[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drażniącym brzmieniu.
Audrey natychmiast umilkła i osunęła się na podłogę uśpiona.
Zakhar usadowił się wygodniej w fotelu, rozpostarł gazetę i czytał dalej.
95
ROZDZIAA 11
PRZECI%7Å‚ENIE
W Pradze padał nieprzyjemny deszcz, gęsty i drobny, który lepił się do skóry Kłąb chmur, niskich i
ciemnych, zawisł nieruchomo nad starym cmentarzem na Malej
Stranie. Dalej na wschód, nad innymi wzgórzami miasta otwierały się lazurowe
szćzeliny ozdobione tęczami.
Glauco i Beatrycze wysiedli z taksówki i pewnym krokiem przemierzali wysypane
żwirem alejki cmentarza. Pomyliły im się pogrzeby, ale w końcu trafili na ten
właściwy, antykwariusza.
Miał na imię Kareł. On i Glauco poznali się w Strasburgu, na kursie introligatorstwa prowadzonym
przez
97
_zJ Rozdział 11 vi_
Paula Boneta. Od tego czasu utrzymywali kontakt i często pisywali do siebie długie listy po
francusku, w których omawiali książki zakupione z takich czy innych
zbiorów, autorów nowych lub odkrywanych na nowo, jakiś fragment wiersza,
nadzwyczajny traf, szczególnego klienta.
Również Kareł nie był żonaty i szczegół ten nie umknął uwadze Beatrycze. Nieraz
Pod Złotym Słońcem przyłapała wujka na dyskutowaniu o książkach i kobietach z
Profesorem (wdowiec z jedną córką) albo z Dziekanem (w separacji), albo też z
panem Majoranną (młodszy brat sześciu sióstr), i wszyscy oni byli zgodni, że stare księgi to
wyłącznie męska sprawa. Zona Hrabiego w najmniejszym stopniu nie
podzielała pasji męża. Przeciwnie, czasami nawet ją irytowała.
Zwiętej pamięci małżonka Profesora miała zwyczaj wyrzucać mu, że znacznie więcej godzin
poświęcał książkom niż jej.
Mężczyzna ma obowiązek bronić swej biblioteki przed zakusami i pretensjami
kobiet" - powtarzał pan Majoranna.
O tym wszystkim myślała Beatrycze, gdy z opuszczoną głową stała na praskim
cmentarzu, czekając, aż skończy się ceremonia pogrzebowa. Zadziwiające było więc, że dziewczynie
takiej jak ona udało się bez żadnego trudu wejść w ten zamknięty
świat. Być może dlatego, że tak Glauco, jak i jego klienci uważali ją za niewiele wię-
98
cej niż dziecko, które wkrótce znajdzie sobie inne zainteresowania, dalekie od
pożółkłych kart starych książek.
Deszcz padał coraz mocniej.
Gdy trumna została opuszczona do grobu, Glauco wysunął się naprzód, lawirując
między sześcioma czy siedmioma osobami obecnymi na pogrzebie. Położył na wieku
trumny przyjaciela małą czarną książeczkę w delikatnej oprawie, na której
natychmiast wykwitły deszczowe piegi.
- Znalazłem ją dla niego - powiedział po francusku do jedynej wśród obecnych
kobiety, stojącej w pierwszym rzędzie.
Była to siostra Karela.
Trumna i książeczka zniknęły, zasypane ziemią, a niebo nabrało jeszcze
grozniejszego wyglÄ…du.
Opuszczali cmentarz przy akompaniamencie burzowych grzmotów, szurając
podeszwami w żwirze. Za bramą wymienili zdawkowe pozdrowienia i każdy ruszył
w swojÄ… stronÄ™, z wyjÄ…tkiem Glauca, Beatrycze i siostry
Wzięli się pod ramię i poszli brukowanymi uliczkami, sunąc możliwie blisko murów, by osłonić się
przed deszczem. Schronili siÄ™ w piwiarni opodal zamku, noszÄ…cej
nazwę U ćrnćho vola.
Wewnątrz było niemal pusto. Wybrali stolik w kącie i zamówili dwa piwa
Velkopopovicky kozel. Dla Beatrycze,
Karela,
99
która umierała z głodu, przygotowano zapiekankę ziemniaczaną i gorącą
aromatyzowanÄ… herbatÄ™.
-
Jak to się stało? - zapytał w pewnej chwili Glauco, stuknąwszy wpierw swym
kuflem o kufel kobiety.
-
Wypadek drogowy, na starym moście...
Beatrycze przyglądała się jej .z wielką uwagą - trochę
dlatego, że mówiła po francusku, i Beatrycze, aby zrozumieć słowa, musiała śledzić ruch warg, a
trochę dlatego, że w twarzy tej kobiety było coś niezwykłego, co ją intrygowało.
