[ Pobierz całość w formacie PDF ]
%7łarłok podbiegł do nich i dokładnie obwąchał. Pan Harcourt zagwizdał ostro, na
co spaniel odpowiedział trzema szczęknięciami. Jeden z dużych psów wstał i
przeciągnął się. Drugi podniósł na moment głowę, po czym znowu ją opuścił.
%7łarłok zaczął ujadać prosto do jego ucha. Psisko zgłupiało, ale w końcu
109
dzwignęło się na nogi. Spaniel nie przestawał jazgotać. Duży pies chciał odsunąć
się kilka metrów od zródła hałasu i znowu położyć. Pan Harcourt zagwizdał
przeciągle. %7łarłok zataczał koła wokół pary dużych psów, nie pozwalając im się
położyć. Chcąc od niego uciec, posuwały się coraz dalej uliczką.
Psy zatrzymywały się i próbowały usiąść, a potem znowu ruszały z miejsca.
Doprowadzenie ich na miejsce zabrało %7łarłokowi dziesięć minut.
Pan Harcourt podrapał się w głowę.
- Niewiarygodne. Zwietna robota! Wykazałeś się, mały. Należy ci się kawałek
ciasta marchewkowego. - Odwrócił się do dziewcząt. - No, cóż, dotrzymam słowa.
Pożyczę od kogoś owce. Chciałbym zatrzymać tu %7łarłoka do soboty, aż do zawodów.
Musimy sporo potrenować. Będziemy potrzebowali dużo ciasta marchewkowego. Na
pewno wszyscy postukają się w głowę, ale co nam szkodzi spróbować? Vonnie, jeśli
wygramy, pójdziesz na studia. " *
Ojciec i córka uśmiechnęli się do siebie.
- Lepiej pójdę powiedzieć o wszystkim cioci - powiedziała Grace. - Trzeba upiec
mnóstwo ciasta.
Josie była zachwycona.
- Harcourtowie to dobrzy ludzie - stwierdziła. - Niechby się do nich choć raz
los uśmiechnął. Zresztą zabawnie będzie zobaczyć %7łarłoka w roli owczarka.
W środę wieczorem Grace wybrała się z ciocią Josie do cyrku. Ogromny namiot
pękał w szwach, widownia entuzjastycznie oklaskiwała każdy kolejny numer. Siłacz
roz-
110
darł na strzępy książkę telefoniczną, uniósł małe słoniątko nad głowę i złamał
nogą grubą deskę. Jeszcze nigdy pokaz nie poszedł mu tak dobrze. A wszystko
przez to, co zaszło u fryzjera. Gdy ludzie w wiosce dowiedzieli się o ich
przedziwnych fryzurach, doszli do wniosku, że to musi być cyrkjak żaden inny. I
rzeczywiście - oklaski i owacje sprawiały, że każdy z cyrkowców dawał z siebie
wszystko.
Zawdzięczali to właścicielce czarodziejskiego grzebienia. Należał do niej, więc
to wszystko jej zasługa. Gdyby nie grzebień, namiot cyrkowy mógłby świecić
pustkami, a co wieczór mieli komplet. Wieść o tym, jacy są dobrzy, dotarła już
do sąsiedniego miasteczka. Siłacz dziękował losowi.
- Czy jest tu dziÅ› z nami Grace Scott?
Dobrze wiedział, że jest. Powiedziano mu, że zjawi się dziś razem ze swoją
ciotecznÄ… babkÄ….
- Wołają cię, Grace - powiedziała Josie. - Pomachaj. Grace podniosła rękę.
Chwilę pózniej siłacz znalazł się
koło niej i zaniósł ją na arenę.
- Czego byś najbardziej chciała spróbować? - zapytał. Grace nie miała pojęcia,
dlaczego została wybrana. I wcale
się nad tym nie zastanawiała, tak była podekscytowana. Przez krótką chwilę
będzie cyrkówką!
