[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ciotka z wujem to dobrzy ludzie, ale nie mieli dzieci i nie
potrafili opiekować się dziesięciolatką. Kiedy rodzice zginęli w
katastrofie lotniczej, Alison czuła się potwornie samotna. Całymi
dniami przesiadywała w swoim pokoju, zalewając się łzami. Była
bardzo przygnębiona. Martwiłam się o nią. W owym czasie zaczęły
pojawiać się w prasie artykuły o samobójstwach popełnianych przez
dzieci. Wystraszyłam się. Zaczęłyśmy spędzać razem dużo czasu,
rozmawiać. Chyba wyrobił mi się nawyk opiekowania się siostrą.
- Dziś sprawia wrażenie osoby zrównoważonej i całkiem
zadowolonej z życia - zauważył Justin.
- Wiem. Smutne i przygnębione dziecko wyrosło na piękną i
szczęśliwą kobietę.
- A ty, Cassie? - spytał.
Usiadłszy naprzeciwko niej, oparł się plecami o ścianę.
- Ja? - Zawahała się. - Mnie też się w miarę udało. Co prawda
nie najlepiej się czuję w świecie, który Alison tak kocha. Nawet sobie
nie wyobrażasz, ile razy zapisywałam się na lekcje tenisa. Do dziś nie
113
RS
umiem serwować. Piłka zawsze leci gdzieś w bok. No i nie obracam
się we właściwym towarzystwie.
Jedyne przyjęcia, na które chodzę, to te wydawane przez Alison.
- Uśmiechnęła się kwaśno. - Och, nie jestem stworzona do jej świata.
- Jak go poznałaś? - spytał Justin.
- Kogo? - Dobrze wiedziała, kogo ma na myśli.
- Swojego eks-małżonka.
- Znajomy ze studiów nas sobie przedstawił.
- Od razu między wami zaiskrzyło?
- Bo ja wiem? Jemu podobały się moje pieniądze. Mnie się on
podobał jako mężczyzna. - Dlaczego opowiada Justinowi o swoim
nieudanym zwiÄ…zku?
- Kochałaś go?
- Bardzo. Był przystojny, czarujący. Wuj i ciotka znienawidzili
go od pierwszego wejrzenia; ostrzegali mnie, że to oportunista.
Oczywiście nie uwierzyłam im. Pobraliśmy się, a wujostwo mieli zbyt
dobre serce, aby zablokować mi konto do czasu, aż skończę
dwadzieścia pięć lat. Zlepo zakochana nie broniłam mężowi dostępu
do pieniędzy. Przepuścił wszystko co do grosza, - Na moment
zamilkła. - Uprawiał hazard.
Nastała cisza jak makiem zasiał.
- No tak - powiedział w końcu Justin. - Nic dziwnego, że masz
uraz na punkcie kasyn.
Siedzieli naprzeciwko siebie na obitej aksamitem Å‚awie pod
oknem. Cassie wiedziała, że Justin doskonale rozumie, co nią
114
RS
kierowało, ale wiedziała również, że nie zrezygnuje z zemsty, którą jej
poprzysiągł.
- Wygląda na to - rzekła, starannie dobierając słowa - że zawsze
będziemy po przeciwnej stronie barykady.
- Wczoraj byliśmy po tej samej - przypomniał jej-
- Możesz się do woli napawać wczorajszym zwycięstwem.
Powtórki nie będzie.
Zignorowawszy jej uwagę, sięgnął po notes, który trzymała na
kolanach.
- Mogę zobaczyć, czego cię nauczyła ta głupia książeczka?
- Wcale nie jest głupia!
- Dziesięć prostych lekcji nie wystarczy do nauki poezji. Pisałaś
kiedyÅ› wiersze?
- Nie - przyznała, bezskutecznie usiłując wyrwać mu notes. - Ale
to nie znaczy, że nie potrafię.
Popatrzyła smętnie, jak Justin przebiega wzrokiem po tych paru
wersach, przy których się tyle natrudziła.
- Moje serce to kwiat, który ufnie rozkwita w cieple nocy, by z
nadejściem chłodu dnia zwinąć z powrotem płatki" - przeczytał na
głos, po czym wbił w nią wzrok. - Trochę to trywialne. I rzewne. Nie
sądzisz? Coś mi się zdaje, Cassie, że nie będzie z ciebie poetki.
- Nic ci do tego.
- Nic? Póki masz zamiar pisać wiersze o mnie, uważam, że mam
prawo się o nich wypowiadać.
- To nie jest o tobie!
115
RS
- Tra-ta-ta-ta. Rozkwitłaś w cieple nocy, w chłodzie dnia się
zamknęłaś. Oczywiście, że to o mnie i tobie. Nawet nie próbuj
zaprzeczać. - Rzucił notes na jej kolana. - Naprawdę serce ci wczoraj
zadrżało?
- Nie żartuj! To był seks, czysta chemia. Mam trzydzieści lat,
Justin. Wiem, o czym mówię!
- Chwyciła z furią notes i przycisnęła go do piersi. Uśmiechnął
się tak ironicznie, że miała ochotę go spoliczkować. Ledwo posiadała
się z wściekłości, więc pewnie by to zrobiła, gdyby nie kot, który
wskoczył pomiędzy nich na lawę i zaczął czyścić łapki.
- Którędy on wchodzi i wychodzi? - zainteresowała się Cassie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]