Wydawał się jej też dziwnym fakt, że chwilę po pogrzebie brata poszła na piwo i że mówiła o
zmarłym, przynajmniej na pozór, obojętnie. Być może nie żyli w wielkiej zgodzie albo po prostu był
to inny, bardziej stonowany sposób wyrażania bólu.
Beatrycze zrozumiała z dalszych wyjaśnień kobiety, że Kareł został potrącony przez pirata
drogowego, który nawet nie zatrzymał się, by udzielić mu pomocy. Nieliczni świadkowie zeznali, że
jakiś szary samochód wyskoczył nagle zza zakrętu, tuż przy moście, i wpadł prosto w księgarza, nie
dajÄ…c mu szans ucieczki.
Zdarzyło się to o trzeciej w nocy.
-
Pora zupełnie niepodobna do Karela... - powiedziała jego siostra. - Nie był
nocnym markiem, chyba że zasiedział się w towarzystwie dobrej książki.
Glauco uśmiechnął się melancholijnie. W jego oczach malował się głęboki smutek i często kręcił
głową, jakby
100
wciąż nie potrafił pogodzić się z faktem śmierci przyjaciela.
Zapiekanka była odpowiednio pikantna i Beatrycze zajęła się jedzeniem. Teraz z
rozmowy wyłapywała tylko pojedyncze słowa.
-
Co zamierzasz zrobić z księgarnią? Myślałaś już o tym?
-
Gdybym ją zamknęła, Kareł chyba przychodziłby w nocy i ściągał ze mnie
kołdrę... Ale boję się, że nie będę umiała jej prowadzić. Nigdy właściwie tam nie pracowałam, poza
niedługim okresem, gdy przychodziłam mu pomagać. Wtedy
zresztą miałam przykre wrażenie, że klienci mnie unikali. I nie ma nawet katalogu książek! Nie wiem,
jakim cudem Kareł potrafił to wszystko zapamiętać.
-
Przepraszam, że się śmieję, ale... - Glauco wskazał na Beatrycze. - Jakbym
słyszał moją siostrzenicę.
-
Katalogiem dla wujka ja musiałam się zająć - wyjaśniła dziewczyna, zdziwiona
łatwością, z jaką wypowiedziała to zdanie po francusku.
-
A on pozwala ci dotykać swoich książek?
-
No, ta. t...
-
Och, to już wielki postęp! Kareł wpadał w panikę, gdy brałam jakąś książkę do
ręki. Nie spuszczał mnie z oka, patrzył na moje palce, obserwował, w jaki sposób przewracam kartki
i jak szeroko ją otwieram... Czułam się, nie jakbym czytała
książkę, ale jakbym operowała żyjącą istotę.
101
Przeciążenie
wciąż nie potrafił pogodzić się z faktem śmierci przyjaciela.
Zapiekanka była odpowiednio pikantna i Beatrycze zajęła się jedzeniem. Teraz z
rozmowy wyłapywała tylko pojedyncze słowa.
-
Co zamierzasz zrobić z księgarnią? Myślałaś już o tym?
-
Gdybym ją zamknęła, Kareł chyba przychodziłby w nocy i ściągał ze mnie
kołdrę... Ale boję się, że nie będę umiała jej prowadzić. Nigdy właściwie tam nie pracowałam, poza
niedługim okresem, gdy przychodziłam mu pomagać. Wtedy
zresztą miałam przykre wrażenie, że klienci mnie unikali. I nie ma nawet katalogu książek! Nie wiem,
jakim cudem Kareł potrafił to wszystko zapamiętać.
-
Przepraszam, że się śmieję, ale... - Glauco wskazał na Beatrycze. - Jakbym
słyszał moją siostrzenicę.
-
Katalogiem dla wujka ja musiałam się zająć - wyjaśniła dziewczyna, zdziwiona
łatwością, z jaką wypowiedziała to zdanie po francusku.
-
A on pozwala ci dotykać swoich książek?
-
No, tak.
-
Och, to już wielki postęp! Kareł wpadał w panikę, gdy brałam jakąś książkę do
ręki. Nie spuszczał mnie z oka, patrzył na moje palce, obserwował, w jaki sposób przewracam kartki
i jak szeroko ją otwieram... Czułam się, nie jakbym czytała
książkę, ale jakbym operowała żyjącą istotę.
101
- °> J RozdziaÅ‚ 11 v
-
Bo książki są żyjącymi istotami - rodzą się, stają się członkami twojej rodziny, a potem, jeśli są zle
traktowane, w końcu... odchodzą.
Glauco nie zauważył, że popełnił dużą niezręczność: znalezli się tam przecież z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]