[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z lekarzy w Warszawie nie zechce przyjść, gdy się dowie, że chory jest bratem mordercy,
którego w nocy aresztowano. Wtedy może Józuś umrze bez pomocy&
Wandę wpuszczono do przedpokoju. Pokojówka oświadczyła, że doktor się ubiera,
ale jeśli wypadek rzeczywiście nagły, to w niespełna goóinę bęóie u chorego. Wanda
z trwogą powieóiała pokojówce nazwisko i adres. Gdy ta zapisywała, Wanda niespokojnie
patrzyła na nią, czy nie przerwie ona pisania i brutalnie nie powie:
 Doktor do roóiny mordercy nie pojeóie!
Czerwony błazen 32
Ale pokojówka pisała spokojnie. Wanda odetchnęła.
Gdy znalazła się z powrotem na ulicy, doznała ulgi. Jakby jakiś olbrzymi ciężar spadł
jej z serca, jakby dokonała czegoś niezwykle trudnego, i myśli jej jakoś składniej zaczęły
się wiązać ze sobą, ognisko ich przenosiło się teraz zwolna z Józefa na Wika.
Wanda wierzyła święcie w to, że Wik nie mógł dokonać morderstwa. Znała zbyt
dobrze wroóoną łagodność i dobre serce brata.
Wika wplątali z pewnością w jakąś sieć intryg  myślała Wanda. Po co by on mor-
dował tego bankiera? A może i ten bankier chciał zrobić to samo, o czym mówił Józef
i może&
Ale odrzucała tę myśl.
Nie, to niemożliwe  kombinowała naiwnie dalej, Wik byłby z pewnością się z nim
porozumiał i razem byliby to zrobili. Wik byłby mu nawet z pewnością dopomógł do
tego. Przecież, nigdy nie był on o nic zazdrosny. Nie, to wykluczone, by Wik dla jakiejś
sprawy biurowej kogoś zamordował.
Jedynie prawdopodobne wydawało się Wanóie, że Wika niecnie posąóono, mo-
że nawet wzięto go za kogoś podobnego. Przekonanie o niewinności brata stało się dla
Wandy wkrótce takim pewnikiem, że przypuszczała, że Wik za goóinę lub dwie bęóie
z powrotem w domu i sam osobiście wszystko jej wytłumaczy. Oczywiście, że Józef, gdy
tylko usłyszy o powrocie brata, natychmiast wyzdrowieje, i w domu znów zapanuje spo-
kój. Ta myśl tyle radości wlała w duszę Wandy, że bezwiednie się uśmiechnęła. W bramie
domu jednak wesoły nastrój ją opuścił. Widok dozorcy domu przypomniał jej wczorajszą
tragedię. Prędko biegła po schodach, bojąc się by ktoś z lokatorów jej nie spotkał, z pew-
nością spostrzegłaby na jego ustach drwiący uśmiech. Czuła się szczęśliwa, gdy wreszcie
dobiegła do drzwi swego mieszkania i nacisnęła guzik ówonka.
Przy łóżku Józefa czuwała służąca. Chory leżał na wznak i oddychał ciężko. Po ruchu
klatki widać było jak trudno powietrze przedostaje się do jego płuc. Niezdrowe rumieńce
nie znikły z twarzy. Od czasu do czasu Józef otwierał powieki i nieprzytomnymi oczyma
badał sufit, jakby wióiał na nim coś takiego, co głęboko pochłaniało jego uwagę. Nocna
maligna i zrywanie się z łóżka widocznie zmęczyły go. Leżał teraz bez ruchu, a tylko od
czasu do czasu przyciskał silnie rękoma głowę. Gdy Wanda weszła do pokoju Józefa, zaczął
coś szeptać. Siostra szybko nachyliła się nad nim. Z cichego, niewyraznego szeptu zdołała
zrozumieć tylko dwa słowa: i bo &
Długo nie mogła Wanda doczekać się lekarza. Sieóiała cichutko u nóg chorego i wpa-
trywała się w tarczę ściennego zegara. Wskazówki posuwały się tak wolno, iż Wanóie
zdawało się, że wieczność cała upłynęła od tej chwili, gdy była w mieszkaniu lekarza.
Około goóiny óiesiątej przybył lekarz do chorego. Konsultacja trwała dość długo.
Wanda nie mogła doczekać się, by lekarz opuścił pokój Józefa. Po szczegółowym zba-
daniu chorego, doktor kazał bezzwłocznie zapuścić żaluzje w pokoju, tak aby światło nie
raziło oczu pacjenta. Następnie lekarz kazał posłać do apteki po taką ilość lodu, by cho-
remu można zmieniać co kilka goóin okład na głowie. Każde polecenie lekarza starała
się Wanda głęboko wbić sobie w pamięć. Gdy lekarz skończył swoje długie dyspozycje,
spytał:
 Czy chory ma żonę lub kogoś, kto mógłby zająć się poważnie jego pielęgnacją?
Wanda wbiła oczy w ziemię.
 Ja będę czuwać nad bratem. On oprócz mnie nie ma nikogo.
Przez chwilę lekarz patrzył na drobną postać óiewczyny.
 Za goóinę przyjóie tu pielęgniarka. Ja wieczorem zajrzę jeszcze go chorego. 
Coś miękkiego zadzwięczało w głosie lekarza. Wanda spojrzała na niego z wielką ufnością.
Duże łzy zabłysły w jej oczach.
 Panie doktorze, czy brat baróo chory?
 Tak, baróo chory. Może się mylę, bo na razie nic pewnego ustalić nie mogę, zdaje
mi się jednak, że nieprędko wstanie z łóżka. Ale proszę się nie martwić. Azy i rozpacz
nigdy nie leczą chorób, tylko energia i równowaga u najbliższych.
Wanda szybko otarła łzy, a twarzy swej starała nadać wyraz spokoju.
 Ale na co właściwie brat jej chory?
 Na zapalenie mózgu.
Czerwony błazen 33
.
Tyóień minął od owej tragicznej nocy, w której policja aresztowała Wika. Wanda óień
i noc czuwała przy Józefie, dając się zaledwie przez cztery goóiny na dobę zastąpić pie-
lęgniarce. Od kilku dni opanował ją kamienny spokój i jakby uczucie odpowieóialności
za zdrowie Józefa i za los Wika. Doktor Kuzera odwieóał Józefa dwa, a czasem nawet
trzy razy óiennie. Wizyt lekarskich nie traktował zawodowo. Zwykle po zbadaniu sta-
nu zdrowia pacjenta, przechoóił lekarz do jadalni i tam dłuższą odbywał konferencję
z Wandą. Wanda po tygodniu obdarzała już pełnym zaufaniem Kuzerę. Zwierzyła mu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dancemix1234.keep.pl