Szczególnie spodobał jej się olejny
portret psa, bardzo szlachetnego retrievera.
- Poczciwy pysk Samsona wydaje mi się o wiele bardziej krzepiący niż te portrety na
górze. Widzę w nim rysy uczciwości, odwagi i przyjazni.
- A na górze, sir?
Uśmiechnął się, a Constance wydało się, że twarz starszego pana promienieje światłem,
emanującym z wewnątrz.
- Lepiej nie mówić.
Potem uwagę Constance zwrócił portret pięknej młodej kobiety. Autor doskonale uchwycił
istotę jej urody: oczy, które zdawały się jednocześnie żarzyć i oskarżać. To połączenie
wydało się Constance fascynujące.
- Ach, to jest Viola.
- Viola? Jakaś krewna? Jest przeurocza.
- Nie słyszałaś o niej? To dziwne. Viola ma poślubić mojego starszego syna.
- Dishy ego?
- Tak. - Książę przytaknął. - To bardzo dziwna sprawa, jeśli chcesz znać moje zdanie.
Zawsze myślałem, że Violę poślubi Philip. Jako dzieci oboje strasznie łobuzowali i bez
przerwy skakali sobie do gardeł.
Constance przypomniała się nagle Stella, mówiąca o arystokratach, którzy razem bawią
się w dzieciństwie. Jakoś nie mogła sobie wyobrazić tej jasnowłosej piękności, jak
łobuzuje, chociaż błysk inteligencji w jej oczach zdradzał, że może mieć więcej wigoru,
68
niż pozwala na to obowiązująca moda. Ale nawet jeśli kiedyś rzeczywiście skakała
rówieśnikom do gardeł, to trudno byłoby sobie wyobrazić, że teraz samotny mężczyzna
mógłby mieć coś przeciwko temu, by to na nim skupiła uwagę.
Rozległo się ciche pukanie i drzwi się otworzyły. Pokojowa, której Constance jeszcze nie
widziała, wtoczyła do salonu wózek z poczęstunkiem.
- Proszę, wasza wielmożność. Od tego powinno przybyć trochę ciała na tych kościach.
- Dziękuję, pani Hutchinson. Czy możemy dostać jeszcze jedną filiżankę? Goszczę
dzisiaj moją przyszłą synową.
- Przewidziałam to, wasza wielmożność. Przywiozłam dodatkowe porcje wszystkiego,
herbaty, kanapek i nawet tego ciasta, które wasza wielmożność tak lubi. Mam nadzieję,
że i pani będzie smakowało, panno Lloyd.
- Dziękuję, pani Hutchinson. Jest pani doprawdy wspaniała.
- Tak właśnie mawiał niedawno mój zmarły mąż, wasza wielmożność. - Dygnęła i
zostawiła ich samych.
Książę z zadziwiającą zręcznością nalał Constance herbatę i nałożył jedzenie na
talerzyk, nie pozwalając jej wstać z miejsca.
Przy herbacie wdali się w bardzo interesującą rozmowę o książkach i ideach, począwszy
od poglądów Ruskina na edukację, poprzez Dickensa i postaci z jego powieści, po
Amerykę Marka Twaina. Książę zadawał jej inteligentne, zgrabnie sformułowane pytania
dotyczące wojny domowej, a potem wyraził współczucie z powodu straty rodziny i
pozycji.
- Musiało być ci bardzo ciężko, moja droga. Dzielna jesteś, że miałaś tyle odwagi, by
zostać świetną guwernantką. Mogę tylko mieć nadzieję, że mój syn da ci szczęście, na
jakie zasługujesz. - Mówiąc, przyglądał jej się znad krawędzi filiżanki, a jednocześnie
trochę nadgorliwie zajmował się kromką razowego chleba z masłem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]