- Chodzenia po linie - zadecydowała.
Rozległ się dzwięk trąbki, zadudniły bębny. Jeden z linoskoczków wszedł z Grace
po metalowej drabince na platformÄ™ wysoko ponad widowniÄ….
- Chodzenie po linie wymaga długich lat ćwiczeń, dlatego nie mogę puścić cię
samej. Wezmę cię na barana i przeniosę na drugą stronę. Gdybyśmy spadli, to nic
nam siÄ™ nie stanie, bo na dole jest siatka asekuracyjna. Gotowa?
111
Grace skinęła głową. Z podniecenia nie była w stanie wydusić słowa. Daleko w
dole widziała milczący tłum. Linoskoczek przyklęknął i wziął Grace na barana.
- Wcale siÄ™ nie denerwujesz, co?
- Nie - wychrypiała Grace.
- To dobrze, bo nie ma czym. Trzymaj dłonie na moim czole i nie patrz w dół. I
pamiętaj, ostatni raz spadłem, gdy miałem dwanaście lat. A nosiłem już dużo
cięższych ludzi od ciebie.
Znowu odezwały się bębny. Linoskoczek złapał Grace za nogi. Miała wrażenie, że
wkracza w próżnię. Wpatrywała się w platformę po drugiej stronie. Zesztywniała z
podniecenia. Raz, dwa, trzy. Linoskoczek zatrzymał się. Grace zerknęła w dół.
Serce stanęło jej w piersiach. Daleko, daleko poniżej widziała maleńkie postaci.
Boże, jak to wysoko! Zacisnęła powieki. Czemu on stoi w miejscu? Jeśli się zaraz
nie ruszÄ…, to na pewno spadnÄ…! " »
- Grace, Grace! - usłyszała cichy głos linoskoczka.
- Co? Tak? Co się dzieje? Utknęliśmy? Boże, utknęliśmy, prawda?
- Nie, nic takiego. - Próbował ją uspokoić. - Zasłoniłaś mi oczy rękami i nic
nie widzę. Czy mogłabyś przesunąć je wyżej?
Z nerwów spociły jej się dłonie i obawiała się, że nie zdoła ich odkłeić od jego
twarzy. Poza tym bała się wykonać jakikolwiek ruch, żeby nie zaburzyć równowagi.
- Wiesz, co? - dodał linoskoczek. - Założę się, że dam radę dojść na drugą
stronę z zasłoniętymi oczami, więc się nie martw.
112
Jego głos brzmiał tak pewnie, że odrobinę się rozluzniła i zdołała przesunąć
dłonie wyżej. W końcu zaczęła czerpać przyjemność z tego doświadczenia. Miała
wrażenie, że płynie w powietrzu. Istne czary!
- Super! - powiedziała do linoskoczka, gdy bez trudu dotarli do drugiego
podestu.
Widownia zgotowała im owację. Potem Grace z linoskoczkiem wrócili na pierwszy
podest, tym razem bez przystanków po drodze. Widzowie oklaskiwali ich na stojąco.
Znowu zabrzmiała trąbka. Grace i linoskoczek kłaniali się w pas.
- Rewelacja! - powiedziała Grace do cioci. - Tak się cieszę, że właśnie mnie
wybrano.
- Byłaś świetna - odparła Josie. - Sama chętnie bym poprosiła tego młodzieńca,
by przeniósł mnie po linie, ale boję się, że na wieść o tym mój lekarz dostałby
zawału. Ludzie uważają, że jeśli ktoś w starszym wieku ma ochotę robić to, co
młodzi, to musi być niespełna rozumu. To trochę niesprawiedliwe.
/
^^odziennie po szkole Grace chodziła z ciocią Josie od-?^ wiedzie %7łarłoka.
Zawsze był na wzgórzach z panem Harcourtem i stadem dość mizernych owiec.
Każdego dnia Josie przynosiła świeżą porcję ciasta marchewkowego. Spaniel witał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]